35: Niezłomna walka w spełnieniu ostatniego marzenia

97 5 4
                                    

Tak jak nalegała Zuza oraz cała moja rodzina zdecydowałem się powtórzyć moje badania. Idąc na nie miałem cichą nadzieję jednak, że może za sprawą mojego pozytywnego nastawienia jednak nastąpił cud i ten skąpodrzewiak jednak nie będzie chciał mnie posłać na tamten świat. Bo jakoś naprawdę wyjątkowo nabrałem chęci do tego, żeby żyć i nie wybierać się na żaden tamten świat
Lekarz: No długo pan zwlekał z powtórzeniem badań panie Roguz
K: No wie pan, jednak zdecydowałem się zająć medycyną niekonwencjonalną. I jak pan widzi zadziałało. Albowiem czuje się świetnie i nie zamierzam się nigdzie wybierać
L: No faktycznie wyciszył pan objawy
K: No widzi pan. Ja się naprawdę zżyłem z tym moim skąpodrzewiakiem. Zacząłem się n nim odpowiednio zajmować jak swoim własnym zwierzątkiem domowym. Nawet chciałem mu nadać bardziej przyjazne imie. No ale cóż, chyba na to już nie przyjdzie czas bo "Time to say goodbye..."
L: No ale niestety panie Roguz wyciszył pan tylko objawy...
K: Niemożliwe
L: Bardzo mi przykro. Przez wyciszenie objawów lepiej się pan czuł, ponieważ w ogóle guz nie dawał panu o sobie znać. Ale on cały czas jest aktywny i powiększa się dalej z każdą minutą
W tym momencie ogarnęło mnie przerażenie. Naprawdę myślałem, że jednak nastąpiło to "cudowne uzdrowienie" i jednak będę żył, a tu jednak wręcz przeciwnie
K: Ile mi zostało doktorze? Kiedy to się zacznie i nie będę normalnie funkcjonował
L: No wie pan. Konkretniej daty i godziny nie jestem w stanie panu podać. Ale z przykrością muszę zawiadomić, że już całkiem niedługo
K: Cholera jasna
Po wyjściu od mojego lekarza i usłyszeniu tego, że zostało mi raptem kilka dni wiedziałem, że muszę śpieszyć i zrealizować jeszcze na tej Ziemii ten jeden cel, który sobie wyznaczyłem. Co prawda jest on uważany przez wszystkich za wygórowany i niemożliwy do spełnienia. I tak nie miałem już nic do stracenia. Byłem tak zdeterminowany, że nic nie mogło mnie powstrzymać i nie mogłem się poddać za wszelką cenę. Udałem się najpierw do prezydenta, żeby mu oznajmić jak wiekopomne wydarzenie go czeka i żeby spróbował mi pomóc je dofinansować oraz zorganizować. Choć próbowałem przedstawić mu je w jak najlepszym świetle tylko mogłem. Opowiedzieć mu o tym jak o naprawdę ogromnej imprezie, która może być doskonałą promocją dla miasta to i tak koleś był nieugięty oraz absolutnie nie chciał się zgodzić na moją pomoc, tłumacząc się tym, że jako przedstawiciel miasta. No cóż, to było moje pierwsze niepowodzenie, ale postanowiłem sobie w końcu, że nie odpuszczę za wszelką cenę dlatego udawałem się do kolejnych różnych osób wymyślając różne przedziwne przyczyny dla których chce zorganizować koncert (między innymi starałem się przekonać właścicielkę domu dziecka, że robię to, żeby te pokrzywdzone przez los istotki miały lepsze życie- odrzucono. A zawsze byłem pewien, że mam dość dobrą siłę perswazji. Następnie jednej z osób, która mogła mi pomóc starałem się wmówić, że chciałbym się oświadczyć mojej narzeczonej, która jest sławnym lekarzem leczącym chore dzieci w Afryce i wypadałoby takiej niesamowitej osobie oświadczyć uroczysty sposób. Także nie uwierzyła w te bajeczkę. Jednak nie wszystko takie łatwe na jakie się wydawało. A byłem naładowany takim optymizmem, który po jednym dniu porażek z kretesem został doszczętnie wypalony.
{Zuza}
Chyba ja bardziej niż Kuba byłam załamana tym co powiedział mi neurochirurg. Co prawda powiedział mi, że spróbuje się skontaktować jeszcze z innymi lekarzami i odezwie się jeszcze do mnie, jednak na to, nie miałam już żadnej nadzieji. Swoje smutki z powodu tego, że nie udało mi się uratować Kuby i że nie już za niecały tydzień umrze on rychłą śmiercią utapiałam w alkoholu, który piłam w klubie Dirty Track, gdzie Magda, która zgodziła się zająć wraz z Kubą koncertem nie mogła wyjść z szoku, gdzie Kuba chciałby go zrobić
Magda: No co temu Kubie strzeliło do głowy?! Wymyślił sobie koncert na stadionie narodowym i to jeszcze chce go zrobić za tydzień?! No nie wytrzymam ludzie trzymajcie mnie
Zuza: A co? Uważasz, że mu się to nie uda. Kobieto, długo Cię nie było w jego życiu i nie wiesz jaki on jest zawzięty. Jest w stanie poruszyć często nawet niebo i ziemię, żeby osiągnąć to co chce
M: Ta jasne. Przykro mi Zuza, ale chyba nie w tym przypadku
Stefan: Zuza, Magda ma rację, przecież to jest po prostu niemożliwe. Nikt nie da mu pozwolenia na wynajęcie stadionu narodowego. To jest normalna "walka z wiatrakami"
M: Ta jeszcze powiedz, że jako support załatwimy jeszcze Rolling Stonsów...
Z: Dobra! Niedowiarki! Muszę wam coś powiedzieć
Powiedziałam im jaka jest prawda, dlaczego Kuba tak bardzo się stara, dlaczego mu tak zależy na tym koncercie itp. Dlaczego także tak szybko podpisał intercyzę dotyczącą klubu. Mina Stefana po tym jak to usłyszał była taka, jakby dowiedział się, że w wypadku samochodowym zginął jego własny ojciec, natomiast Magda po prostu głośno się poryczała
Stefan: Przepraszam, czy to jest jakiś żart...
Magda: Nie... to nie może być prawda! Nie zgadzam się! Kłamiesz!
S: Zrobimy ten koncert, ażeby nie wiem co
M: No dobra, zobaczę co da się zrobić. Ale ostrzegam, że tanio nie będzie
{Kuba}
No i jak Magda chce to potrafi. Sam nawet nie wiem jak jej się to udało. Uruchomiła swoje kontakty i miejsce na stadionie narodowym, tuż po jednym z meczów było tam zarezerwowane. Zastanawiało mnie skąd nagle taki prezent od niej dla mnie, ale doszedłem do wniosku, że może zwyczajnie chciała mi odpłacić za to, jaką była wtedy wariatką porywając Natalię i napędzając mi zarazem tyle strachu. Ponieważ już wiedziałem, że do jak wiekopomnego wydarzenia miało dojść i miałem pewność, że dojdzie to teraz cały swój czas poświęcałem na próbach w klubie wraz z pozostałymi członkami zespołu. Pomimo swojego już niezbyt młodego wieku naprawdę dawaliśmy czadu, dokładnie tak jak kiedyś
Kuba: No muszę wam przyznać panowie, że dajecie radę. Było naprawdę nieźle, tylko byłoby jeszcze lepiej gdybyś Stefan za mną nadążał bo widzę, że zostajesz w tyle
S: Spokojnie nadrobię zaległości. Jeszcze jest trochę czasu
K: To śpiesz się z tym dobrze Ci radzę, bo tam musimy być perfekcyjni. W końcu gramy w tak wyjątkowym miejscu a to do czegoś zobowiązuje prawda? Dobra chłopaki. Trzy minuty przerwa na siku i wracamy do gry
Krycha: Widzę, że naprawdę nieźle wam idzie beze mnie
Jakub: Krycha?! A co to, knajpy tam na górze mają złe, że ty znowu tu na dole?!
K: Wielka szkoda, że już niedługo pogracie
J: Pogramy! Już ty się o to nie martw!
K: Raczej nie pogracie, nie wydaje mi się!
J: Krycha, ja się nigdzie nie wybieram. Błagam Cię. Daj mi jeszcze trochę czasu, przynajmniej kilka dni do tego koncertu
K: No nie wiem stary nie wiem
J: Zlituj że się chłopie
K: A podobno ty nie chciałeś żadnej litości. No dobra niech Ci będzie. Ale po koncercie widzimy się za kulisami
J: Jasne, po koncercie...

Kuba Roguz- 39 i pół tygodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz