Donghyuck odprowadził wzrokiem Marka, po czym rozsiadł się wygodniej na ławce w parku. Okulary przeciwsłoneczne, które dotychczas miał na czubku głowy, spuścił na nos. Pogoda w Vancouver wyjątkowo ich rozpieszczała - był to najcieplejszy dzień od przyjazdu Donghyucka do Kanady, po niebie sunęło tylko kilka pojedynczych chmurek, dzięki czemu nie musiał mieć na sobie niczego prócz koszulki na krótki rękaw i dżinsów. Mógł w końcu również założyć swoje białe trampki, nie musząc się obawiać o to, że wdepnie w nich w kałużę lub błoto.
Dzień był wręcz idealny na spacer i szkoda byłoby go marnować, spędzając wolny czas w domu, co Donghyuckowi uświadomił Mark zaraz po tym, jak pierwszy z nich zjadł szybkie śniadanie. Widząc, że chłopaka ciągnie do wyjścia, Donghyuck od razu się zgodził na wspólną przechadzkę. On także nie chciał przesiedzieć w swoim pokoju całego dnia. Na zewnątrz zdecydowanie było o wiele więcej rzeczy do robienia, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Donghyuck wciąż nie zwiedził całego Vancouver. I prawdopodobnie nigdy mu się to nie uda, aczkolwiek warto było przynajmniej spróbować.
Dlatego właśnie zaraz po przebraniu się i spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy do torby na ramię, do której dołożył później również na prośbę Marka jego portfel, telefon i klucze, Donghyuck wyszedł razem ze swoim towarzyszem z domu. Gdy tylko zajęli swoje stałe miejsca w samochodzie - Mark za kierownicą, Donghyuck na miejscu pasażera - starszy z nich spojrzał pytająco na drugiego.
- Więc? Co takiego dzisiaj chciałbyś porobić? - zapytał Mark. Pamiętał swoje zapewnienie, że zawiezie Donghyucka gdziekolwiek ten będzie chciał, i zamierzał go dotrzymać.
- Zdam się na ciebie. Zabierz mnie do miejsca, w którym teraz chciałbyś być - odparł Donghyuck, nonszalancko gestykulując przy tym ręką, by pokazać, że jest mu obojętne to, gdzie pojadą. Mark przez moment przypatrywał się Donghyuckowi, myśląc, że ten jeszcze zmieni decyzję, jednak ostatecznie pokiwał głową na zgodę.
Chociaż w Vancouver było wiele muzeów oraz innych miejsc wartych zobaczenia, jak na przykład galerie sztuki, to jednak Mark wiedział, że one raczej nie zainteresują Donghyucka. On sam kiedy wybierał się na zwiedzenie takich obiektów z wycieczkami klasowymi, zanudzał się niekiedy na śmierć i mimo iż nabyta wiedza przydawała mu się później na sprawdzianach, wolałby ten czas spędzić w zupełnie inny sposób. Mark podejrzewał, że podobne nastawienie do tego typu instytucji miał Donghyuck, dlatego też postanowił nie fundować mu lekcji w terenie, a zamiast tego zabrać go do miejsca, do którego lubił jeździć, by odpocząć od szkoły lub też okiełznać swoje myśli.
Po niecałych dziesięciu minutach jazdy, co było możliwe tylko dzięki temu, że na ulicach o tej porze nie było jeszcze wielkiego ruchu, Mark zaparkował samochód na jednym z parkingów i wyłączył silnik. Zdezorientowany Donghyuck zaczął się rozglądać, próbując odgadnąć, dlaczego tak właściwie tutaj przyjechali.
- Dobra, poddaję się. Gdzie mnie zabrałeś? - Donghyuck przeniósł wzrok na Marka, który wyciągnął przed siebie rękę.
- Queen Elizabeth Park. Miejsce, które trzeba odwiedzić, kiedy jesteś w Vancouver - oświadczył dumnym głosem Mark, zaraz po tym odpinając pas i wychodząc z samochodu.
Donghyuck zmarszczył brwi, lecz szybko pokręcił głową, postanawiając dać szansę miejscu, do którego przywiózł go Mark, po czym i on otworzył drzwi, by wysiąść. Mark już czekał na niego na zewnątrz z rękami włożonymi w kieszenie. Gdy tylko zamknęli samochód, ruszyli w stronę pierwszej ścieżki.
Po około pół godzinie spaceru Donghyuck przekonał się, że powinien częściej ufać wyborom Marka, bowiem już drugi raz został pozytywnie przez niego zaskoczony. W parku bynajmniej nie było cicho, ponieważ zewsząd dochodziły do nich radosne śmiechy dzieci, szczekanie psów, żartobliwe przekomarzanie się spacerujących małżeństw, a niekiedy nawet płacz niemowląt dochodzący z wózków pchanych przez ich rodziców. Idąc obok siebie, Mark i Donghyuck co pewien czas mijali grupki przyjaciół, pojedyncze osoby, które wybrały się na przebieżkę, lub też pary na swojej pierwszej randce, o czym świadczyły ich ukradkowe spojrzenia i nieudolne próby złapania się za rękę.
CZYTASZ
help me forget about him || markhyuck ||
Fiksi PenggemarDonghyuck miał wiele marzeń, aczkolwiek od zawsze brakowało mu wiary w ich spełnienie. Gdy jednak pewnego dnia otrzymuje propozycję nie do odrzucenia, dzięki której jedno z jego największych pragnień zostanie ziszczone, mimo to waha się przed jej pr...