- Serio chcesz mi pomóc? – Zachłysnęłam się powietrzem, nie odrywając wzroku od twarzy Justin’a.
- Nie, przyszedłem do ciebie na kawę – odpysknął, a ja złapałam za klamkę, by zamknąć przed nim drzwi, jednak uniemożliwił mi to, wsadzając stopę przez próg.
- Żartuję, nie bądź taka drętwa, no. Zbieraj się, nie będę wiecznie na ciebie czekał – stwierdził chłodno i wszedł do środka. Nawet nie rozejrzał się po wnętrzu, tylko usiadł na jednej z kanap.
- Kpisz sobie ze mnie? – Wydusiłam, jednak po chwili miałam ochotę uderzyć samą siebie w twarz. Nie powinnam go denerwować, jeżeli proponuje mi pomoc.
- Jestem w tym momencie nadto poważny, a ty nadal stoisz przede mną w bluzce koszykarskiej i o ile mój instynkt mnie nie myli – w majtkach. – Poczułam jak robi mi się gorąco, wszędzie. Miał rację.
- Więc dla swojego bezpieczeństwa, idź się ubierz – powiedział sucho i stanowczo.
- Be.. bezpieczeństwa? – Zająknęłam.- Tak, bo teraz mam ochotę się na ciebie rzucić i przelecieć na kilka sposobów – warknął cicho. Wiedziałam, że wyglądam w tamtym momencie jak burak. „Przelecieć na kilka sposobów” – nie mogę zaprzeczyć - jego słowa wpłynęły na mnie. Odwróciłam się od niego, nie mając ochoty utrzymywać kontaktu wzrokowego i schyliłam się do walizki, uważając, by nic nie było widać. Sięgnęłam po zestaw, który jako pierwszy wpadł mi w oczy i prawie pobiegłam do łazienki. Postanowiłam, że w wolnej chwili się wypakuję, bo mam dość schylania się do tej pieprzonej torby. Weszłam na dwie minuty pod prysznic, by oczyścić umysł. Włosy na nowo spięłam w koczek, a makijaż poprawiłam. Czerwone szerokie spodnie i biała bluzka odkrywająca mój brzuchwyglądały na mnie całkiem nieźle. Przejrzałam się w lustrze i założyłam na nadgarstek złoty zegarek. Bez słowa wyszłam do pokoju, sięgając od razu do walizki, by wyjąć okulary przeciwsłoneczne.
- Jestem gotowa – powiedziałam zestresowana, czym zwróciłam uwagę Justin’a. Spojrzał na mnie, a ja zauważyłam jak jego oczy się rozszerzają.- Chodź – odpowiedział stanowczo, wstając z kanapy i nawet na mnie nie patrząc. Złapał mój nadgarstek, by jak najszybciej wyjść z apartamentu. Udało mi się w ostatniej chwili zamknąć drzwi i je zablokować. Czułam, że chłopak jest na mnie wściekły, chociaż to ja powinnam być na niego zła za to jak zachował się wcześniej. Zignorował mnie totalnie, a teraz nagle się zjawia i myśli, że wszystko będzie okej? Trudno mi to przyznać, ale tak właśnie było, bo nie miałam zamiaru się z nim kłócić, bojąc się, że stracę szansę na odszukanie James’a. Szatyn nadal obejmował moją dłoń, a ja czułam się z tym cholernie nieswojo. Miałam już zamiar wyrwać rękę z jego uścisku, ale właśnie wyszliśmy przed hotel. Ujrzałam jeden z tych nowoczesnych sportowych samochodów, które znajdują się na okładkach gazet dla mężczyzn. Zatrzymałam się zaskoczona, gdy Justin wyjął kluczyki i specjalnym przyciskiem odblokował auto.
- Masz zamiar tu tak sterczeć? – Usłyszałam jakby przez mgłę. Ocknęłam się w końcu z dziwnego transu i sięgnęłam do drzwi, by je otworzyć. Po chwili już siedziałam na wygodnym czarnym, skórzanym fotelu.
- Więc? – Usłyszałam stanowczo za blisko i dotarło do mnie, że chłopak schylił się w moją stronę, prawie przyciskając usta do miejsca nad uchem.
- Co? – Powiedziałam trochę za głośno i za ostro.
- Masz jakiś pomysł gdzie on może być?
- Myślisz, że gdybym wiedziała gdzie jest to siedziałabym tu z tobą i znosiła twoje zachowanie? – Spytałam bezczelnie, od razu żałując własnych słów, bo Justin odsunął się ode mnie, odpalając tym samym samochód i ruszając.
- Pamiętaj, że jesteś w moim samochodzie i że z własnej woli ci pomagam, więc mogłabyś być odrobinę milsza – powiedział beznamiętnie, zakręcając w jedną z przecznic.
- Jestem dla innych taka, jak oni dla mnie. Ty przestań zachowywać się jak dupek, a ja przestanę być… - nie dokończyłam z braku odpowiedniego słowa.
- Suką? – Dopowiedział chłopak, znów zakręcając.
- Sądzisz, że jestem suką? – Zapytałam nieprzemyślanie. Musiało to zabrzmieć głupio, bo mój kierowca wybuchnął śmiechem.
- Taa, tak sądzę. Jesteś naiwną i głupią suką.
- A ty popieprzonym i bez serca gburem, kto ma gorzej? – Zaśmiałam się sarkastycznie, mając nadzieję, że go zranię.
- Ty, bo siedzisz w moim samochodzie.
- Przestań przechwalać się tym, że to twoje auto! – Krzyknęłam i nagle zapragnęłam znów znaleźć się w moim hotelowym pokoju, pod kołdrą.
- Przysięgam, że zaraz nie wytrzymam i każę ci wysiadać – jego ton diametralnie się zmienił, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Wolałabym być gdziekolwiek, tylko nie z tobą! – Warknęłam.
- Zamknij się w końcu – spojrzał na mnie, a swoim wzrokiem prawie mnie zabił. Widziałam w jego oczach błyskawice złości. Postanowiłam być już cicho i chociaż raz się podporządkować. Wiedziałam, że bywam upierdliwa, ale nie dam sobą tak pomiatać. Kiedy tylko będę miała możliwość, wszystko mu wygarnę. Zaczęłam bawić się skrawkiem materiału moich spodni, miętosząc je między palcami i ukradkiem patrząc na chłopaka. Jego umięśnione ramiona manewrowały kierownicą i od czasu do czasu napinały się. Jego wrogie spojrzenie osłabło, skupiając się na drodze, jednak szczęka nadal była mocno zarysowana i widoczna. Jeździliśmy przez najróżniejsze przecznice, a ja mimo wszystko, starałam się skupić na widoku za oknem. Miałam nadzieję, że Justin przyniesie mi szczęście i dzięki niemu zobaczę James’a. Z drugiej strony wiedziałam, że w każdej chwili mogę do niego zadzwonić, ale bałam się, że nie odbierze albo, co gorsza nie będzie chciał mi powiedzieć gdzie dokładnie mieszka. Mijały kolejne minuty, które jak zauważyłam uciekały szybciej niż podczas podróży taksówką. Na ekranie mojego telefonu właśnie wybiła szesnasta. Bolały mnie nogi przez brak ruchu, a plecy błagały o masaż. Kolejne pół godziny spędziliśmy na jeździe bez celu.
- Wiedziałem, że tak będzie – usłyszałam złośliwe słowa chłopaka.
- Co masz na myśli? – Spytałam miło, mając nadzieję, że nie wyprowadzę go z równowagi.
- Jesteś ślepa czy coś? Nie widzisz, że te twoje zasrane poszukiwania nie mają sensu? Moim zdaniem powinnaś dać sobie spokój z tamtym dupkiem i zacząć żyć od nowa – stwierdził, obracając się w moją stronę. Gwałtownie zahamował, a mnie aż wepchnęło w fotel. Poczułam jak krew w moich żyłach szybciej krąży, gdy nawiązałam z szatynem kontakt wzrokowy. Był wściekły.
- Najwidoczniej nie wiesz, czym jest miłość. Do twojej małej główki nie potrafi dotrzeć to, że nie potrafię bez niego żyć.
- Pierdolenie – stwierdził rozwścieczony.
- Może dla ciebie, ale ja i tak nie mam zamiaru się poddać – powiedziałam stanowczo i sięgnęłam dłonią w stronę klamki, by wyjść z samochodu. Niestety Justin uniemożliwił mi to, blokując wszystkie wyjścia.
- Wypuść mnie – zgromiłam go wzrokiem. W tamtym momencie miałam ochotę się na niego rzucić i wydłubać oczy.
- Jesteś w moim aucie i teraz jedziemy tam gdzie ja chcę – powiedział, znów odpalając samochód, a ja uderzyłam go w ramię pięścią, mając nadzieję, że mnie jednak puści. Najwyraźniej wcale go to nie zabolało, bo z jego ust nie wydobył się jęk, a raczej chichot.
- Puść mnie, kurwa! – Krzyknęłam, uderzając w szybę. Byłam, aż tak zirytowana i zrozpaczona, że chciałam zdewastować mu samochód.
- Uhu, nasza mała Kate przeklina. Nie mam zamiaru otwierać drzwi, a ty lepiej się uspokój, bo zadzwonię po weterynarza i cię zabiorą – zagroził mi ze śmiechem, a ja czułam, że tracę panowanie nad sobą. Faktycznie powinnam się uspokoić, bo rozszarpię go żywcem.
- Grzeczna dziewczynka – powiedział po kilku minutach jazdy w ciszy. Chciałam odpowiedzieć coś uszczypliwego i wrednego, ale bałam się, że skończy się gorzej niż mogę to sobie wyobrazić. Czułam jak wszystkie moje mięsnie są napięte. Wpatrywałam się w niebo, które z każdą minutą coraz bardziej ciemniało. Było kilka minut przed siedemnastą, a ja siedziałam w samochodzie tego idioty, na ulicach miasta, którego w ogóle nie znam. Czy mogło się zdarzyć coś gorszego? Dotarło do mnie, że tak, kiedy zaparkowaliśmy przed jakimś małym barem.
W końcu mogłam wyjść z pojazdu, a gdy chciałam odejść, usłyszałam słowa Justin’a.
- Przestań być taka drętwa i chodź ze mną, napijemy się czegoś, a później cię odwiozę. – Szczerze powiedziawszy spodobała mi się jego oferta, ale nie chciałam tak szybko się poddawać. Zrobiłam kolejny krok.
- Obiecuję – powiedział głośno szatyn. Obróciłam się i powoli do niego podeszłam, stając dwa kroki przed nim.
- Jeżeli znów zaczniesz zachowywać się jak dupek to wychodzę. – Warknęłam mu w twarz. Nie odezwał się, jedynie ujął mój nadgarstek i pociągnął delikatnie w stronę drzwi. Nie chciałam wywoływać kłótni, on sam mnie prowokował. W progu uderzyła mnie fala śmierdzącego dymu. Pomieszczenie było podzielone na dwie części – w głębi poustawiane były stoliki, a przy wejściu stał ogromny bar. Ściany pomalowane były na krwisty czerwony, co tworzyło dziwną atmosferę. Boazeria z ciemnego drewna dookoła akcentowała charakter lokalu. Przeszliśmy kawałek, by usiąść na wysokich krzesłach. Barman był wysokim i napakowanym blondynem. Od razu zwrócił na nas uwagę i spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się. Nawet nie zauważyłam, kiedy Justin ułożył dłoń na moim kolanie, lekko ściskając. Syknęłam i strzepnęłam jego rękę, nie wiedząc, o co tym razem mu chodzi.
- Nie zapominaj się – schylił się w moją stronę, by szepnąć mi do ucha. Poczułam jego miętowy oddech.
- Coo? – Spytałam o wiele głośniej od niego, zupełnie oniemiała.
- Jesteś tu dla swojego chłopaka, nie pamiętasz? – Zachichotał i nagle zdrętwiałam. Chłopak przylgnął do mojej szyi ustami, ssąc ją delikatnie. Wiedziałam, że to złe, ale jego wargi na mojej skórze, o Boże. Nie, Kate. Nie możesz. W końcu wrócił mi zdrowy rozsądek i gwałtownie go odepchnęłam.
- Co ty sobie wyobrażasz? – Warknęłam. W tamtym momencie, jakby specjalnie chciał załagodzić sytuację, odezwał się barman:
- Co wam podać?
- Dla mnie piwo, a dla tej pięknej - sex on the bitch – powiedział za mnie Justin, głupkowato się uśmiechając.
- Co w ciebie wstąpiło? – Chciałam wstać, jednak dłoń Justin’a mnie powstrzymała, silnie ściskając moją nogę.
- Nie rób scen – powiedział przez zęby. Wolałam mu ustąpić, niżeli miałby mi coś zrobić, więc posłusznie zostałam i obróciłam się do barmana, który podał nam alkohol. Sięgnęłam po mój, ciesząc się z wyboru szatyna, bo był to jeden z moich ulubionych drinków. Pomarańczowo-czerwona ciecz spływała po moim gardle, uśmierzając wewnętrzny ból. Kiedy opróżniłam szklankę, „strzeliłam” palcami na blondyna. Od razu zrozumiał aluzję i podał mi dokładkę. Justin nic nie mówił, przyglądając mi się nieustannie.
- Mam nadzieję, że masz mocną głowę, bo nie mam zamiaru cię później targać do samochodu – zarechotał Justin, a we mnie natychmiast zawrzało. Miałam go dość. Jego zachowanie, ta grubiańska postawa, złośliwe komentarze coraz bardziej działały mi na nerwy, a alkohol zneutralizował wszelkie hamulce. Poczułam się nagle nadto odważna. Chwiejąc się odrobinę, wstałam z krzesła.
- Czy możesz przestać zachowywać się jak skończony chuj?! – Krzyknęłam i zauważyłam, że skupiłam uwagę wszystkich w lokalu – barman czyścił szklanki, wpatrując się w nas z lekkim uśmieszkiem.
- Nie odstawiaj melodramatu – warknął o wiele ciszej ode mnie Justin, również podnosząc się z krzesła. To był jak cios poniżej pasa, który spowodował, że znowu siedziałam przy barze. Oparłam łokcie o blat, a w dłoniach schowałam twarz. Łzy same zaczęły płynąć, a ja byłam w takim stanie, że nie potrafiłam ich zatrzymać.
- Zaraz wracam – usłyszałam szatyna i na chwilę na niego spojrzałam. Skierował się w stronę łazienek.
- Wszystko okej? – Dotarło do mnie pytanie blondyna za ladą. Przetarłam nos wierzchem dłoni i zwróciłam uwagę na jego głębokie, niebieskie oczy. Takie same, jakie miał James. Popieprzony pech. Kolejny napad płaczu zawładnął moim ciałem, aż zaczęłam się trząść.
- Mogę ci jakoś pomóc? – Znów spróbował.
- Mi się nie da pomóc.
- Uwierz – usłyszałem tutaj tyle historii, że potrafię zdziałać cuda. Z chłopakiem się nie układa? – Zapytał, wskazując głową na toaletę, w której znajdował się Justin.
- My nie jesteśmy razem… Ale masz rację – chodzi o chłopaka.
- Nie za bardzo rozumiem – odpowiedział, odkładając szklankę na blat.
- Nie ty pierwszy. Po prostu przyjechałam tutaj odszukać mojego byłego, nic takiego – stwierdziłam, skubiąc materiał koszulki. Najwyraźniej alkohol nie tylko dodał mi odwagi, ale i wydłużył język.
- I na razie go nie znalazłaś, co? – Zaśmiał się sucho. – A może masz jego zdjęcie? Tutaj wiele ludzi się kręci, więc a nuż ci się trafi – posłał mi uśmiech, a ja zauważyłam, że dwójkę miał uszczerbioną.
- W sumie to mam, na telefonie – sięgnęłam do kieszeni spodni, by wyciągnąć smartfona i wyświetlić zdjęcie, na którym James uśmiecha się od ucha do ucha, patrząc wprost na mnie. Na fotografii był widoczny jego kilkudniowy zarost, który tak bardzo lubiłam. Trzymając komórkę w drżącej dłoni, wyciągnęłam ramię w stronę barmana, by mógł mu się przyjrzeć. Chłopak wpatrywał się przez chwilę, skanując oczami ekran, a ja modliłam się w duchu, by chociaż on…
- Znam go! – Krzyknął, a ja poczułam gorące powietrze na twarzy.
- Naprawdę?! – Wstałam z krzesła, a komórka wysunęła mi się z palców i upadła na blat.
- Był tutaj, kilka razy nawet. Z taką szczupłą, małą blondynką. Czekaj, jak on miał na imię… Jake? Jacob? Nie.. James, tak! James, na pewno – posłał mi ciepły uśmiech, równie uradowany tym odkryciem jak ja. Zabrałam mój telefon i wsunęłam do kieszeni, nie chcąc go zgubić.
- A pamiętasz może, o czym rozmawiali? – Zapytałam głupio od razu wiedząc, że z tego nic nie wyjdzie. Przecież, po co mieliby z nim rozmawiać?
- Ta dziewczyna nieźle się załatwiła, pamiętam jak bełkotała bez sensu, a on się z niej przez cały czas śmiał – na jego słowa zrobiło mi się gorąco. Śmiech James’a, tak dawno go nie słyszałam…
- I później udało mi się z nim pogadać. Całkiem spoko gość, ale już też nieźle był pod wpływem.
- A mówili coś gdzie mieszkają? Nie wiem no.. cokolwiek? – Próbowałam się łapać każdej szansy, by tylko zdobyć najdokładniejsze informacje.
- Blondynka podczas swojego monologu do szklanki coś napomknęła o jakimś hotelu, tylko teraz jakoś nie pam… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Błagam, przypomnij sobie, to bardzo ważne – jęknęłam, cały czas ściskając kciuki. Usiadłam w końcu na krześle, wpatrując się cały czas w zamyślone oczy barmana.
- Mieszkają chyba u Roosevelt’a w Hollywood! – Spojrzał na mnie, widocznie zmieszany.
- Jesteś pewny? – Spytałam się, sama nie wierząc w swoje szczęście.
- Tak na dziewięćdziesiąt procent, ale raczej tak – położył swoje dłonie na barze, a mi do głowy wpadła forma podziękowania. Wstałam z krzesła i wyciągnęłam dłonie, by ująć jego twarz, a na bladym policzku pozostawić drobny całus.
- Dziękuję – szepnęłam i odsunęłam się od niego. Po kilku sekundach zauważyłam jego przerażone, a zarazem zdziwione spojrzenie utkwione w czymś za mną. Obejrzałam się przez ramię i zauważyłam stojącego kilka metrów ode mnie Justin’a. Ściskał swoje pięści, aż mu knykcie pobielały. Zbliżył się szybko do nas i stanął tuż obok.
- Idziemy stąd Kate, już – syknął przez zaciśnięte zęby, łapiąc moje ramię. Rzucił w stronę barmana kilka banknotów, a mi udało się jedynie pomachać blondynowi na pożegnanie. Nie odzywałam się próbując, zapamiętać rozmowę, która przed chwilę miała miejsce. W końcu wiedziałam, gdzie mam szukać James’a, Boże, co za ulga.
- Co ty sobie myślisz?! – Krzyknął szatyn, kiedy udało się nam w końcu wyjść na zewnątrz. Niebo było już ciemne, a ja zauważyłam z wielkim szokiem, że byliśmy tam ponad godzinę.
- O co ci znowu chodzi? – Spytałam spokojnie, wiedząc, że alkohol wyparował z mojej krwi na skutek informacji od barmana.
- O nic kurwa, o nic! – Puścił mój nadgarstek i obrócił się w moją stronę tak, że dzielił nas około dwa centymetry. – Tylko staram się ciebie zrozumieć. Pieprzysz mi jakąś opowieść o swoim byłym, a teraz nagle masz to gdzieś i flirtujesz z tamtym kretynem?! A może tak naprawdę nie wiedziałaś jak masz mnie spławić i wymyśliłaś bajeczkę o poszukiwaniu? – Warknął i ujął moją twarz, tak jak ja zrobiłam to przed chwilą chłopakowi z baru. Tylko jego uścisk był o wiele mocniejszy.
- Wierz sobie, w co chcesz. Pocałowałam tamtego blondyna tylko dlatego, że powiedział gdzie mieszka James!
- James? – Jego dłonie natychmiast puściły moje policzka.
- Tak, był tu u niego ze swoją dziewczyną i dzięki temu już wiem gdzie go znaleźć. Pomógł mi bardziej niż ty, przez te kilka godzin, więc przestań się rządzić! – Bezsilna usiadłam na krawężniku. Ciszę panującą między nami przerwał dzwonek jego telefonu. Po przeczytaniu sms’a, powiedział coś, co totalnie zbiło mnie z pantałyku:
- Muszę jechać, na razie Kate. – Wsiadł do samochodu i odjechał, nie patrząc na mnie. A ja zostałam tam całkiem sama – zapłakana, zagubiona
i zdezorientowana…
CZYTASZ
You part of me.
FanfictionOna wyjeżdża, by odzyskać ukochanego. On - musi załatwić pewną ważną sprawę. Spotykają się. Raz to przypadek, ale dwa razy to już przeznaczenie... prawda? Kate będzie musiała zmienić się, by na nowo rozkochać w sobie Jamesa, a Justin jej w tym chętn...