014. Nigdy nie chciałam doprowadzić cię do płaczu.

1.1K 65 2
                                    

Kate's POV:

- Gdzie on do cholery jest?! - Po wejściu do domu szybko zamknęłam wszystkie drzwi i okna, tak by nikt nieproszony nie dostał się do środka. W mojej głowie niczym zdarta płyta powtarzał się obraz biegnącej kobiety. Byłam w stu procentach pewna, że to Megan. Oddech mimo wszelkich starań nadal miałam nieregularny, płytki, urywany; suchość w gardle stała się nagle nie do zniesienia, a serce biło z taką szybkością, że dziwiłam się dlaczego nadal stoję. Po sprawdzeniu wszelkich wejść do domu podbiegłam do telefonu domowego, który nadal był nieaktywny.
Ale moment... To niemożliwe, by sieć odcięła kogokolwiek na tak długo od telefonu. Chwyciłam drżącą dłonią kabel, który bez namysłu pociągnęłam w swoją stronę. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić mojego strachu, gdy zobaczyłam, że jest równiutko przecięty.
To wcale nie jest wina zasięgu. 
Ten kabel ktoś po prostu umyślnie uszkodził.
Czy to znaczy, że Megan była w domu?
Pisnęłam cicho pod nosem, z przerażeniem rozglądając się dookoła. Czułam się jak w jakimś tanim horrorze. Alkohol potęgował mój strach, rosnący z każdą chwilą.
- Pieprzona suka – warknęłam ze złością. Wielkimi susami wbiegłam do kuchni otwierając szufladę i wyciągając z niej duży nóż. Widziałam jak uciekła, ale wolałam dmuchać na zimne. Cały czas starając się mieć oczy dookoła głowy, przeszłam do salonu zabierając jedyną nieotwartą butelkę whiskey. 
Czując się odrobinę bezpieczniej ruszyłam w górę schodów. Jednak bez względu na wszelkie środki bezpieczeństwa, których użyłam, nasłuchiwałam jakichkolwiek szmerów, a oczami próbowałam zarejestrować każdy najmniejszy ruch. Na szczęście w drodze do sypialni nie spotkało mnie nic nader zaskakującego. Usiadłam na łóżku, odkładając ostre narzędzie na szafkę tuż obok. Po chwili otworzyłam trunek. Chciałam tej nocy wypić wystarczająco dużo alkoholu, by całkowicie „odlecieć”, więc nawet niespodziewane odwiedziny blondynki nie mogły zmienić moich planów. Po jakichś pięciu łykach znowu chwyciłam nóż i podniosłam się, lekko chwiejąc się na nogach. Wysuwając ramię z bronią przed siebie postanowiłam upewnić się, że piętro, a przynajmniej moja sypialnia, balkon i łazienka, z której korzystałam jest wolna od jakichkolwiek pozostałości po Megan. Wiedziałam, że gdybym ją tylko zobaczyła nie wahałabym się ani chwili - po prostu dźgnęłabym ją w brzuch; chociaż nawet ten ból nie mógłby być porównywalny do krzywd, które ona mi wyrządziła.
- Nienawidzę cię – szeptałam pod nosem, czując się jak w szaleńczym transie. Gdyby ktoś z was mnie w tamtej chwili zobaczył pewnie uznałby mnie za obłąkaną, bo na takową zapewne wyglądałam. To właśnie to, co ból, cierpienie i strach potrafią zrobić z człowiekiem. 
Na całe szczęście nic na piętrze nie wzbudziło moich podejrzeń, więc ze spokojniejszym rytmem serca wróciłam do łóżka.
Nie mam pojęcia ile minęło do chwili, gdy butelka została opróżniona, ale jednego jestem pewna. Chwilę później zasnęłam przez nadmiar alkoholu we krwi. No, chociaż to tamtego dnia mi się udało. 
*
- Więcej nie piję – jęknęłam, przebudzając się, zaplątana w pościel. Podniosłam się na obolałych ramionach, by rozejrzeć się po sypialni. Pusta butelka po whiskey stała na podłodze, nóż nadal leżał na szafce, a za oknem lało. Cóż, to uroki mieszkania w Nowym Jorku. Zachciało mi się w tamtej chwili ziewać, ale powstrzymałam ten odruch, wiedząc jak bardzo wysuszony mam przełyk. Na całe szczęście ból głowy nie był tak ogromny jak myślałam, że będzie. Wstając z łóżka musiałam prędko złapać równowagę, bo z nią miałam ogromny problem. Przetarłam oczy, chcąc pozbyć się mroczków. Kiedy poczułam się trochę pewniej na własnych nogach sięgnęłam po nóż i ruszyłam do drzwi, marząc o szklance zimnej wody.
W drodze na parter czułam gulę w gardle, bojąc się o swoje życie. Co jeśli ona wróciła? Co jeśli Megan znalazła sposób na to, by dostać się do mojego domu? Zatrzymałam się tuż przed wejściem do kuchni, ściskając mocno powieki.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęłam do siebie. - Nic ci nie grozi. Justin niedługo przyjedzie i zabierze cię z tego piekła – powtarzałam to jak mantrę, chcąc chociaż na chwilę w to uwierzyć, zapomnieć o tym, że nawet we własnym domu nie byłam już bezpieczna. Zagryzłam wnętrze policzka, licząc w myślach do dziesięciu. Po upływie wyznaczonego czasu, z wolna rozchyliłam powieki. W dłoni nadal dzierżyłam, ile sił w palcach, nóż by w razie potrzeby z niego skorzystać. Nie chcąc za nic w świecie obrócić się do tyłu, pognałam do kuchni, by wreszcie napić się czegoś orzeźwiającego. Przy okazji wzięłam aspirynę, by całkowicie pozbyć się dręczącego bólu głowy.
Usiadłam na krześle, próbując przebić się przez strach i szum w głowie, aby dotrzeć do poukładanych myśli. Brak bezpieczeństwa i zagrożenie, którym była dla mnie Megan odczułam dopiero wczoraj wieczorem. Pogróżki to nic w porównaniu z niezauważonym włamaniem do domu. Wiedziałam, że gdyby był ze mną Justin nie musiałabym się o nic martwić, jednak wolałam, by był bezpieczny, nienarażony na złość blondynki przeze mnie. 
- Co ja teraz zrobię? - Wsparłam głowę na dłoniach, skupiając wzrok na blacie kuchennym, przy którym siedziałam. - Nie mam nawet jego cholernego numeru – ściszyłam głos, mozolnie próbując ułożyć jakikolwiek plan. W głębi duszy wiedziałam, że nawet gdyby nie to, że nie miałam do Justina jakiegokolwiek kontaktu to i tak nie mogłam go w to wszystko wplątywać. Zresztą, nie byłam pewna czy chciałby mnie widzieć po tej ostatniej kłótni.

You part of me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz