29. Jesteśmy jak diamenty na niebie.

1.7K 75 1
                                    

Kate's POV:

Do ślubu pozostały dwa dni, a ja siedziałam właśnie na przednim siedzeniu samochodu Justina w drodze do... No właśnie do nikąd. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabiera, jednak w pełni mu ufałam. Ostatni tydzień był chyba najlepszym w całym moim życiu.


~flashback~


- Nie wierzę, że to robię - pisnęłam poprawiając materiał sukienki. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze, zanim Justin rozsunął kotary przymierzalni. Jego oczy zeskanowały całe moje ciało, a ja czekałam w napięciu na reakcję.


- Tak cię tam kurwa nie puszczę - powiedział na jednym wdechu i zanim się obejrzałam, popchnął mnie na ścianę, unieruchamiając mnie swoimi biodrami. Jego usta wylądowały na mojej szyi, ssąc ją agresywnie, na co jęknęłam cicho. Kiedy wreszcie puścił mnie i odsunął się, udało mi się wydusić:


- Czemu?


- Faceci będą pożerać cię wzrokiem, a to robić mogę tylko ja - na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek, przez który wiedziałam, że nie ma sensu się spierać, bo on i tak już wygrał.


- Ubierz tę - rzucił w moim kierunku wieszak z materiałem o kolorze bladej żółci. Przytaknęłam, wpatrując się w strój. W momencie, gdy chłopak wyszedł z małego pomieszczenia, zrzuciłam z siebie białą sukienkę, kładąc ją na bok.


Po chwili udało mi się zapiąć kolejny strój i kiedy spojrzałam w lustro... WOW.

- Justin - zawołałam cicho, a on jakby czuwał, od razu do mnie dołączył. Wydawało mi się, że słyszę jak szczęka chłopaka ląduje na podłodze z głuchym trzaskiem. - Ta będzie chyba odpowiednia, nie sądzisz? - Spytałam, wiedząc jak to na niego podziała. - Boże Kate, jesteś niesamowita - jęknął, a ja od razu zauważyłam szybki ruch w jego spodniach. O mój Boże. ~end of flashback~ Na samo wspomnienie tamtejszego dnia i wieczoru, uśmiechnęłam się. Kiedy w końcu udało nam się wyjść z butiku, w którym kupiliśmy strój dla mnie, wybraliśmy się jeszcze po biżuterię i garnitur dla Justina. Jak on niesamowicie wygląda w koszuli...


Kolejne dni przebiegły równie przyjemnie. Nie sądziłam, że zdołamy być ze sobą aż tyle bez żadnej, najmniejszej kłótni.

- Grosik za twoje myśli, mała? - Potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej swoje myśli. Spojrzałam na uśmiechniętego szatyna. Jego napięte, gołe ramiona prężyły się, prowadząc, a ja mogłam bez przeszkód go podziwiać.

- Po prostu wspominałam ostatnie dni. Wiesz, że nawet się nie sprzeczaliśmy? - Zachichotałam słodko.

- Cóż, to była miła odmiana. - Odwrócił wzrok, ujmując moją dłoń, drugą zaś cały czas panował nad samochodem. Słońce zaczęło zniżać się, gdy przemierzaliśmy coraz to kolejne ulice Los Angeles. Wiedziałam, że niedługo będę musiała wrócić do Nowego Jorku i ta myśl niestety nie napawała mnie optymizmem. Miałam jednak teraz przy sobie największy powód do uśmiechu, jaki mogłam sobie wymarzyć - Justina.

- Może w końcu powiesz mi, gdzie nas zabierasz, hm? - Miękko zaproponowałam, mając nadzieję, że w końcu się złamie.

- Niespodzianka to niespodzianka, skarbie. Nic ci nie powiem - zaśmiał się, zauważając moją obrażoną minę. Zapadłam się niżej w fotelu, próbując wymusić wściekły wyraz twarzy, niestety niezbyt mi to wyszło, ponieważ szatyn wybuchnął śmiechem.

You part of me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz