003. Przybyłam tu, by uwolnić się od myślenia o tobie.

1.4K 73 3
                                    

*zmiana narracji jest tymczasowa*
            - Długo będziemy jechać? – Spytała Kate, poprawiając się na fotelu. Jej wzrok był utkwiony w profilu Zaca, który siedział tuż obok. Poczuła mrowienie na kolanie, gdzie umieszczona była męska dłoń. 

            Samochód skręcił w prawo, a szatynka nie potrafiła wyrzucić ze swojej głowy obrazu auta Justina. 

            - Niezbyt, to niedaleko. – Odpowiadając, posłał jej oczko, by po chwili znów skupić się na drodze. Szatynka westchnęła.

            - Jesteś spięta – usłyszała jakby przez mgłę, wpatrując się w przednią szybę.

            - Taaa, ostatnio dużo się w moim życiu dzieje – stwierdziła wymijająco, siląc się na neutralny ton.

            - Mam nadzieję, że uda mi się dzisiaj cię trochę odstresować – w jego wypowiedzi kryła się seksualna obietnica, a Kate naprawdę zaczęła żałować. Nic jednak nie mogła poradzić, więc zapadła się trochę niżej w fotelu, chcąc wyłączyć swoje kłębiące się myśli.

*

            - Serio wystawiła cię do wiatru? – Szatyn usłyszał, próbując wygodnie się umościć na rozwalonej kanapie w domu Kate. 

            - Nie będę tego powtarzał – warknął z frustracją, chcąc rzucić telefonem w ścianę.

            - Wyluzuj Bieber, pewnie niedługo wróci. Posiedź przed drzwiami czy coś – Kim stwierdziła, starając się ukryć śmiech.

            - Nie muszę. Zostawiła uchylone drzwi z balkonu.

            - Mam nadzieję, że wiesz, że to najście na czyjś teren?

            - Serio, odkryłaś Amerykę. Nie wkurwiaj mnie. Na razie, zadzwonię jak coś się zmieni. – Z tymi słowami wcisnął czerwoną słuchawkę i sięgnął po pilot. Musiał zająć czymś umysł, bo czuł, że smutek i żal wypłukują z niego resztki życia.

*

            - O mój Boże – prawie krzyknęła, wychodząc z samochodu. Znajdowała się naprzeciw wielkiej willi, z której dudniła muzyka. Mogła się założyć, że było słychać ją kilometr stąd. Ludziom najwyraźniej brakowało miejsca w środku, bo zaczęli wychodzić na ogród, tłocząc się przy krawędziach basenu.

            - Wygląda nieźle, co? – Zapytał Zac oplatając jej talię ramieniem. – Nie sądziłem, że tak szybko ludzie przyjdą – prychnął zaskoczony, uśmiechając się do dziewczyny.

            - Taa – przytaknęła, nagle tracąc swoją śmiałość.

            - Chodź, poznam cię z kilkoma osobami – popchnął ją delikatnie, nadal oplatając ręką. 

            Z każdym krokiem szatynka czuła się coraz mniejsza, a przepych panujący na imprezie osłabiał ją. Uwiesiła się na torsie chłopaka, nie chcąc upaść. Po przejściu progu uderzyła ją fala jeszcze głośniejszej muzyki, a jej bębenki nagle jakby pękły. Na szczęście ten stan trwał krótko, dzięki czemu szybko zapanowała nad własnym ciałem. 

            - Wszystko okej? – W głosie blondyna można było wyczuć troskę, gdy starał się przekrzyczeć hałas w domu. Kate jedynie przytaknęła, nie chcąc przemęczać swojego gardła. W salonie znajdowało się mnóstwo tańczących i obściskujących się ludzi. Przy drzwiach do najprawdopodobniej kuchni postawiono stół z alkoholem i przekąskami, a kanapa, prostopadle umieszczona do wyjścia na taras była zajęta przez grupę osób palących. I właśnie wtedy do  nosa dziewczyny dotarł nieprzyjemny zapach, od którego zakręciło się w jej głowie.

You part of me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz