Rozdział XXI

39 2 0
                                    

Od kilku godzin trzymają mnie w sali przesłuchań i jakoś bym to zniosła, gdyby nie fakt, że opioidowy głód dał mi o sobie znać już osiem kwadransów temu, a z każdą kolejną sekundą jest coraz gorzej. Ośmielę się nawet stwierdzić, że dawno nie było tak źle. Łatwo jest być ćpunem, gdy ma się pod ręką od groma towaru, albo gdy przynajmniej ma się możliwość, żeby w miarę szybko go załatwić. Życie przypomina wtedy nieustanny haj. Dni zamieniają się w miesiące, miesiące w lata - czas płynie naprzód. Lecz wystarczyło, żeby policjant odebrał mi moje opakowanie Oxycontinu i moje złudne poczucie kontroli nad własnym losem pękło jak bańka mydlana. Siedzę w koncie niczym ranne, zapędzone w ślepy zaułek zwierzę i trzęsę się z zimna, a do głowy przychodzą mi coraz bardziej desperackie pomysły. Rzecz jasna myślę tylko o tym, jak mogłabym zdobyć kilka tych idealnie okrągłych tabletek. W tej chwili nic innego się dla mnie nie liczy. To odrobinę przerażające, ale chyba nie ma na świecie bardziej pomysłowej istoty niż ćpun na skręcie. Mogłabym kłamać jak z nut, a nawet dopuścić się czegoś, co pociągnęłoby za sobą przykre konsekwencje, byleby znów poczuć się normalnie. Normalnie. To zaskakujące, jak różne ludzie mają definicje tego słowa.

- Dobry wieczór, Holly. - Wiktor wchodzi do pomieszczenia i zatrzaskuje za sobą drzwi.

- To sarkazm, tak? - pytam i zmuszam się, żeby na niego spojrzeć.

Wyłącza znajdującą się w pokoju kamerę, a potem podchodzi bliżej i wyciąga do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać. Podnoszę się, choć z trudem, ale on nie puszcza mojej dłoni.

- Nielegalne posiadanie broni, posiadanie narkotyków...

- Przyszedłeś przedstawić mi zarzuty? - unoszę brwi.

- Nie. Przyszedłem, żeby cię stąd wyciągnąć. Chodźmy. - mówi, a ja jeszcze przez chwilę stoję bez ruchu i czekam aż powie, że tylko żartował, ale wygląda na to, że nie ma takiego zamiaru.

- Tak po prostu?

- Nie chcesz wiedzieć, ile mnie to kosztowało. Brałaś udział w strzelaninie, Mer. To nie są żarty.

- Broniłam się.

- Wiem. - kiwa głową. Jasne, że wie. Przecież próbował mnie ostrzec, ale ja nie chciałam go słuchać. Nie, żebym tego żałowała. Nadal go nienawidzę, chociaż to może zbyt ostre słowo, bo on zwyczajnie działa mi na nerwy. Z jednej strony, chciałabym, żeby dał mi spokój, ale z drugiej, nie chcę spędzić na komisariacie ani minuty dłużej, więc nie każę mu spadać. Ruszam za nim w kierunku wyjścia, a potem w milczeniu pokonujemy ciemny korytarz. Dopiero, gdy schodzimy z zasięgu wzroku krzątających się w pobliżu policjantów, Wiktor znów się do mnie odzywa, ale najpierw przygniata mnie do ściany.
Jezu. Zupełnie się tego nie spodziewałam, więc gdy jego twarz pojawia się nagle przy mojej twarzy, wstrzymuję oddech, jakbym w ten sposób próbowała zwiększyć dzielący nas dystans. - Marie. - Bennett łapie mnie za podbródek i zmusza mnie tym samym, żebym spojrzała mu w oczy. - Miałaś cholernie dużo szczęścia. - Nie wiem, dlaczego go od siebie nie odpycham. Powinnam go odepchnąć, ale jestem tym wszystkim tak zmęczona, że zwyczajnie nie chce mi się ruszyć. Pozwalam, żeby mnie objął i nawet opieram głowę na jego barku. Zamykam oczy i postanawiam udawać, że między nami jest jak dawniej; że jest najbliższą mi osobą i mogę wypłakać się na jego ramieniu po tym ciężkim, pełnym wrażeń dniu. Adrenalina już dawno puściła i powoli zaczyna docierać do mnie, że mogłam zginąć, albo trafić w ręce ludzi, z którymi nigdy nie chciałabym mieć do czynienia. Skrywane dotąd emocje biorą nade mną górę i zwyczajnie się rozklejam, a po policzkach zaczynają płynąć mi łzy. Nie umiem nad sobą zapanować i zapewne ma to związek z tym, że bez prochów jestem w psychicznej i fizycznej rozsypce. Sama nie wiem, czy to przez głód, czy może zanim zaczęłam brać, zawsze byłam taka słaba, tylko na jakiś czas zdołałam o tym zapomnieć, żyjąc na ciągłym znieczuleniu. To bez znaczenia, bo te wszystkie kłębiące się we mnie uczucia, wydają się być w stu procentach prawdziwe. Wiktor przyciąga mnie do siebie i zamyka mnie w swoich silnych ramionach. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek obejmował mnie z taką czułością; żebym kiedykolwiek czuła się przy nim bezpieczniej. Do tej pory pozwolił sobie na taki przejaw uczuć zaledwie jeden raz, tamtego feralnego wieczoru, po którym wszystko się schrzaniło. Zdołałam przekonać samą siebie, że z jego strony, to była tylko gra; umiejętna manipulacja, ale w tym momencie, niczego nie jestem już pewna. Czuję się na tyle zagubiona, że próbuję odnaleźć drogę do jego ust i napieram na niego całym ciałem, ale on się ode mnie odsuwa. Znów dałaś się nabrać. Nie wiem, gdzie podziać wzrok, więc spuszczam głowę i patrzę w podłogę. Wiktor kładzie dłoń na moim policzku, ale szybko ją zabiera. Kątem oka dostrzegam, że właśnie mija nas jakaś kobieta w mundurze i dość przenikliwie się nam przygląda, a nawet odwraca za nami głowę, gdy wsiada do windy. - Nie tutaj. - To zdanie udaje mi się wyczytać z ruchu jego warg.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz