- Długo jeszcze będziemy tu siedzieć?
Cameron przeciera oczy. Mój zegarek wskazuje godzinę pierwszą trzydzieści w nocy, więc nic dziwnego, że jest zaspany. Od pięciu godzin czekamy na Maxa pod budynkiem, w którym mieszka. Siedzimy w samochodzie i obserwujemy wejście do wieżowca, ale po chłopaku nadal nie ma żadnego śladu.
Nie zadzwonił, chociaż obiecał, że się ze mną skontaktuje, a ja się zwyczajnie martwię. Zawsze byłam egoistką, więc to dla mnie spora nowość. Nerwowo zerkam na swój telefon, licząc na to, że Max wyśle mi przynajmniej sms-a. To frustrujące.- Twoje latte. - Willem otwiera drzwi od BMW i podaje mi plastikowy kubek. - I twoje potrójne espresso. - Kawa ląduje też w rękach Camerona. - Zapowiada się długa noc.
- A nie możesz zajrzeć do niego jutro rano?
Blondyn się do mnie odwraca.
- Ależ z ciebie maruda. - wzdycham głośno - Nie, nie mogę. Mięliśmy się dzisiaj spotkać. Skoro nie daje znaku życia, to coś musiało się stać.
- Weź pod uwagę, że mógł zwyczajnie zapomnieć, że się z tobą umówił. Może sobie imprezuje gdzieś w najlepsze.
- Spędził w areszcie trzy dni. Prędzej czy później wróci do domu, przynajmniej po to, żeby się ogarnąć i wyspać, a ja zamierzam na niego zaczekać. Jeśli macie z tym problem, zawsze możecie zostawić mnie tu samą. Jakoś sobie poradzę. - mówię i biorę łyk swojego latte. - Daj mi lornetkę. - zwracam się do Willa, gdy w oddali, na chodniku pojawia się jakaś postać. - To on. Zostańcie tutaj. - Wysiadam z BMW, naciągam kaptur na głowę i ruszam w jego kierunku. Dzieli nas jakieś trzysta metrów, więc przyśpieszam kroku. Żyje. Tylko to się dla mnie liczy. Żyje, czyli jego znajomi nie wiedzą, kim jestem. Nie będę go miała na sumieniu. To samolubne, ale całkiem pocieszające. Ale im jest bliżej, tym idzie wolniej, jakby poruszanie się sprawiało mu trudność. - Max! - krzyczę, gdy nagle nogi się pod nim uginają i pada na ziemię. Biegnę do niego, aż wreszcie rzucam się przed nim na kolana. Leży na chodniku, zgięty w pół, a gdy się nad nim pochylam, błądzi wzrokiem po mojej twarzy. - Boże, co oni ci zrobili?
Twarz ma opuchniętą i prawie nie przypomina samego siebie. Z rozciętego łuku brwiowego leje mu się krew, a pod lewym okiem ma ogromnego siniaka. Nie wiem, po co w ogóle pytam, skoro to takie oczywiste. Pobili go.
- Holly? Co ty tu robisz? - Głos mu drży.
- Przecież byliśmy umówieni. Zresztą, nieważne. Trzymam cię. Pomogę ci wstać. Oprzyj się na mnie. - mówię i łapię go pod ręce, żeby postawić go na nogi.
- O kurwa. - przeklina.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam. - rzucam, a Max jakoś podnosi się z moją pomocą. Jest cięższy niż myślałam, więc przez moment sama mam problem z utrzymaniem równowagi. Ostatecznie zarzucam sobie jego rękę na ramiona i ostrożnie obejmuję go w pasie. - Powoli.
- Skąd ty się tu wzięłaś?
- Mięliśmy się dzisiaj zobaczyć, a nawet nie odbierałeś telefonu. Martwiłam się o ciebie, Max.
- Ja muszę... Holly...
- Bądź cicho. Później powiesz mi, co się stało. Teraz to musimy, ale jakoś dotrzeć do twojego mieszkania.
Próbujemy. Krok za krokiem, zataczając się jakbyśmy oboje byli nieźle wcięci, dopóki Cameron nie staje nam na drodze i nie przejmuje ledwie kontaktującego Maxa z moich ramion.
- Kto to...
Chłopak próbuje się odezwać, ale zanim udaje mu się dokończyć zdanie, totalnie odpływa. Dobrze, że tym razem Cameron przytrzymuje go w pozycji pionowej, bo inaczej znów mógłby się przewrócić i uderzyć głową o chodnik.
![](https://img.wattpad.com/cover/246559819-288-k738240.jpg)
CZYTASZ
Królowa Zniszczenia
RomanceMaria, córka narkotykowego bossa po tym, jak jej ojciec trafia do więzienia, ucieka do Detroit, gdzie w pełni oddaje się swojemu uzależnieniu od opioidów. Jednak gdy na jej drodze pojawia się niespodziewanie Max - diler, który sam zmaga się z uzależ...