Rozdział XVII

41 2 0
                                    

Idę wyrzucić śmieci. Kosze znajdują się w garaży podziemnym, więc wsiadam do windy. Drzwi już prawie się zamykają, gdy ktoś wkłada pomiędzy nie rękę i automatycznie otwierają się z powrotem. Cameron staje naprzeciwko mnie i opiera się plecami o lustro.

- Musimy pogadać. - oznajmia.

- Akurat teraz?

- Tak. - kiwa głową.

- Tutaj? - pytam, przechylając głowę na bok i wbijam w niego wzrok.

Wydaje się zestresowany, a poza tym mówi tak cicho, jakby się bał, że ktoś mógłby nas usłyszeć. Może chce porozmawiać o tym, co się stało w McFarland, a może boi się, że go wydam i pójdzie siedzieć. Sama nie wiem, czego mogę się spodziewać.

- Masz przy sobie telefon?

- Nie. Dlaczego pytasz? - odpowiadam i zaczyna udzielać mi się jego podenerwowanie. Zwłaszcza, że milknie na dłuższą chwilę i mam wrażenie, że bije się z myślami. - Powiesz mi, o co chodzi czy nie?

- Spójrz. - Sięga do tylnej kieszeni swoich spodni i wyjmuje z niej jakieś małe, czarne, prostokątne urządzenie. Nie ma na nim wyświetlacza, więc to z pewnością nie jest odtwarzacz muzyki. Połączony jest z pojedynczym kablem i czymś w rodzaju uchwytu. - Wczoraj po południu pojechaliśmy po twój samochód. Nie dość, że ktoś ci go nieźle porysował, to jeszcze opony zostały przebite. Z oczywistych względów nie chcieliśmy angażować w to osób trzecich, więc zamiast wzywać lawetę, sami zajęliśmy się wymianą opon. Wtedy Will znalazł to pod podwoziem. Ktoś podłożył ci nadajnik GPS, Holly. - wyjaśnia w pośpiechu, zanim wysiadamy z windy i wchodzimy do garażu. Jednak słysząc co mówi, zatrzymuję się w pół kroku.

Wiktor. Dopiero co mnie odwiedził, a już mam podłożony lokalizator. To musi mieć z nim związek.

- Może ktoś się pomylił. Wiesz, na parkingach na ogół stoi wiele aut. Ten, kto to podrzucił, mógł po prostu omyłkowo zamontować GPS nie pod tym czerwonym Chevroletem, co trzeba, bo po jaką cholerę, ktoś miałby mnie śledzić?

Odpowiedź jest oczywista, przynajmniej dla mnie. Wiktor znów coś kombinuje. Nie wiem tylko, do czego tym razem miałaby chcieć mnie wykorzystać. Porzucając dawną tożsamość, stałam się dla niego totalnie bezużyteczna, a nie uwierzę, że mogłoby mu zależeć na aresztowaniu zwykłego, ulicznego dilera. Wie, że zaczęłam się spotykać z Maxem, ale nic poza tym. Nie ma nawet pojęcia, o mojej przygodzie z heroiną, a oksykodon zdobywam w pełni legalnie, przynajmniej na ogół. Nie, to nawet nie jego liga. On od zawsze mierzył zdecydowanie wyżej.

- Zaczekaj, Holly.

Cameron łapie mnie za ramię, gdy ruszam dalej.

- Muszę wyrzucić śmieci. - odpowiadam i macham mu przed twarzą napełnionym workiem.

- Nie. Najpierw musisz mi powiedzieć, czego tym razem chciał od ciebie Mike Warren. - rzuca, a ja znowu staję w miejscu jak wryta.

- Tym razem? - Przekręcam się powoli, żeby móc na niego spojrzeć, bo już zdążyłam odwrócić się do niego plecami, zamierzając odejść. - Co ty powiedziałeś?

- To nie jest miejsce na taką rozmowę, ale chyba nie mamy innego wyboru. Zwłaszcza, że w twoim mieszkaniu może być podsłuch. - Nie o to pytałam. - Marie, ja i tak wiem o wszystkim. Po prostu wiem, więc możesz być ze mną w stu procentach szczera.

Marie. Mer. Maria. Odzwyczaiłam się od tego imienia, ale to nie jest teraz najważniejsze. Liczy się jedynie fakt, że to Cameron zwrócił się do mnie w ten sposób. Czułam, że coś jest z nim nie tak; z nim i z Willem, ale miałam nadzieję, że intuicja jednak mnie zawodzi.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz