Rozdział XLII

28 2 0
                                    

Mam za sobą jeden z najtrudniejszych poranków w życiu i kilkugodzinną operację. Wydawało mi się, że codzienne budzenie się na rozpoczynającym się po oksykodonie skręcie, było najgorszym, co mogło mnie spotkać, ale nie wiedziałam jeszcze, czym jest głód po heroinie.

Trzy i pół tygodnia. Tyle wystarczyło, żebym obudziła się o piątej nad ranem, w mokrej od potu koszulce, z bólu nie mogąc ani dłużej leżeć, ani wstać. Istna tortura.

Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś wykorzysta przeciwko mnie mój ulubiony narkotyk; mój grzeszny święty gral. Po raz pierwszy biorąc kodeinę, byłam w pełni świadoma tego, że skutki długotrwałego jej zażywania będą nieprzyjemne, jednak tym razem, nie dano mi wyboru. Odzyskując przytomność w tamtym parku, nie miałam pojęcia, co czeka mnie zaledwie kilkanaście godzin później, a czekała mnie istna męczarnia. Co prawda, trwała jedynie dziesięć minut, bo właśnie tyle zajęło mi przekonanie pielęgniarki, by nie żałowała mi morfiny, a jestem pewna, że nawet gdyby mi jej nie dała, jakoś zdołałabym ją zdobyć. Jeśli trzeba by było, wypisałabym się ze szpitala na własne żądanie. Cole pewnie próbowałby mnie przed tym powstrzymać, ale z góry byłby skazany na porażkę. Przez lata trwania w uzależnieniu nauczyłam się jednego: nic nie przezwycięży nałogu. Nie miłość, a już na pewno nie rozsądek. To przypomniało mi, dlaczego pojechałam wtedy do McFarland sama i w środku nocy, choć wiedziałam, że popełniam największą głupotę w życiu. W takim stanie, w jakim byłam rano, myśli się tylko o tym, żeby poczuć ulgę. Konsekwencje się nie liczą.

Teraz jest już dobrze, na tyle dobrze, na ile może być, gdy ma się druty w dłoni, którą chirurg musiał poskładać niczym puzzle składające się z kilku tysięcy elementów. Ciągle jestem pod wpływem leków, więc na razie nie czuję bólu, ale już wiem, że niedługo nadejdzie i nie potrafię przestać o tym myśleć.

Elena przytula mnie na powitanie, gdy tylko wchodzimy do domu.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że cię widzę. - Puszcza mnie i ku mojemu zaskoczeniu, obejmuje też Cole'a . Mam wrażenie, że on też zupełnie się tego po niej nie spodziewał. Wygląda, jakby nie wiedział nawet, co powinien zrobić z rękoma. - Jak się czujesz, Marie? Musisz być strasznie zmęczona. - Elena pyta, gdy już uwalnia go ze swojego uścisku.

- Nie jest źle. - odpowiadam, a Turner posyła mi to swoje aż nazbyt wymowne spojrzenie i już ma zamiar coś powiedzieć, gdy rozbrzmiewa dzwonek jego telefonu.

Wyjmuje go z kieszeni i spogląda na wyświetlacz.

- Muszę odebrać.

- Okej. - rzucam.

- Zaraz do ciebie wrócę.

- Spokojnie, Turner. Przecież nigdzie się nie wybieram.

- W zasadzie, to chciałabym zabrać cię do stajni. - Elena się odzywa. - Oczywiście, o ile nie chcesz najpierw odpocząć.

- Wystarczająco dużo czasu spędziłam już w łóżku. - odpowiadam.

- Pójdziecie z nimi. - Cole rzuca, odwracając się w stronę Kyle'a i Camerona. - Jeśli coś jej się stanie, to przysięgam, że tym razem po prostu obydwu was zastrzelę. - dodaje.

Ciągle nie mogę przywyknąć do tego, z jaką łatwością przychodzi mu grożenie ludziom śmiercią.

Blondyn uśmiecha się, jakby sam przed sobą wolał udawać, że Turner tylko żartował, za to Kyle najwidoczniej zna Cole'a na tyle długo, żeby wiedzieć, że nie ma za grosz poczucia humoru. Chłopak wydaje się być spięty. Zresztą od mojego powrotu, wszyscy są jacyś nerwowi, a cała podróż z Monterrey upłynęła nam w niezręcznej ciszy. Aż zatęskniłam za gadatliwym Greyem. Może i ma Turnera za podłego sukinsyna, a mnie za skończoną idiotkę, ale przynajmniej zawsze mówi wprost, co myśli. Tymczasem, mam wrażenie, że nawet Elena próbuje coś przede mną ukryć. Uśmiecha się i jest, jak zwykle, bardzo miła, ale chwilowo wszyscy są dla mnie przesadnie mili, zapewne dlatego, że mi po ludzku współczują. Widzą te bandaże, siniaki i malujący się na mojej twarzy wyraz bólu i na pocieszenie posyłają mi te swoje fałszywe uśmiechy. Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby traktowali mnie normalnie. Nie chcę, żeby się nade mną litowali. Nie chcę, żeby Cameron podchodził do mnie z dystansem. Wcześniej zachowywał się przy mnie tak, jakbyśmy byli po prostu dobrymi znajomymi, a teraz, gdy stałam się jego szefową, nagle zrobił się poważny.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz