Zbliża się wieczór, za oknami jest już prawie ciemno, a ja przerzucam kolejne kartki, czytając „Rytuał Babiloński" Toma Knoxa. Jestem już w połowie i powoli zaczynam mieć dość. Zwyczajnie się nudzę, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu i ciągle robić to samo.
Dookoła panuje irytująca, niczym niezakłócona cisza, więc gdy drzwi nagle się otwierają, szybko odkładam książkę na bok i podnoszę się do pozycji siedzącej.
- Ubieraj się. - Cole wchodzi do sypialni, po czym rzuca mi coś na łóżko. To wieszak z narzuconym na niego pokrowcem. Rozpinam suwak i zaglądam do środka, po czym wyjmuję spod niego czarny kawałek materiału, który ledwie przypomina wieczorową sukienkę. - Masz pół godziny. - dodaje, odwraca się i wychodzi, zanim zdążę go zapytać, dokąd się wybieramy.
W sumie, to i tak bez różnicy, bo zrobiłabym wszystko, byleby się wyrwać z tej jego śnieżnej fortecy, przynajmniej na kilka godzin, więc czterdzieści minut później jestem już gotowa do wyjścia.
Turner czeka na mnie w salonie. Siedzi na kanapie, z laptopem na kolanach, więc dopiero gdy się odzywam, podnosi wzrok znad jego ekranu.- Krótszej nie było? - pytam, bo sukienka ledwie sięga mi do połowy ud.
Oprócz tego jest obcisła, wiązana na szyi, a przez to strasznie niewygodna i muszę bardzo uważać, żeby przypadkiem nie odsłonić zbyt wiele.
- Cieszę się, że ci się podoba, Skarbie. - stwierdza sarkastycznie. Znów ma na sobie garnitur, ale tym razem włożył do niego białą koszulę i krawat. - Włóż buty, Marie.
Kiwnięciem głowy wskazuje mi na leżący na fotelu karton.
- Szpilki?
I to nie byle jakie, bo od Christiana Louboutin, z charakterystyczną, czerwoną podeszwą.
- Wolałabyś pójść do klubu w adidasach?
- Zabierasz mnie na imprezę?
- A dlaczego nie? - Wstaje, a ja na moment przysiadam na fotelu, żeby włożyć buty. Ciągle zapominam z kim mam do czynienia, ale na szczęście przypomina mi o tym rękojeść pistoletu wystająca spod jego marynarki. Podnoszę się. - Odwróć się. - rzuca, więc odwracam się do niego plecami. Sięga po przewieszony przez oparcie fotela płaszcz, zarzuca mi go na ramiona, a ja wkładam ręce w rękawy. - Środki ostrożności. - mówi, zanim zasłania mi czymś oczy. - Nie bój się.
- Nie boję się ciebie, Turner. - wzdycham.
- To ciekawe, bo jesteś strasznie spięta.
- Może dlatego, że za mną stoisz, a ja nic nie widzę i nie wiem, co robisz.
Wydaje mi się, że to powinno być dla niego oczywiste. Zawiązuje mi oczy, więc wyostrzają się moje pozostałe zmysły. Wstrzymuję oddech i napinam wszystkie mięśnie. Nasłuchuję, z której strony dobiega do mnie jego głos. Nie ruszam się, bo nie chcę na coś wpaść, albo się potknąć, a w takich butach nietrudno o utratę równowagi.
Nagle kładzie dłonie na moich ramionach i cała aż się wzdrygam.- O to chodziło, Marie. - szepcze. Jego usta muszą być cholernie blisko mojego karku i mam wrażenie, że świetnie się bawi, tak się ze mną drocząc. Chyba zwyczajnie lubi robić mi na złość, sprawiać, żebym nie czuła się przy nim zbyt komfortowo. Pewnie myśli, że nie wytrzymam napięcia i spróbuję od niego uciec, ale nie zamierzam dać mu tej satysfakcji i opieram się na nim całym ciężarem ciała. Co teraz, panie „mogę wszystko"? Odsuwa się. Zwyczajnie się ode mnie odsuwa. Sama jestem na siebie zła, bo z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu, czuję się tym lekko zawiedziona. Wcale nie chciałam, żeby po prostu sobie poszedł, ale przynajmniej znów jestem w stanie normalnie oddychać. - Idziemy. Ostrożnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/246559819-288-k738240.jpg)
CZYTASZ
Królowa Zniszczenia
RomanceMaria, córka narkotykowego bossa po tym, jak jej ojciec trafia do więzienia, ucieka do Detroit, gdzie w pełni oddaje się swojemu uzależnieniu od opioidów. Jednak gdy na jej drodze pojawia się niespodziewanie Max - diler, który sam zmaga się z uzależ...