Rozdział XXXIV

43 2 0
                                    

Nowy Jork

Stumetrowy apartament królewski w hotelu The Plaza, z którego rozpościera się widok na 5th Avenue i fontannę Pulitzera, słodkie cappuccino, croissanty, a do tego diacetylomorfina. Ten dzień nie mógłby rozpocząć się lepiej. Siedzę wygodnie w fotelu, piję ciepłą kawę, a za sprawą heroiny, niczym się nie przejmuję. Nie martwię się nadchodzącym spotkaniem, ani tym jak się zakończy. Nie myślę o Wiktorze, ani o moim ojcu, czy polujących na mnie ludziach. Liczy się tylko tu i teraz. To hedonizm w najczystszej postaci. Zero bólu, zero odpowiedzialności i przede wszystkim, zero jakiegokolwiek poczucia winy. Jestem spokojniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej, bo jak na ironię, przy Turnerze czuję się bezpiecznie.

Właśnie schodzi z góry i z przykrością stwierdzam, że zdążył się już ubrać. Włożył czarny, dopasowany golf i ciemnoszare jeansy. Wygląda na to, że dokądś się wybiera, bo przez ramię przewieszoną ma skórzaną kurtkę.

- Muszę coś załatwić. Wrócę za kilka godzin. - oznajmia, podchodząc bliżej, sięga po croissanta, a drugą dłoń wkłada do kieszeni swoich spodni. Wyjmuje z niej mały, prostokątny kawałek plastiku, który okazuje się być złotą kartą do bankomatu. Kładzie ją na stole. - Pomyślałem, że może zakupy poprawią ci humor.

- Od kiedy to zakładników wysyła się na zakupy, co? - pytam żartobliwie. - Liczysz, że w razie czego zeznam w sądzie, że dobrze mnie traktowałeś i dostaniesz niższy wyrok za porwanie, jak kupisz mi kolejne Louboutin'y?

- To nie jest porwanie, Skarbie, bo nie pamiętam, żebyś protestowała, ani gdy pakowałem cię do swojego samochodu, ani wczorajszej nocy, gdy zdejmowałem z ciebie bieliznę. W pierwszym przypadku, może i byłaś nieprzytomna, ale to i tak bez znaczenia, bo nigdy nawet mnie nie zapytałaś, czy pozwolę ci od siebie odejść.

- Nie pytałam, bo wydało mi się oczywiste, że nie mam żadnego wyboru, a tak przynajmniej mogę udawać, że jestem tu z własnej woli. Jak zaczęłam ćpać, to przez rok też ciągle sobie wmawiałam, że nie jestem uzależniona, chociaż brałam coraz więcej. To mechanizm obronny, Cole. Zaprzeczenie. - wyjaśniam. - Generalnie, bez względu na to, w jak beznadziejnej znajduję się sytuacji, zamierzam jak najlepiej wykorzystać ostatnie dni, tygodnie lub miesiące swojego życia, więc wielka szkoda, że wychodzisz, bo od nowej pary butów, zdecydowanie wolałabym kilka kresek, szkocką i seks.

- Niedługo wrócę, to ponegocjujemy. - oznajmia, a na jego twarzy pojawia się ten jego rozbrajający uśmiech. Opiera się rękoma o stół i lekko się nade mną pochyla. Patrzy mi w oczy, odgarnia z mojej twarzy kosmyk włosów, a kciukiem przejeżdża po mojej dolnej wardze, jakby próbował zetrzeć mi z ust piankę od cappuccino. Serce zaczyna walić mi jak oszalałe, nogi miękną mi w kolanach i sama ganię się za to w myślach, bo to w końcu Cole Turner do jasnej cholery. Jestem dla niego tylko kartą przetargową, więc gdybym miała w sobie resztki instynktu samozachowawczego, to trzymałabym się od niego z daleka, a przynajmniej nie pakowałabym mu się do łóżka. Irytuje mnie sposób w jaki na mnie działa, ale nic nie mogę na to poradzić, bo najwidoczniej mam słabość do mężczyzn jego pokroju; do władczych, zimnych, wydziaranych drani. - Pojadą z tobą Kyle, Luis i Scott. Lepiej, żebym tego nie żałował, Holly.

- Nie martw się, co najwyżej zrobię ci debet na koncie.

- Wiesz, że nie to miałem na myśli, ale powodzenia. Musiałabyś bardzo się postarać, żeby w ogóle przekroczyć dzienny limit.

- Obawiam się, że niejedna kobieta, mimo limitu i tak jakoś zdołałaby puścić cię z torbami, ale masz szczęście, bo ja akurat nie za bardzo lubię chodzić po sklepach.

Zanim się prostuje, Cole całuje mnie jeszcze w taki sposób, jakby chciał dać mi dobry powód, żebym nie spróbowała mu uciec. Nie da się ukryć, że zna się na rzeczy. Od razu nabieram ochoty na więcej i choć jeszcze nie wyszedł, już zaczyna mi go brakować, a może raczej zaczyna mi brakować tych wszystkich zupełnie sprzecznych emocji, które we mnie wywołuje za każdym razem, gdy tylko się do mnie zbliża na nieznośną odległość kilku centymetrów.
Odprowadzam go wzrokiem do drzwi, dopijam cappuccino, wstaję od stołu, a potem idę prosto do łazienki, zrzucam z siebie koszulkę nocną i wchodzę pod prysznic. Przez długi czas po prostu stoję pod strumieniem gorącej wody. Oczy mam zamknięte. W pewnym momencie słyszę ciche skrzypnięcie drzwi i otwieram oczy z powrotem. Przez zaparowaną szybę, widzę tylko zarys postaci - czerń kontrastującą z otaczającą mnie bielą.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz