Jest już późno. Za oknami panuje noc, a ciemność w mieszkaniu rozświetla jedynie włączony telewizor. Ja i Max leżymy na kanapie, ale tym razem jest rozłożona, więc mamy do dyspozycji większą przestrzeń. Kołdra leży zwinięta gdzieś w naszych nogach, na wymiętym prześcieradle. Poduszki walają się po łóżku.
Heroina sprawia, że kompletnie zapominam o całym świecie. Leżę na boku i jedynie wpatruję się spod wpół przymkniętych powiek w twarz blondyna, z dość bliskiej odległości. Chłopak przysypia, ale chyba stara się z tym walczyć, bo co kilka sekund otwiera te swoje niebieskie oczy i uśmiecha się z wyraźnym zadowoleniem. Głaszczę go po jego wciąż wilgotnych włosach, a później wędruję palcami po jego umięśnionym torsie, zmierzając coraz to niżej. Gdy moja dłoń znajduje się na gumce od jego bokserek, łapie mnie za rękę.
- Holly.
Niby jedynie wypowiada moje imię, a mam wrażenie, że próbuje mnie w ten sposób skarcić za to, że znów zaczynam się do niego dobierać i tym razem wcale nie robię tego nieświadomie, przez sen.
- Max, ja się czuję całkiem nieźle.
- Prze herę nie czujesz bólu, ale to wcale nie oznacza, że wszystko jest już dobrze. Rany nie goją się w cztery dni. Daj sobie więcej czasu.
- Co jeśli nie mamy więcej czasu? - pytam.
- Co masz na myśli? - Max się prostuje i opiera się plecami o poduszkę.
- Miałam na myśli to, że wszystko się chrzani. Zresztą ty jesteś dilerem, więc nie wiadomo, czy nie widzimy się po raz ostatni. - Tak naprawdę, to wcale nie chodziło mi o podejmowane przez niego ryzyko zawodowe, tylko o mnie. Sprawy się cholernie komplikują. - Nie, żebym kiedykolwiek oczekiwała, że będziemy się systematycznie spotykać. To przecież zwykła przygoda, a przygody z reguły są krótkie i oparte na braku zobowiązań.
- Dla mnie, to wcale nie jest przygoda. - stwierdza, a nasze spojrzenia się krzyżują. Ma tak pomniejszone źrenice, że jego oczy są prawie nieskazitelnie błękitne, nie licząc malutkiej, czarnej kropki na samym środku jego tęczówki, ale ona jest praktycznie niezauważalna. - Dla ciebie też nie, skoro boisz się, że mógłbym nagle zniknąć. - I tu mnie ma, chociaż jest dokładnie na odwrót. Jak tak dalej pójdzie, to ja niedługo zniknę bez śladu. W głowie wciąż rozbrzmiewają mi słowa Camerona. Raz nie zastali mnie w domu, ale pewnego razu nie będę miała tyle szczęścia. - Nie wiem, co będzie w przyszłości, ale wiem, że na razie nie mogę przestać o tobie myśleć. Chcę spędzić z tobą dzisiejszą noc, a potem jutrzejszą i pojutrze, za tydzień i w przyszłym miesiącu. Gdybym mógł, to wziąłbym sobie kilka dni wolnego i zabrałbym cię w jakieś ładniejsze miejsce, może do Chicago. To chwilowo nie wchodzi w grę, ale dopóki nie przeszkadza ci, że tkwimy w Detroit, to...
- O nie, tylko nie do Chicago. Poza tym, może znalazłam twój telefon i zwróciłam ci go, ale to wcale nie oznacza, że jesteś mi coś winien.
- Tu nie chodzi o ten pieprzony telefon, choć cieszę się, że akurat ty go znalazłaś. Nie mam pojęcia, co taka dziewczyna jak ty w ogóle robi tu ze mną, ale uwierz mi, że nie chciałbym być teraz nigdzie indziej.
- To dlaczego nawet nie chcesz mnie dotknąć, co?
- Oszalałaś? - unosi brwi - Przy tobie moje myśli błądzą w bardzo nieprzyzwoitym kierunku i ciężko jest mi sprowadzać je na właściwy tor, ale jedyne czego nie chcę, to żebyś miała mnie za jakiegoś napalonego gościa, bo takich pewnie kręci się wokół ciebie na pęczki. To nie zmienia faktu, że z trudem nad sobą panuję, a ty mi to nieźle utrudniasz, nawet teraz. Mimo wszystko, nie chcę zrobić ci krzywdy, więc po prostu zaczekam. Wbrew temu co myślisz, mamy przed sobą mnóstwo czasu.
- Skoro tak, to niepotrzebnie ze sobą walczysz. - odpowiadam cicho, prawie półszeptem. - Ja wcale nie chcę czekać.
- Sama powiedziałaś, że...
- Wiem, ale zmieniłam zdanie.
- Obawiam się, że nie myślisz racjonalnie. - uśmiecha się w taki zupełnie rozbrajający sposób. - Może jednak powinienem coś na siebie włożyć. - dodaje.
- Ja... - Nie wiem, co jeszcze mogłabym mu powiedzieć, żeby go przekonać, że może mnie przelecieć. Sam fakt, że w ogóle muszę go do tego przekonywać, to dla mnie jakaś totalna abstrakcja. Przecież nie będę go prosiła o seks, co to, to nie. Moralności nie ma we mnie za grosz, ale duma mi na to nie pozwala. Łapię za skrawek kołdry i naciągam ją sobie na głowę. - Boże. - syczę, bo mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Co jest? - słyszę jego głos.
- Nic. Zostaw mnie.
- Mam sobie pójść?
- Nie. Zostań, tylko daj mi chwilę. Muszę... - O cholera. Nagle czuję jego ciepłe wargi, gdzieś po wewnętrznej stronie moich ud. To zaskakujące, ale podniecające jednocześnie. Wstrzymuję oddech, a plecy wyginają mi się w łuk. Przekręcam głowę na bok i delikatnie rozsuwam nogi. Chłopak odrywa ode mnie usta, a ja mam ochotę powiedzieć mu, żeby nie przestawał. Kilka sekund później zsuwa mi kołdrę z twarzy. Opiera się na przedramionach, zawisając nade mną. Odgarnia mi włosy na bok i przekręca mi głowę w swoją stronę. Zmuszam się, żeby spojrzeć mu w oczy, a on nadal się uśmiecha. Cieszy się, nie wiadomo z czego, jak mały chłopiec. - Litujesz się nade mną?
- Och, zamknij się, proszę. - mruczy.
- Wydaje ci się, że jak na końcu dodałeś zwrot grzecznościowy, to zabrzmiało bardziej uprzejmie?
- Tak. - Teraz to jego zimna dłoń znajduje się pomiędzy moimi udami, a jego palce wkradają się pod krawędź materiału moich koronkowych majtek. Ciągle patrzy mi prosto w oczy, jakby badał moją reakcję, a to jest piekielnie onieśmielające. Zastygam w bezruchu. - I co ja mam z tobą zrobić?
- Co tylko zechcesz. - udaje mi się mruknąć.
- A czego ty chcesz? - pyta, ale jednocześnie wpija się ustami w moją szyję, uniemożliwiając udzielenie mu jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jak ja, do jasnej cholery, miałabym się skupić w takich warunkach? Potrafię już myśleć tylko o jednym, a on nadal przedłuża oczekiwanie, w nieskończoność.
- Ładnie i powoli.
- Oboje jesteśmy nieźle spowolnieni herą, więc inaczej się nie da.
- Racja. Ja nawet nie jestem w stanie normalnie oddychać. - odpowiadam i próbuję odwrócić od niego głowę.
- Nagle zrobiłaś się taka nieśmiała? - pyta, zanim dosięga moich ust. - Szczerze mówiąc, to całkiem ujmujące.
Kazał mi się zamknąć, a sam wciąż coś do mnie mówi.
- Max, błagam. - jęczę, bo niecierpliwię się coraz bardziej.
- O co?
- Zaraz naprawdę przez ciebie oszaleję. - mówię całkowicie poważnie, bo on mnie dosłownie doprowadza do szaleństwa i wygląda na to, że sprawia mu to niezłą satysfakcję.
Podnosi się i sięga po swój portfel, z którego wyjmuje znajome, małe i szeleszczące opakowanie.
- Jak sobie życzysz. - rzuca i zanim się spostrzegam, pozbawia mnie bielizny, a potem także resztek godności.
Przez niego jestem na większym haju niż jeszcze kila minut wcześniej; niż kiedykolwiek w moim dwudziestoletnim życiu.
Heroina nie uzależnia od pierwszego razu, ale zaczynam się obawiać, że chłopak może być niebezpieczniejszy niż królowa narkotyków, bo te wszystkie uczucia, które we mnie wzbudza, są w stu procentach prawdziwe. Nie ma w tym grama sztuczności, jest za to czysta euforia i pożądanie - zaskakująco groźna mieszanka.Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli boję się poparzyć, powinnam trzymać się z dala od ognia.
Niestety nie mógł wiedzieć, że jestem totalną masochistką, a do niebezpieczeństwa lgnę jak ćmy do światła. Nieważne, jak bardzo bym się starała, to nie potrafię mu się oprzeć, a teraz nawet nie próbuję.
CZYTASZ
Królowa Zniszczenia
RomansaMaria, córka narkotykowego bossa po tym, jak jej ojciec trafia do więzienia, ucieka do Detroit, gdzie w pełni oddaje się swojemu uzależnieniu od opioidów. Jednak gdy na jej drodze pojawia się niespodziewanie Max - diler, który sam zmaga się z uzależ...