Rozdział II

90 4 0
                                    


Następnego dnia, obudziłam się we własnym, pustym łóżku. Mógłby chociaż zostać na śniadanie. - pomyślałam, schodząc po schodach, na parter i właśnie wtedy dostrzegłam, że drzwi od gabinetu mojego ojca, wciąż były uchylone. Mogłabym uznać, że po prostu zapomniałam je zamknąć w tym całym ferworze gubienia z siebie ubrań w drodze do mojej sypialni, ale doskonale pamiętałam, jak przekręcałam w zamku klucz. Pamiętałam nawet, że odniosłam go później na miejsce i włożyłam go pod stojący na półce, przy telewizorze, kamienny wazon.
Gdy weszłam do środka, stanęłam jak wryta. Wiktor siedział na podłodze, otoczony dokumentami i książkami, które pozdejmował z regałów. Wszystkie szafki i szuflady były otwarte na oścież. Narobił niezłego bałaganu, ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Najgorsza była myśl, która nagle pojawiła się w mojej głowie. Myśl, że mnie wykorzystał, bo dotarło to do mnie niemalże natychmiast, w momencie, gdy zobaczyłam go pochylającego się nad stosem papierów. Mimo tej bolesnej świadomości, jak zwykle na trzeźwo, czułam tylko wewnętrzną pustkę, która pogłębiała się z każdą chwilą, coraz bardziej spychając mnie w czarną otchłań, więc nie zareagowałam zbyt nerwowo, a Bennet nie zauważył mnie od razu, bo zbyt był pochłonięty przerzucaniem teczek i wertowaniem kolejnych książek. Sięgnęłam po jedną z nich, bo była akurat pod ręką i cisnęłam nią w niego, z całej siły. Dopiero, gdy oberwał w twarz, podniósł wzrok znad dokumentów.

- Wszystko ci wyjaśnię. - powiedział, podnosząc się w pośpiechu z dywanu.

- To nie mnie będziesz musiał się tłumaczyć. - rzuciłam ze złością.

Cokolwiek robił, to nie mogło być nic dobrego, skoro tak się natrudził, żeby móc spędzić ze mną w tym domu całą noc. Całował tak przekonująco, że na chwilę nawet uwierzyłam, że mógłby coś do mnie czuć. Wszyscy bali się mojego ojca, bo był niezłym skurwielem, więc myślałam, że Wiktor właśnie z tego powodu trzymał mnie do tej pory na dystans. Jednak okazało się, że było dokładnie na odwrót. Postanowił się do mnie zbliżyć, bo chciał coś w ten sposób ugrać. Nie domyślałam się jeszcze, o co mogło chodzić, ale to i tak nie miało znaczenia. Wyjęłam z kieszeni szlafroka swojego złotego IPhona i odnalazłam w kontaktach numer do swojego ojca. Wiedziałam, że nie ucieszy się, jak do niego zadzwonię, bo od zawsze rozmawiał ze mną tylko z przykrej konieczności. Dopóki nie dorosłam, nawet lubił moje towarzystwo. Przez jakiś czas bardzo się starał zastępować mi matkę, ale wraz z upływem lat i napływem coraz to większych ilości gotówki, jego rodzicielska miłość, znacząco osłabła.

- Co ty wyprawiasz? - Wiktor praktycznie się na mnie rzucił, gdy tylko przycisnęłam telefon do ucha.

- Zgadnij. - uśmiechnęłam się z satysfakcją, słysząc pierwszy sygnał.

- Na twoim miejscu, bym tego nie robił. - powiedział, drżącym głosem. - Mer, proszę. Porozmawiajmy.

- Teraz chcesz rozmawiać? - westchnęłam.

Bennett znał te wszystkie rozpraszające sztuczki i potrafił używać ich z należytą wprawą. Poprzedniej nocy pokazałam mu, jak łatwo jest mnie złamać i byłam przekonana, że znów spróbuje wykorzystać przeciwko mnie, moją własną słabość: siebie, swój dotyk i bliskość. Jednak tym razem, tylko złapał mnie za nadgarstek.

- Przecież wiesz, jak to się skończy, jeśli mu powiesz. - James i tak nie odbierał, pewnie zbyt zajęty Natalią. - Każe mnie zabić, Mer, a przecież wiem, że tego byś nie chciała. Przykro mi to mówić, ale mogę być jedyną osobą, której naprawdę na tobie zależy. Jeśli mu powiesz, nie tylko na mnie się wścieknie, a uwierz mi, ja też nie chciałbym, żeby coś ci się stało.

- Ale właśnie sam wciągnąłeś mnie w... Sama nie wiem w co, bo oczywiście niczego nie zamierzasz mi wyjaśnić.

Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić.

- Miałem nadzieję, że mnie nie przyłapiesz. - uśmiechnął się przepraszająco.

Byłam zła na siebie, bo to podziałało. Wystarczył ten jego jeden, głupi uśmiech i znów zapragnęłam jedynie, żeby jakoś zdołał się przede mną wytłumaczyć.

- Masz pięć minut. - oznajmiłam, po chwili zastanowienia i schowałam telefon do kieszeni.

- Choć bardzo bym chciał, są rzeczy, o których nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Musisz po prostu spróbować mi zaufać i uwierzyć, że chcę dla ciebie jak najlepiej.

- Kurwa. - przeklęłam na głos.

- Co?

- Próbuję dać ci szansę, a ty jak zwykle mi tego nie ułatwiasz. - westchnęłam cicho.

- To przynajmniej posłuchaj mnie, uważnie. Spotkamy się w poniedziałek z samego rana. Pojedziemy prosto do banku i wypłacisz tyle pieniędzy, ile tylko zdołasz. - powiedział i coś w jego głosie podpowiadało mi, że mówił śmiertelnie poważnie, ale to nadal zdawało się nie mieć żadnego sensu. - Masz dostęp do któregoś z kont swojego ojca, tak?

- A więc chodzi ci o kasę? - roześmiałam się głośno, bo to wydało mi się, aż nazbyt oczywiste.

- Nie. Nie chcę kasy. Te pieniądze będą ci potrzebne. Przecież wiem, że nienawidzisz takiego życia. Nienawidzisz też swojego ojca i już dawno temu chciałaś stąd uciec. Teraz wreszcie będziesz miała ku temu okazję. - złapał mnie za podbródek, tym samym zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy. - To przez niego zaczęłaś ćpać.

- Zaczęłam ćpać, bo to kurewsko przyjemne, Wiktorze. - mruknęłam - To miłe z twojej strony, że tak się o mnie troszczysz, ale ja nie mogę wyjechać. Nie z tobą. Nie w ogóle. Jego ludzie mnie znajdą, tak jak zawsze. Już zapomniałeś, jak pół roku temu leciałeś po mnie do Londynu?

- Trudno zapomnieć, bo znalazłem cię w barze, upitą prawie do nieprzytomności. - przygryzł usta, jakby próbował powstrzymać uśmiech.

- Gdybym nie była wtedy tak pijana, pewnie skończyłbyś ze złamanym nosem. Miałeś dużo szczęścia.

- Nie, to ty miałaś dużo szczęścia, że znalazłem cię, zanim wpakowałaś się w kłopoty.

- Już nie zgrywaj takiego bohatera. - odparłam, a Wiktor spuścił wzrok, jakby wracał wspomnieniami, do tamtej deszczowej nocy i do Soho. - Dlaczego nagle chcesz, żebym z tobą wyjechała?

- Źle mnie zrozumiałaś. To ty musisz stąd wyjechać, najlepiej jak najdalej, ale nie powiedziałem przecież, że pojadę z tobą.

- No tak. Tylko czemu, akurat teraz? - zapytałam.

- To jedno z tych pytań, na które nie mogę udzielić ci odpowiedzi.

- Mam ci zaufać, tak?

- Przykro mi, ale nie będziesz miała innego wyboru.

Nawet gdybym w tamtym momencie jakimś cudem odgadła prawdziwe znaczenie jego słów, to i tak nie mogłabym już powstrzymać tego, co miało niedługo nastąpić. Czarne chmury zawisły nad moją głową, jeszcze na długo przed tamtą sierpniową burzą.

- Posprzątaj to. - rzuciłam, zanim wyszłam za drzwi.

Potrzebowałam czasu, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Nie mogłam podjąć tak poważnej decyzji, w przeciągu kilka minut. Jednak, to też nie miało już żadnego znaczenia, bo ktoś inny zadecydował za mnie. 

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz