Rozdział XI

57 2 0
                                    

Max musiał pojechać do pracy, więc wróciłam do domu, a teraz leżę na kanapie. Na zmianę przysypiam i gapię się w sufit, bo nie mam ochoty na nic innego. Wstaję dopiero, gdy słyszę dzwonek do drzwi.

- Cześć. - Cameron wita się za mną, a ja zastanawiam się tylko nad tym, czy widać po mnie, że jestem naćpana, bo jeśli tak, to moje stosunki z sąsiadami mogą zaraz ulec znacznemu pogorszeniu.

Ludzie nie lubią narkomanów, choć nie mogę zapominać, że jesteśmy w Detroit. Czasem mam wrażenie, że w tym mieście nie obowiązują żadne reguły. Jeśli już przestrzega się tu jakichś zasad, to tylko tych mało znaczących i jedynie dla zachowania pozorów.

- No cześć.

- Chyba cię nie obudziłem? - pyta, lustrując mnie wzrokiem. Nie odpowiadam, tylko uśmiecham się sztucznie. - Wpuścisz mnie do środka?

- Jasne. - rzucam i odsuwam się na bok, a blondyn wchodzi do mieszkania.

Dopiero teraz zauważam, że przez cały czas trzymał coś za plecami. To papierowa torba. Wyjmuje z niej pistolet owinięty w jakąś płócienną szmatkę.

- Glock 17. Nówka sztuka, ale z zatartymi numerami seryjnymi i nigdy nie rejestrowany.

- Okej. Ile?

- Co, ile? - Chłopak mruży oczy.

- Ile mam ci zapłacić? - wyjaśniam szybko.

- Potraktuj to jako sąsiedzką przysługę.

Blondyn obdarza mnie kolejnym szczerym i niewymuszonym uśmiechem.

- Daj spokój. Ten pistolet jest warty z osiem stów. - wzdycham i otwieram stojącą na korytarzu szafę, a potem odnajduję w niej swój portfel. - Cholera, mam przy sobie tylko pięćset dolców. Mogłeś mnie uprzedzić, że uwiniesz się tak szybko.

- Holly. - Cameron łapie mnie za ramię i zmusza mnie tym samym, żebym się do niego odwróciła. - Po prostu go weź. Proszę.

- Czemu?

- Już ci mówiłem. Mieszkasz tu sama. Wczoraj ktoś włamał się do twojego mieszkania. Ja i Will będziemy spali spokojniej wiedząc, że sama zdołasz się obronić.

- Dlaczego w ogóle mięlibyście się mną przejmować? - pytam i krzyżuję ramiona.

- Jesteś kobietą.

- Tylko dlatego?

Przez ostatnie trzy lata zdążyłam już przywyknąć do tego, że nikt się o mnie nie troszczył. Nauczyłam się, że mogę liczyć tylko na siebie, więc ciężko jest zrozumieć, czemu moich dwóch, nowych sąsiadów miałoby się o mnie martwić. Świetnie radzę sobie sama, to znaczy ze wszystkim z wyjątkiem pająków.

- Wyglądasz na miłą dziewczynę. Poza tym, w wojsku wbijają nam do głowy, że musimy chronić kobiety i dzieci. Nie da się tak po prostu zapomnieć o tym po powrocie z misji. - Zastanawia się nad czymś przez moment. - W sumie, to jesteśmy jak dobrze zaprogramowane roboty. - wybucha śmiechem.

- Gdybym była miłą dziewczyną, to nie potrzebowałabym nielegalnej broni, nie sądzisz? Słuchaj, Cameron. Nie zrozum mnie źle, ale ja zwyczajnie nie lubię mieć długów wdzięczności. Wolę dać ci tą kasę i mieć sprawę z głowy.

- Skoro tak. - wyciąga rękę.

- Umówmy się, że resztę doniosę ci po południu.

- Pięćset wystarczy, Holly. Naprawdę. - Łapie za plik banknotów, a potem wciska go sobie do tylnej kieszeni spodni. - Trochę to przykre. Naprawdę uważasz, że oczekiwałbym czegoś w zamian?

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz