Rozdział LIV

24 2 0
                                    

- Nie ruszaj się, Holly.

Gdy próbuję podnieść się do pozycji siedzącej, Cameron delikatnie przygwożdża mnie ręką do materaca.

- Co się stało? - pytam, bo właśnie orientuję się, że leżę na kozetce, w którymś ze szpitalnych pomieszczeń.

- Zemdlałaś.

- No tak. - Przypominam sobie. - Długo byłam nieprzytomna?

- Jakieś pół godziny. - odpowiada, a gdy moje oczy przyzwyczajają się do ostrego światła jarzeniówek, natrafiam na jego zmartwione spojrzenie.

- To pewnie ze zmęczenia. - wzdycham. - Która jest godzina?

- Ósma czterdzieści, a co?

- Nie zdążę na rozprawę. - mówię, a z moich ust wydobywa się kolejne głośne westchnięcie. - Muszę tam być. Miałam...

- Nie, wcale nie musisz. Cole będzie miał ze sobą Josepha, poza tym i tak do niczego mu się tam dzisiaj nie przydasz. Zrobiłaś swoje, ani Vincent, ani John nie stawią się w sądzie, więc choćbym miał zatrzymać cię siłą, nigdzie nie pojedziesz. Czas, żebyś pomyślała o sobie, Holly. Teraz musisz przede wszystkim odpocząć, bo jak widać nieprzesypianie nocy ci nie służy. Napędziłaś mi strachu, wiesz?

- Tylko mi nie mów, że się o mnie martwiłeś.

- Jasne, że się o ciebie martwiłem. Pomijając już fakt, iż na troszczeniu się o ciebie polega moja praca, lubię cię, Holly. Zwyczajnie cię lubię.

- Właśnie otrzymałam wyniki badań. - W pomieszczeniu pojawia się młoda lekarka w białym fartuchu. Zamyka za sobą drzwi, podchodzi bliżej i przystaje obok Camerona, więc teraz nie tylko on patrzy na mnie z góry z troską, a już myślałam, że bardziej głupio być mi nie może. - Muszę pana poprosić, żeby na moment pan wyszedł. - Blondynka się do niego zwraca.

- Nie, w porządku. Nie musi wychodzić. - odpowiadam, licząc na to, że zaraz i tak opuścimy szpital razem.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że moja nagła utrata przytomności spowodowana była zwykłym przemęczeniem. Trudno przecież, żebym nie była zmęczona, bo nie dość, że nie zmrużyłam oka, to jeszcze do tego nic nie jadłam od paru godzin, a przy życiu od jakiegoś czasu trzymają mnie tylko tabletki i kofeina. Można więc powiedzieć, że doigrałam się na własne życzenie.

- Jak już mówiłam, mam przed sobą wyniki badań krwi. Zatrzymałabym panią na krótką obserwację, ale myślę, że jak na razie nie ma się czym niepokoić, bo takie omdlenia są bardzo częste w pierwszych tygodniach ciąży. - Nadal jestem oszołomiona, więc w pierwszej chwili wzdycham z ulgą i dopiero po kilku minutach dociera do mnie, co tak naprawdę właśnie padło z ust kobiety. Gdy już to sobie uświadamiam, od razu żałuję, że nie poprosiłam Camerona, żeby jednak wyszedł. To nie jest coś, o czym chciałabym go informować; nie widzę powodu, dla którego miałby się o tym dowiedzieć, a już na pewno nie w pierwszej kolejności. Wystarczy, że sama jestem w szoku. To znaczy, tak, wiem przecież, z czym może wiązać się seks, ale... Jezu. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę; że mogłabym kiedykolwiek zaliczyć taką wpadkę. - Najbardziej niepokoi mnie ten znaczy niedobór żelaza. - Lekarka kontynuuje, ale ja się wyłączam.

- Cam, zostaw nas...

Nie jestem już nawet w stanie sklecić jednego zdania.

Blondyn wstaje, gdy już wyrywa się z otępienia. Z jego twarzy da się wyczytać, że zdaje sobie sprawę z tego, iż ta wiadomość nie była przeznaczona dla jego uszu. Nie mogę mieć do niego żadnych pretensji, bo sama chciałam, żeby został, jednak to nie ma w tym momencie znaczenia. Choćbym go prosiła; choćby chciał, nie zdoła przecież wyprzeć takiej informacji z pamięci.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz