Rozdział XLIX

27 2 0
                                    

trzy dni później

- Muszę spotkać się z Roanem. - Cole przysiada na łóżku, obok mnie. - To nie powinno zająć mi zbyt wiele czasu. Załatwię, co mam do załatwienia i wrócę najpóźniej do wieczora.

- Po co w ogóle mi o tym mówisz?

- Holly... - Próbuje dosięgnąć mojej dłoni, ale chowam ją pod kołdrę. - Nie dostanę nawet całusa na pożegnanie? - pyta żartobliwie.

- Nie. Godzinę zajęło mi znalezienie w miarę wygodnej pozycji, więc po prostu zostaw mnie w spokoju, Turner. Jedź, dokądkolwiek musisz jechać i nie śpiesz się z powrotem, bo i tak do niczego mi się tu nie przydasz.

Leżę na boku, opatulona kocem od pasa w górę, uda przykryte mam kołdrą, a spod niej wystają mi tylko łydki i stopy. Jest mi jednocześnie za gorąco i za zimno, więc tylko takie pół na pół zdaje egzamin i przy odrobinie samozaparcia zdołam tak poleżeć przez kolejnych pięć minut. Później będę zmuszona się odkryć i otworzyć okno, żeby przewietrzyć sypialnię, a jak już to zrobię, to znów będzie mi za zimno. Nie ma złotego środka. Jestem skazana na naprzemienne zamarzanie i gotowanie się we własnej skórze.

Zgodnie z zegarkiem minęły dokładnie sześćdziesiąt cztery godziny i osiem minut od mojej ostatniej dawki opioidów, ale mam wrażenie, że to trwa już co najmniej od miesiąca. Każda upływająca sekunda boleśnie mi o sobie przypomina. Boli mnie całe ciało. Rwie mnie w kościach, a swoją pogruchotaną dłonią, boję się chociażby poruszyć. Bark po postrzale mam nieprzyjemnie odrętwiały, więc mogę leżeć tylko na prawym boku, a ciężko jest mi wytrzymać w jeden pozycji, bo mam ochotę dosłownie chodzić po ścianach. Jednocześnie podniesienie się, to dla mnie zbyt wielki wysiłek, żebym mogła się na to zdobyć. Całą swoją uwagę skupiam na tym, żeby się za bardzo nie rzucać i nie wymachiwać nogami na wszystkie strony. Zwłaszcza teraz, gdy Turner jest obok, bo nie chcę, żeby widział jak ze sobą walczę. Przez ostatnie trzy dni napatrzył się na to wystarczająco. Z jakiegoś powodu bardzo chce przy mnie być. Nie rozumie, że jego obecność tylko działa mi na nerwy; że nie mam ochoty oglądać z nim filmów, ani nawet rozmawiać i wcale nie chodzi o to, że to przez niego muszę przez to wszystko przechodzić.

Chociaż prawda jest taka, że cierpię na własne życzenie. Wiedziałam przecież, na co się piszę, gdy po raz pierwszy wzięłam oksykodon. Byłam świadoma tego, że szykuję sobie piekło. Nie sądziłam jednak, że wyląduję w nim tak prędko. Naiwnie liczyłam na to, że dzień odstawienia nigdy nie nadejdzie. Myślałam, że dopóki będę miała pieniądze, będę mogła bez konsekwencji z każdego dnia robić sobie haj życia.

Cole dotyka mojego czoła. Jego dłoń jest lodowata, a to wystarcza, żeby targnęły mną dreszcze. Tym czułym gestem pozbawia mnie cienia wygody, o którą tak walczyłam przez ubiegłą godzinę.

Prostuje się, a koc zsuwa się z moich ramion i uderza mnie chłód.

- Musisz zmienić koszulkę. - Turner się podnosi i podchodzi do komody, na której leży sterta świeżych t-shirtów. Sięga po jeden z nich, a z szuflady wyjmuje dla mnie bluzę od dresu. - Podnieś ręce. - mówi, znów przysiadając na skraju łóżka i przysuwa się do mnie bliżej, po czym dosięga rąbka mojej przepoconej bluzki. - No dalej. Musisz ją zdjąć. Cała jest mokra.

- Jak będę chciała zmienić koszulkę, to sama to zrobię, a jak już chcesz mi pomóc, to po prostu zajmij się swoimi sprawami. Nie rozumiesz, że ja nie chcę, żebyś się mną opiekował? Zacznijmy od tego, że nie chcę nawet, żebyś tu był, bo nie chcę...

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz