Sto tysięcy dolarów - tyle kosztowało mnie wyciągnięcie zwyczajnego, zupełnie niegroźnego dilera z pieprzonego, policyjnego aresztu. A teraz stoję na parkingu przed komisariatem i patrzę, jak Max wychodzi z budynku. Zbiega po schodach i rozgląda się dookoła, przynajmniej dopóki nasze spojrzenia się nie krzyżują. Opieram się o maskę Audi, więc na wypadek, gdyby mnie nie poznał, macham do niego na powitanie.
Szczerze mówiąc, nie wygląda jakby się ucieszył na mój widok. Co prawda rusza w moją stronę, ale na jego twarzy nie ma grama entuzjazmu. Wydaje się zmęczony i zrezygnowany, wlecze się po tym chodniku noga za nogą z miną zbitego psa. Za wszelką cenę próbuję odpędzić od siebie myśl, że czeka nas długa i trudna rozmowa, bo po tym co się stało, z pewnością będzie chciał zadać mi wiele pytań.
- To ty wpłaciłaś kaucję? - Oto pierwsze z nich, Smith.
- Tak. - przytakuję.
- Miło z twojej strony. - stwierdza z lekką ironią w głosie. - Kolejne auto?
Chyba jednak powinnam była przyjechać tu moim starym Chevroletem, zamiast pożyczać samochód od Wiktora.
- Porsche stoi w warsztacie. Muszą mi załatać ślady po kulach, poza tym policjanci szukali narkotyków i wypruli wszystkie fotele do samej gąbki. - wzdycham cicho. Na samą myśl mam ochotę sięgnąć po kolejnego papierosa, chociaż przez ostatnie pół godziny zdołałam wypalić już z pół paczki. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku, Holly. Spędziłem w areszcie trzy dni i jestem wykończony. Wiedziałabyś jak to jest, gdybyś nie wyszła z komisariatu w dniu zatrzymania. Jak to w ogóle możliwe, że tak szybko cię wypuścili?
- W przeciwieństwie do ciebie, ja nigdy nie byłam notowana, więc nie mam kilkustronicowej kartoteki. - odpowiadam. Spodziewałam się, że Max będzie na mnie wkurzony, ale nie myślałam, że aż tak. Znamy się krótko, więc nigdy wcześniej nie widziałam, żeby był tak bardzo rozdrażniony i jestem tym odrobinę zaskoczona. Nie liczyłam na to, że w podzięce za wpłacenie kaucji rzuci mi się na szyję, ale oczekiwałam z jego strony minimum zrozumienia. Wpakowałam go w kłopoty, ale nie zostawiłam go przecież samemu sobie. Posprzątałam swój bałagan i bardzo się staram zminimalizować wyrządzone mu szkody. - Słuchaj, naprawdę mi przykro, że do tego doszło. Gdybym wiedziała, że ktoś postanowi sobie do mnie postrzelać, to uwierz, że nie umawiałabym się z tobą tamtego wieczoru. Oni zdołali uciec, ale długo nad tym myślałam i zastanawiałam się, komu tak bardzo zalazłam za skórę. To rzeczywiście musi mieć związek z moją wycieczką do McFarland. Chyba udało im się mnie namierzyć, Max. - Długo, to ja myślałam, ale nad w miarę wiarygodnym kłamstwem; sposobem na nagięcie smutnej rzeczywistości. Nie mogę mu powiedzieć kim jestem, to znaczy chłopcy zdołali wybić mi ten pomysł z głowy. - Potrzebujesz podwózki?
- Przyjechali po mnie, Holly. - kiwnięciem głowy wskazuje mi na zaparkowanego w oddali, białego Jeepa. Jeśli to ci o których myślę, to zdecydowanie nie powinni zobaczyć nas razem, więc odwracam się do nich plecami, jednocześnie stając bokiem do blondyna. - Lepiej, żebym nie zmuszał ich do czekania. - stwierdza z bólem w głosie, jakby wcale nie chciał wsiadać do tamtego samochodu. - Jak chcesz, to możesz wpaść do mnie wieczorem. Zadzwonię, gdy będę wolny.
- Okej. - Chciałabym go jakoś zatrzymać, bo intuicja podpowiada mi, że jego szefowie nie będą zadowoleni na wieść, że trafił w ręce policji, ale wolę nie pogarszać jego sytuacji. - Uważaj na siebie. - mówię, gdy blondyn odchodzi w kierunku Jeepa. Zanim znika mi z oczu, posyła mi jeszcze sztuczny, zupełnie wymuszony uśmiech. - Kurwa.
- Co jest?
Willem podjeżdża do mnie x-trójką i zatrzymuje się na środku drogi. Wychyla się, zza otwartego na oścież okna BMW.
CZYTASZ
Królowa Zniszczenia
RomansMaria, córka narkotykowego bossa po tym, jak jej ojciec trafia do więzienia, ucieka do Detroit, gdzie w pełni oddaje się swojemu uzależnieniu od opioidów. Jednak gdy na jej drodze pojawia się niespodziewanie Max - diler, który sam zmaga się z uzależ...