Rozdział 2

6.8K 180 26
                                    

Usłyszałam trzask, przez co otworzyłam oczy. Podniosłam się powoli z łóżka i zaczęłam nasłuchiwać. W jednej chwili pomyślałam, że ktoś się mi włamał do domu. Niepewnie postawiłam stopy na parkiecie i starając się nie wydać jakiegokolwiek dźwięku, zeszłam po schodach. Dyskretnie wyjrzałam przez ścianę i zobaczyłam mamę.

- Boże, mamo. Co ty robisz? Wiesz jak się przestraszyłam. Myślałam, że się nam ktoś do domu włamał - rzekłam z nutką irytacji. No sory, ale nie obstawiałam tego, że kiedykolwiek spotkam mamę rano w kuchni.

- Przepraszam cię - powiedziała, trzymając się jedną ręką za czoło. - Po prostu chciałam nalać sobie wody i mi szklanka wypadała -
mama schyliła się, aby pozbierać odłamki szkła a ja dołączyłam do niej.

- Właściwie, to czemu nie jesteś w pracy? - spytałam z ciekawości. No nie oszukujmy się, ale jestem bardzo ciekawa co powie.

- Dziś mamy z ojcem wolne. On śpi na górze, a poza tym przychodzą dziś do nas goście. Dokładniej starzy znajomi - odpowiedziała obojętnie, a ja byłam zaskoczona jednym i drugim.

- Jacy goście? - dopytałam nieśmiało, skupiając uwagę na szkle.

- A ty nie powinnaś być czasem w szkole? - rzekła nagle zirytowana. Zmarszczyłam brwi, po czym nasz wzrok zetknął się. Spojrzałam na zegar.

- Kurwa! - krzyknęłam przerażona godziną, po czym szybko pobiegłam na górę do pokoju. Cudownie, spóźnienie pierwszego dnia szkoły...

- Emily Alice Tylor! Słownictwo! - usłyszałam z dołu, po czym uderzyłam się w czoło. Zapomniałam, że tam stała mama. Cholera jasna.

Gdy znalazłam się już w swoim pokoju, chwyciłam za telefon. Piętnaście nieodebranych połączeń i dziewięć SMS-ów. Wszystkie od Poppy, która zapewne była już w szkole. Szybko ruszyłam do łazienki, aby umyć twarz i zęby, a następnie poszłam się przebrać.  Po chwili spostrzegłam, że zasnęłam w ubraniu. Skarciłam się w myślach, że dopuściłam się tego. Dziś postawiłam na czarne jeansy i grubszy granatowy sweter. Zabrałam z szafki okulary, włosy szybko przeczesałam ręką i spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy do szkoły. Zarzuciłam torbę na ramię i podbiegłam na dół. Chwyciłam jeszcze wodę z szafki i dwa jabłka z miski. Na moje nieszczęście, muszę dziś iść na piechotę. Ogólnie nie narzekam na ruch, gdyż lubię się czasem przejść lub rozprostować kości, lecz dzisiejsza pogoda ewidentnie mi nie sprzyjała. Mianowicie padał deszcz. Ubrałam więc ciepłe buty, ale nie zimowe oraz kurtkę przeciwdeszczową. Skoro rodzice mają wolne to bez sensu zabierać klucze do domu ze sobą, ale sensem było zabrać parasol. Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór, gdzie od razu poczułam świeże powietrze. W trakcie deszczu jakość wszystko czuć intensywniej, co uwielbiam. Wzięłam głęboki wdech, po czym rozłożyłam parasol i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Może zdążę chociaż na trzecią lekcję.

Nie uszłam nawet trzystu metrów, a do moich uszu dotarł dźwięk klaksonu. Podskoczyłam zestresowana, po czym odwróciłam się niepewnie. Zobaczyłam Johna Davisa, co było dla mnie niemałym szokiem. Zamrugałam parę razy stojąc jak słup soli, a on zaprosił mnie gestem ręki abym weszła do samochodu. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Po pierwsze to osoba, która okropnie potraktowała moją najlepszą przyjaciółkę, po drugie nie ufam mu i go nie lubię, po trzecie nawet nie powinnam tego wszystkiego rozważać. Ruszyłam więc bez słowa przed siebie.

- Ej, chodź tu. Chce cię podrzucić - zaczął nalegać, jadąc tempem równemu mojemu.

- Halo, Tylor! Nie bądź taka. Pogoda jest chujowa. Przemokniesz - nalegał, a ja czułam jak wywierca mi dziurę w plecach. Nagle coś huknęło, przez co spanikowałam. Można powiedzieć, że boje się burzy. Odwróciłam się i szybkim krokiem podbiegłam w stronę jego czarnego auta. Otworzyłam drzwi, złożyłam parasol, po czym je zamknęłam. W aucie leciała, jakaś muzyką, która była nie za głośno, przez co musiałam ukryć swój zasapany oddech.

Do końca świata i jeden dzień dłużej [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz