Rozdział 010

2.1K 101 4
                                    

Podeszli do kina i zobaczyli, że większość napisu została już zmyta. Zostało tylko szmata Wheeler. To po prostu okropne. Rose szturchnęła Steve'a w ramię.

- Potrzebuje pan pomocy? - zapytał Harrington. Starszy pan odwrócił się w ich stronę.

- Czy mieliście z tym coś wspólnego? - zapytał zirytowany.

- Nie - zaprzeczyła dziewczyna, Steve lekko się zwiesił.

- Tylko chcę pomóc - powiedział.

Starszy pan zaczął schodzić z drabiny i w końcu podał Steve'owi szmatkę. Nastolatka podeszła do ścianki kina i chwyciła swój rower. Razem z panem, patrzyli jak Steve wyciera napis. Skończył kiedy zaczęło się ściemniać. Zszedł z drabiny i zaczął masować swoje ramię.

- Zrobiłeś dobrze - uśmiechnęła się dziewczyna. - Teraz możemy iść do domu - potargała mu włosy.

- Możemy jeszcze pójść do Jonathan'a i Nancy? - zapytał. - Muszę ich przeprosić.

Henderson uśmiechnęła się szeroko, chwytając rower. Skinęła głową i zaczęli kierować się do Wheelerów. Nancy nie było w domu, więc ruszyli lasem do Byersów. Prawdopodobnie oboje tam będą.

- Patrz, mają już świąteczne światełka, myślałam, że tylko ja tak lubię święta - nastolatka uśmiechnęła się lekko. Puściła rower i podeszli do drzwi.

-  Jonathan jesteś tam? - zapytał Steve pukając do drzwi. - Przepraszam! Chcę pogadać. - drzwi uchyliła im Nancy.

- Steve, musicie iść - oznajmiła i chciała zamknąć drzwi.

- Nie! Nancy - Rose pchnęła lekko drzwi, żeby wróciły do poprzedniego stanu. - Naprawdę chcemy z wami porozmawiać.

- To nie jest najlepszy moment - powiedziała.

- Ja wiem, przepraszam. To nigdy nie powinno się stać i... - zaczął Steve, ale przerwał. - Co ci się stało w rękę? On to zrobił? Nancy daj nam wejść - powiedział Steve.

W końcu jakoś udało im się dostać do środka. Cały sufit był obwieszony lampkami, nie tylko w salonie. Jonathan podszedł do Steve'a i złapał go za koszulkę. Światła zaczęły mrugać.

- Musicie wyjść teraz i to nie jest prośba - powiedział puszczając kołnierz Harringtona.

- O co tu chodzi? Nie możemy po prostu porozmawiać? - światła zaczęły mocniej mrugać.

- Steve! Rose! Wyjdźcie teraz! - krzyknęła Nancy celując w nich pistoletem, Henderson lekko się przestraszyła.

- Nancy opuść pistolet - powiedziała spokojnie Henderson, wystawiając do niej rękę.

- Nancy! - krzyknął Jonathan pokazując na sufit.

Wyglądało, jakby coś chciało się przebić do środka. W końcu temu czemuś się udało. Rosalie nawet nie wiedziała co jej to przypominało, ale kiedy ryknęło, jego paszcza otworzyła się jak kwiat, który miał tysiące ostrych zębów. Nancy pociągnęła Rose za rękę przez korytarz. Dziewczyna zobaczyła, że coś odstaje z podłogi, więc skoczyła nad tym. Jak weszły do pokoju, Jonathan zatrzasnął drzwi. Byli w pokoju pełnym lamp, które mrygały tak samo jak lampki.

- Co to było!? - krzyknął Steve.

- Zamknij się! - krzyknęli na niego Nancy i Jonathan.

Przez chwilę z korytarza można było usłyszeć jakieś dziwne odgłosy, a później wszystko się uspokoiło. Ciężko oddychając wyszli na korytarz. Nic już nie było.

- Teraz rozmiecie dlaczego macie wyjść? - zapytała Nancy. Przyjaciele pokiwali lekko głowami i szybko wyszli.

- Widzimy się w poniedziałek, jeśli nie umrzecie do tego czasu - wymamrotała Rosalie przechodząc obok nich.

Zamknęła drzwi i spojrzała na Steve'a, który już trzymał jej rower w ręce. Mieli odchodzić, kiedy światła ponownie zaczęły mrugać. Spojrzeli po sobie i ponowie wybiegli do środka. Ten dziwny stwór powalił Jonathan'a na ziemię i ryknął mu w twarz. Nancy zaczęła do niego strzelać, ale nic to nie dało. Steve chwycił kij baseballowy, który miał wbity gwoździe i uderzył potwora, który zaczął cofać się do korytarza. W końcu zatrzasnął się w pułapkę. Jonathan do niego podbiegł i rzucił zapalniczkę na ziemię. Okazało się, że cały korytarz był pokryty beznyną. Po jakimś czasie Nancy przybiegła z gaśnicą.

Somebody To Love |Steve Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz