15

792 51 13
                                    

- Gdzie on, kurwa, jest?

Patrick chodził w kółko po dużym pomieszczeniu za sceną. Reszta zespołu nastrajała swoje instrumenty, zerkając niepewnie na siwiejącego mężczyznę, który nie odrywał telefonu od ucha od ostatniej godziny, a ja trzymałam twarz w dłoniach, powstrzymując się od ucieczki.

Alex zniknął.

Od momentu, gdy wyszedł z naszej sypialni podobno zawitał u chłopaków, zjadł obiad z Nickiem, a kolejno jego auto zniknęło wraz z nim.

A ja uderzałam rytmicznie stopą o wyłożoną zielonym linoleum podłogę, zastanawiając się ile w tym mojej winy. Nie mógł aż tak zdenerwować się żartem o Oliverze. Dobrze wiedział, że taka nie jestem.

Do cholery. Skąd miał wiedzieć skoro znaliśmy się kilka dni?

- Waters, przysięgam, jeśli to twoja sprawka, to wylatujesz w sekundę - powiedział Patrick wychodząc z pokoju. Chłopcy spojrzeli na mnie z uniesionymi brwiami, a ja uderzyłam dłońmi o blat stołu.

- Gdybym cokolwiek wiedziała, to bym powiedziała. - powiedziałam szybko, wyginając sobie palce u dłoni. - Może i rzuciłam jakimś głupim żartem, ale nie mógł wkurzyć się aż tak. Prawda?

- Alex nie żartuje z rzeczy, które bawią resztę społeczeństwa - powiedział Nick. Ewidentnie nie był moim fanem, bo pokręcił poirytowany głową i wrócił do swojej gitary, na której zagrał kilka akordów.

- Do koncertu jeszcze niecała godzina. Pewnie wrócił po coś do hotelu - machnął ręką Matt i wyszedł z pomieszczenia, uprzednio klepiąc mnie po ramieniu.

- Znajdę go. - powiedziałam, a Nick prychnął. - Och, już bez przesady. Nie może być daleko.

Wywróciłam oczami i wyszłam z pomieszczenia, ściągając płaszcz z wieszaka. Ruszyłam do bocznego wyjścia z klubu, które prowadziło na duży parking. Z kieszeni wyjęłam papierosa i odpaliłam go zapalniczką bruneta, wychodząc na ulicę. Musiałam znaleźć najbliższy pub. Wspominał coś o upiciu się i musiał być nie w sosie skoro przejął się czymś tak nieistotnym, jak żart o przypadkowym nastolatku.

Na szczęście na ulicy nie brakło barów, więc zaczęłam wchodzić do każdego, licząc, że znajdę gdzieś Alexa i doprowadzę go do porządku zanim stanie przed fanami.

Pierwsze dwa bary zawiodły; upewniałam się, pokazując barmanom jego zdjęcia. Gdy weszłam do trzeciego poczułam odurzający zapach papierosów. Dym unosił się w powietrzu, przysłaniając wszystko, co znajdowało się w środku. Zaryzykowałam i weszłam głębiej, a im bliżej baru byłam, tym bardziej moja twarz się rozjaśniała. W końcu moje nogi przyspieszyły, a ja biegłam w kierunku bruneta siedzącego na stołku. Zatrzymałam się z przyspieszonym oddechem, po czym chrząknęłam i usiadłam obok niego. Położyłam banknot na blacie i zamówiłam piwo wciąż nie zerkając w jego kierunku.

- Koncert zaczyna się za pół godziny. - powiedziałam, gdy lodowaty kufel wylądował w moich dłoniach. Wpatrywałam się w półki z najróżniejszymi alkoholami, które błyszczały w czerwonych lampkach, okalających bar jeszcze przez dłuższą chwilę. - Patrick jest zły.

- Zawsze jest zły. A to nawet nie jego pieprzony biznes - mruknął, wypuszczając dym w moim kierunku. Teraz czułam na sobie jego palące spojrzenie, które automatycznie wywoływało rumieńce na moich polikach.

- W porządku. - powiedziałam spokojnie. - Wrócimy do klubu? Później porobimy, to na co będziesz miał ochotę i...

- Wkurwiłaś mnie. - przerwał mi, kładąc dużą dłoń na moim udzie. Zacisnął mocno palce, a ja skrzywiłam się, próbując nie zgnieść kufla, który niebezpiecznie się chwiał. - Nie wkurwia się mnie, jak jestem zmęczony.

- Okej, to moja wina. Ale możemy porozmawiać o tym po koncercie. Będę siedzieć z boku i patrzeć na całość, dobra? - spytałam, czując, że mój głos zaczyna się trząść. Brunet nachylił się nad moim uchem, a ja poczułam zapach alkoholu płynący z jego ust.

- Co jeśli nie chcę, żebyś patrzyła? - mruknął, przyciskając usta do mojej szyi. Rozejrzałam się po ludziach, zajmujących miejsca wokół nas, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Westchnęłam i rozprostowałam ramiona, ryzykując spojrzeniem na jego roztrzepane włosy.

- To wrócę do hotelu. - uśmiechnęłam się, wkładając palce między sklejone żelem fragmenty ciemnych włosów. - Nie zwiedź fanów przeze mnie, dobra?

- Nie wszystko obraca się wokół ciebie. - mruknął, wyrównując nasze spojrzenia. Nachylił się nad moimi ustami, po czym pojedynczo je cmoknął i oddalił się, aby na mnie lepiej spojrzeć. - Ładnie wyglądasz, Clem. - powiedział pijańsko, a ja parsknęłam.

- Ty też - powiedziałam, zeskakując ze stołka. Podałam mu dłoń, a on przyjrzał się jej ze zmrużonymi oczami, po czym parsknął i pokręcił z rozbawieniem głową.

- Pieprzona Clementine. Jeszcze raz spróbujesz mi zniszczyć humor. - powiedział, schodząc ze stołka. Jednym ruchem przyciągnął mnie za szlufki dżinsów do siebie i bezceremonialnie włożył mi język do ust. - A teraz chodź. Pijany Alex na koncertach, to najlepszy Alex.

- Tylko nie zachowuj się, jak debil - mruknęłam bardziej do siebie.

Zachodzące słońce wywołało pomarańczowo-różową poświatę na naszych twarzach, gdy wyszliśmy na ulicę. Już stąd widać było długą kolejkę tych, którzy załapią się na najgorsze miejsca w klubie. Alex zatrzymał się i siarczyście zaklął, zerkając w moim kierunku.

- Nie mogą mnie zobaczyć - powiedział, chwytając mnie szybkim ruchem za nadgarstek. Pisnęłam, gdy wciągnął mnie za skrzypiącą furtkę na tyły jakiegoś baru.

- Nie mamy czasu, Alex - mówiłam, gdy przemierzał chaszcze i śmietniki na małych parkingach. W metalowym płocie była dziura, którą mężczyzna z łatwością pokonał, zerkając na mnie co chwilę z czystym rozbawieniem.

- Który to budynek? Pamiętasz? - spytał, gdy znaleźliśmy się przy kolejnym murze. Głosy fanów świadczyły o tym, że to już tu więc jedynie wskazałam ręką pomalowaną na czarno ścianę za kamiennym wzniesieniem. Brunet położył ręce na biodrach i głośno westchnął. - Umiesz skakać?

- Boże - zaśmiałam się, stając obok niego. Oboje mieliśmy wysoko uniesione brwi, wiedząc, że czeka nas przejście na drugą stronę. Mimowolnie spojrzałam na granatowy garnitur Alexa, który mógł spokojnie ulec zniszczeniu.

- Nie jesteśmy w filmie akcji. To będzie łatwe jak bułka z masłem. - machnął ręką i uchwycił się wystających z góry rudych dachówek. Trzymałam dłoń na twarzy, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem w momencie, gdy zawisnął, jak małpa, wypychając tyłek w moim kierunku. - Jeszcze raz się zaśmiejesz, to rozszarpię cię w domu na strzępy.

- Już drugi raz dziś grozisz mi śmiercią - powiedziałam, gdy w końcu znalazł się na górze. Objechał moją twarz morderczym spojrzeniem, po czym zeskoczył i tyle go widziałam.

Zrezygnowałam z przeprawy przez mur i wyszłam na ulicę. Ostatnie osoby z kolejki zdążyły wejść już do środka, więc w spokoju zamknęłam oczy, pozwalając czerwonemu słońcu otulić moją twarz. Kosmyki włosów plątały się na wietrze, gdy wolnym krokiem ruszyłam w kierunku ochroniarza. W momencie, gdy podałam mu identyfikator, z klubu rozległy się pierwsze basy i krzyk Alexa.

backstage | a.tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz