Stanęłam w kolejce w niewielkiej kawiarni na obrzeżach miasta, obserwując wszelkiego rodzaju wypieki w szklanej gablocie. Gdyby nie to, że nie chciałam toczyć się, jak kula po zakończeniu trasy, to zjadłabym każdego z pączków w obrzydliwie różowym lukrze, który błyszczał w promieniach porannego słońca. Uśmiechnęłam się jednak na myśl o Alexie, który na pewno nie byłby zachwycony, gdyby dostał takowego na śniadanie.
Zamówiłam dwie kawy - sobie zmrożone latte, brunetowi kawę czarną. Gdy usłyszałam to w samochodzie wybuchnęłam śmiechem. Jak bardzo przewidywalny ze swoim zamówieniem mógł być?
Podziękowałam dziewczynie, która wsadziła moje zamówienie do papierowej torby i pomogła mi ułożyć na ręce dwie duże kawy, po czym zadowolona wróciłam do samochodu. Alex przez zaciemnione szyby wyglądał jak mafiosa, a całość dopełnił papieros wiszący między jego wargami i czarne okulary przeciwsłoneczne. Stanęłam przed jego uchylonym oknem i kiwnęłam głową w stronę kaw, które chybotały się z każdym moim oddechem.
- Z czymś ci pomóc? - spytał z zadziornym uśmiechem. Stężałam na twarzy i uniosłam wysoko brwi, a brunet zaśmiał się, wypuszczając jednocześnie chmurę dymu w moim kierunku. Miał szczęście, że nie wiało. - Zrozumiałem przekaz - mruknął niewyraźnie, próbując utrzymać papierosa w ustach.
Obeszłam samochód dookoła i zajęłam miejsce na siedzeniu pasażera, kryjąc uśmiech. W tle leciały przyjemne kawałki The Mamas & The Papas, a Alex zerkał na mnie zza okularów. Mogłam przysiąc, że mrużył oczy, gdy rozbawiona sięgałam do torby.
- Mam dla ciebie śniadanie - powiedziałam, próbując utrzymać powagę w głosie. Mężczyzna przesunął okulary na głowę, jednocześnie odgarniając wszelkie kosmyki włosów z twarzy, a ja przełknęłam ślinę. Wyglądał tak przystojnie.
- Jesteś kretynką - skomentował, gdy wyjęłam wielkiego, różowego pączka. Tego, co miał najwięcej lukru i posypki.
- Nie mogłam się powstrzymać. Pasuje do ciebie idealnie - powiedziałam, udając wzruszenie w głosie. Brunet wywrócił oczami, gdy roześmiałam się, jak robił pierwszy kęs.
- Jakie to jest, kurwa, słodkie - wymamrotał, oblizując usta w cukierkowym kolorze. Wyjęłam telefon z kieszeni i nie zastanawiając się dłużej nad jakimikolwiek zasadami zrobiłam mu dwa zdjęcia.
Do drugiego się uśmiechnął.
- Nie zjem tego. Proszę, ty to zrób - powiedział, wręczając mi pączka.
- Później. Mam normalne śniadanie - uśmiechnęłam się, podając mu torbę z croissantami. Odwzajemnił uśmiech, a ja ujrzałam w jego oczach wesoły błysk, który powoli zaczął topić mi serce.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Żałowałam, że nie jesteśmy w miejscu, gdzie jest na tyle ciepło, gdzie moglibyśmy zasuwać kabrioletem, a nasze włosy mogłyby fruwać na wietrze. Dużo rozmawialiśmy; o tym, dlaczego wybrali mniejsze miasta na swoją trasę i o tym, jak bardzo nie znoszę czarnej kawy. Poznałam jego ulubioną książkę i sama opowiedziałam mu o moich ulubionych pozycjach. Dowiedziałam się, że najbardziej ceni sobie przyjaźń Milesa Kane'a, ale chłopaków z zespołu kocha, jak braci. Śmialiśmy się z życia jedynaków i myśleliśmy ile cech rozpuszczonych dzieciaków w sobie mamy - wyszło, że niewiele. Pytał mnie, czy byłam kiedyś zakochana, a gdy odpowiedziałam, że nie, to jedynie się uśmiechnął, wiedząc, że nie odważę spytać się go o to samo. Alex śpiewał, a ja słuchałam. Wysłałam kilka zdjęć Hannie, która obiecała, że nigdzie ich nie roześle.
A ja w końcu czułam się jakbym naprawdę żyła.
- Pamiętam, jak jechaliśmy pierwszy raz autem, a ty upiłaś się moim whisky i gadałaś o jakichś faktach o zwierzętach. - przypomniał, a ja parsknęłam i ukryłam twarz za dłońmi. - Już wtedy wiedziałem, że jesteś popieprzona.
- Jestem naprawdę zwyczajna, Alex. Nie oszukujmy się - uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzał na mnie kątem oka i pokręcił z rozbawieniem głową. Jego dłoń wylądowała na moim udzie, a ja odkryłam, że takie gesty stają się dla nas naturalne.
- Nigdy nie pomyślałbym, że znamy się tydzień - powiedział, głaszcząc kciukiem zewnętrzną stronę mojej nogi.
- Ja też. Ale cieszę się, że mamy jeszcze tyle czasu do końca - uśmiechnęłam się, a brunet westchnął.
- Może jakoś dożyję do końca tej trasy. Dzięki tobie. - mruknął, ponownie na mnie zerkając. - Naprawdę urozmaicasz mi życie.
- Nie będę nawet komentować, jak bardzo ty urozmaicasz moje - parsknęłam. Brunet uśmiechnął się i zacisnął mocniej dłoń. Chwilę później znowu śpiewał głośno jakąś piosenkę, a ja rozpływałam się przy jego głosie. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie poczuć pęd samochodu na drodze i szczęście, które ogarnęło moje ciało.
Zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym przy morzu. Wyskoczyłam z samochodu i dobiegłam do barierki, której uchwyciłam się, aby nie wypaść. Wysunęłam się bowiem, jak najdalej, żeby poczuć się jakbym była na statku. Zamknęłam oczy, wciągając zapach nadmorskiego wiatru i uśmiechnęłam się do siebie; właśnie tak wyglądała wolność.
Krzyknęłam, gdy Alex znienacka połaskotał mnie w żebra. W ostatniej chwili, chwycił mnie za biodra i przyciągnął do swojego torsu, gdy śmiałam się, wyzywając go, że mogłam wypaść. Wprawdzie nie znajdowaliśmy się wysoko, ale wolałabym nie turlać się przed wydmy aż na kamienistą plażę.
- Mam coś - powiedział do mojego ucha. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam przez ramię, gdy się odsunął. Brunet wyjął zza pleców aparat, a ja otworzyłam szerzej oczy. Polaroid.
- Dopiero teraz go pokazujesz? - spytałam, dotykając palcami czarnego skórzanego obicia. Alex uśmiechnął się pod nosem i kiwnął głową w kierunku barierki.
- Stań tam - powiedział, a ja posłusznie zatrzymałam się przy barierce. Spojrzałam na swój strój nim brunet pstryknął mi zdjęcie. Na sobie miałam czarne spodnie do kostek, skórzane botki, krótką opinającą się koszulkę i niepasującą do stroju kurtkę przeciwdeszczową, która swoją czerwienią odbijała się od szarego nieba.
- Co mam zrobić? - spytałam idiotycznie się wyginając, niczym modelka. Czasem zapominałam, że Alex bywał w związkach z kobietami, dla których wybieg był drugim domem.
- Być sobą - powiedział spokojnie, a ja zaśmiałam się pod nosem i w momencie, gdy przechyliłam głowę do ramienia Alex zrobił zdjęcie, które zaczęło się powoli drukować.
- Teraz ty - chwyciłam aparat, wyciągając białe jeszcze zdjęcie.
- Nie ma opcji. - zaśmiał się. Zmrużyłam oczy i zaczęłam popychać go w kierunku barierki. - Zabijesz mnie, Clem.
- Nie ma opcji - mruknęłam, a mężczyzna wywrócił oczami.
Jego długie ciemne włosy powiewały na wietrze. Przytrzymywały je jedynie okulary, których do teraz nie zdjął. Na sobie miał czarną koszulę, sprane dżinsy i czarne botki z trójkątnymi czubkami. Podeszłam bliżej i uchwyciłam go, gdy zrelaksowany uśmiechał się do aparatu, poprawiając kosmyk włosów. Na palcach miał kilka pierścieni i sygnetów, które odbiły przebijające się przez chmury słońce. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy stanął obok mnie, żeby przyjrzeć się lepiej naszym zdjęciom. Oboje wydawaliśmy się... szczęśliwi.
- Piękne - skomentowałam, zerkając na niego kątem oka. Momentalnie odwróciłam wzrok, widząc, że przygląda mi się z tym swoim tajemniczym uśmiechem i spaliłam się rumieńcem.
- Chodźmy - zaśmiał się cicho, kładąc mi dłoń na talii. Przesunięci blisko do siebie ruszyliśmy powoli do samochodu, gdy deszcz zaczął powoli moczyć nasze włosy.
____
dziś ważny dzień.
zaśpiewajmy wszyscy sto lat; hbd królu alexandrze davidzie turnerze
CZYTASZ
backstage | a.t
FanfictionClementine wraz z przyjaciółka jadą na koncert ulubionego zespołu z okazji jej osiemnastych urodzin. Dostaje niespodziankę, która umożliwia jej wejście na backstage, gdzie główny artysta proponuje jej noc w jego pokoju hotelowym. _ historia nie ma o...