Obudziłam się na kanapie w pokoju z nagrodami. Okno nad moją głową było otwarte, ale mi było ciepło. Zerknęłam więc na swoje ciało i momentalnie przycisnęłam palce do powiek, aby powstrzymać chęć popłakania się. Nigdy w życiu nie płakałam tyle, co przez ostatnie kilka dni.
Byłam przykryta, bardzo dokładnie. Kołdra wciśnięta była pod moje ciało, tak aby zimne powietrze się pod nią nie dostało, a ja byłam pewna jednej rzeczy - nie zasnęłam przykryta. Wyczułam też, że nie mam spodni, a na moich stopach znajdują się puchate skarpetki. Czy naprawdę byłam tak zmęczona, że nawet nie poczułam, że się mną zajął?
Podniosłam się do siadu i przejechałam dłońmi po twarzy. Potrzebowałam prysznica. Podniosłam się więc powoli z kanapy i cicho opuściłam pokój; nie miałam pojęcia, która była godzina. Alex nigdzie nie miał zegara, a mój telefon był wciąż rozładowany, więc mogłam jedynie wyciągnąć wnioski z widoku za oknem. Na ulicach nie było dużo ludzi, a gdzieniegdzie przewijały się samochody dostawcze, więc pewnie było wcześnie.
Mimo że umysł chciał poprowadzić mnie do łazienki, to nogi skręciły do jego sypialni. Drzwi były uchylone, więc otworzyłam je bardziej i oparłam się o framugę z cichym westchnieniem. Na parapecie leżała popielniczka, w której znajdowało się zdecydowanie za dużo papierosów, jak na jedną noc, a oko wciąż było uchylone. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że brunet leżał na prześcieradle w samej bieliźnie. Już z daleka widziałam gęsią skórkę na jego skórze.
Weszłam do środka. Po drodze do okna zebrałam jego ubrania z podłogi i położyłam je na krześle. Przeszył mnie dreszcz, gdy stanęłam przy parapecie i sięgnęłam dłonią do klamki. Dlaczego on się nie przykrył...
Oczywiście. Oddał mi swoją kołdrę.
Zabrałam popielniczkę i wyszłam z pokoju. Opróżniłam jej zawartość, po czym wzięłam kołdrę z kanapy i wróciłam z nią do sypialni, aby jak najszybciej go przykryć. Otuliłam go szczelnie i poszłam do łazienki. Nie mogłam się nad nim dłużej rozklejać.
Stanęłam pod zimnym strumieniem i stałam tak dobre dwadzieścia minut. Wmawiałam sobie, że woda zmyje ze mnie negatywne emocje, ale po dłuższym czasie zaczęłam drżeć z zimna, więc z resztą problemów musiałam sobie poradzić poza łazienką. Przerzuciłam przez głowę letnią sukienkę, żeby było mi wygodnie przez cały poranek i ruszyłam do kuchni. No tak, lodówka była pusta. Mimo wszystko wgapiałam się w białą pustkę, jak gdybym miała wyczarować coś do jedzenia.
- Mogę coś zamówić - usłyszałam zachrypnięty głos. Podskoczyłam w miejscu i zacisnęłam mocniej palce na rączce, nim odwróciłam się w jego kierunku.
Siedział na stołku barowym z twarzą ukrytą w dłoniach. Włosy sterczały mu we wszystkich kierunkach, a klatka piersiowa unosiła się przy płytkich oddechach. Zamknęłam lodówkę i poszukałam szklanki, do której zaraz potem nalałam soku pomarańczowego. Podsunęłam mu ją pod nos, a sama sięgnęłam po aspirynę do torebki, która również wylądowała obok jego łokcia.
A później oparłam się o blat kuchenny i założyłam ręce na piersi. Patrzyłam na niego, jak połyka skrzywiony tabletkę, a potem dokańcza sok w kilka sekund. Przeczesał palcami włosy i potarł zmęczone oczy wierzchem dłoni.
Dlaczego ja się w tobie zakochałam?
- Nie zmarzłaś w nocy? - spytał w końcu. Nie próbuj roztopić mi serca.
- Nie.
Odepchnęłam się od blatu z zamiarem pójścia do pokoju z nagrodami, który stał się moim miejscem w tym mieszkaniu, ale Alex w ostatniej chwili chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zachwiałam się i uczepiłam jego ramion z irytacją wypisaną na twarzy.
- Czego chcesz, Alex? - spytałam zniecierpliwiona, zabierając ręce do siebie. Mężczyzna śledził moje oczy. Wyglądał na przerażonego. Przerażonego, że nie ma dużo czasu, żeby mnie znów udobruchać? Przerażonego, że to wszystko się zaraz skończy?
- Proszę, nie zachowuj się tak - powiedział jedynie. Naprawdę mało brakowało, a prychnęłabym mu w twarz. Pokręciłam tylko głową i znów się odwróciłam, ale on zrobił to samo. Nie odpuszczał. A ja znowu trzymałam go za bicepsy.
- Alex, daj spokój. - westchnęłam. Gdy położył dużą dłoń na mojej talii nie wytrzymałam i zaśmiałam się gorzko pod nosem. - Tak będzie cały czas? Jednego dnia będziesz miał świetny humor, a drugiego kazał mi się pieprzyć?
- To był błąd, Clem. Przestraszyłem się, że cię nie ma - powiedział. Dziurki od nosa rozszerzyły mi się, gdy poczułam specyficzne pieczenie zwiastujące o kolejnym napływie łez do oczu.
- Jeśli się o kogoś martwisz, to przekazujesz to w inny sposób. - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. - Chyba powinieneś to wiedzieć po tylu związkach. Chyba, że rozpadły się z powodu takiego zachowania?
Przesadziłam. Słowa wyszły ze mnie szybciej, niż mózg zdążył je zarejestrować. Alex spiął się, zmartwił, ale nie zdjął dłoni z mojej talii. Jedynie spuścił wzrok na uda, a ja zrobiłam to samo.
- Masz prawo być zła. - powiedział, kładąc drugą dłoń u dołu moich pleców. Przyciągnął mnie do siebie, a jego czoło złączyło się z moją klatką piersiową. Walczyłam ze sobą, żeby nie wplątać palców w jego włosy, gdy przytulał się tak do mojego ciała. - Jestem takim idiotą.
- Trochę jesteś - powiedziałam cicho, a on zaśmiał się, wprowadzając wibrację w całą moją klatkę piersiową. Uniósł głowę i spojrzał chwilowo w moje oczy, aby później przenieść wzrok na usta.
- Jesteś przepiękna. - powiedział, a mnie zadrżała broda. - Pamiętaj o tym zawsze.
Przysunął się, żeby mnie pocałować, a ja nie mogłam mu odmówić. Jedyne o czym umiałam myśleć, to że każde jego słowo i dotyk miały pożegnalny wydźwięk.
*
Wyszłam z pokoju w sukience.
Wciąż czułam się źle, bo dzień spędziłam w samotności. Czasami wychodziłam, żeby upewnić się, że Alex nie palił za dużo, aby jego głos był stabilny w czasie koncertu, albo by sprawdzić czy nie stoi na balkonie ubrany zbyt cienko. Zauważałam, że im bardziej go kocham, tym bardziej martwię się każdym jego ruchem. A on to wiedział, bo gdy zauważał, jak wychylam głowę z pokoju, aby ujrzeć go, jak siedzi z gitarą na kanapie, to posyłał mi spojrzenie mówiące, że wszystko jest w porządku.
Ale oboje wiedzieliśmy, że nie było.
Gdy wyszłam Alex stał przy oknie. Pierwszy raz od dawna miał na sobie ubrania, w których miał wyjść na scenę. Zazwyczaj przebierał się dopiero na miejscu, ale zważając na korki była duża szansa, że przyjedziemy w punkt. Patrzyłam więc na luźną czarną koszulę, białe materiałowe spodnie i skórzane buty na małym obcasie, zaciskając usta w linię. Zajęło mi dłuższą chwilę, by ruszyć się i stanąć przed długim lustrem, w którym widziałam siebie i mężczyznę.
Sukienka leżała idealnie. Wyglądała, jakby została stworzona dla mnie. Przejechałam dłonią po rękawie i cicho odetchnęłam, przekrzywiając głowę do ramienia. Wyglądałam tak, jak chciałam się czuć.
Po chwili moją uwagę przykuło szurnięcie butów, a później wzrok, który zawsze rozpalał mnie od środka. Patrzyłam na nasze odbicie; patrzyłam, jak odwraca się, po czym przystaje i rozchyla wargi. A później patrzyłam, jak wolno podchodzi, naprawdę bardzo wolno. A później nie musiałam dłużej patrzeć, bo czułam jego ciało za swoim i czułam dużą dłoń, która ląduje na moim brzuchu i przyciąga mnie tak blisko, że mogłam wciągnąć szybko sporą porcję powietrza i przymknąć powieki, bo jego dotyk był zbyt hipnotyzujący i intensywny. Trzymał mnie przy sobie, oddychając gorącym powietrzem w moją szyję. Otworzyłam oczy, aby ujrzeć jak z zamkniętymi oczami studiuje moje ciało dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Spójrz na nas, Alex - szepnęłam. W lustrze widziałam bowiem najpiękniejszy widok na świecie. My razem. My stojący tak blisko siebie, że oboje ledwo oddychaliśmy. Brunet uniósł powoli głowę, po czym otworzył oczy. Mogłam przysiąc, że zobaczyłam, jak jego dolna warga zadrżała.
Z oka skapnęła mi łza, bo czułam, że on nie ma wiary. Wiary w to, co ja widziałam gołym okiem w tym cholernym lustrze. Kochałam go tak bardzo, że wszystko mnie bolało. I kochałam go na tyle, żeby przejrzeć go na wylot.
CZYTASZ
backstage | a.t
FanfictionClementine wraz z przyjaciółka jadą na koncert ulubionego zespołu z okazji jej osiemnastych urodzin. Dostaje niespodziankę, która umożliwia jej wejście na backstage, gdzie główny artysta proponuje jej noc w jego pokoju hotelowym. _ historia nie ma o...