Rozdział 17

1.7K 82 40
                                    

Obudziła mnie potworna suchość w ustach i palące w gardle pragnienie. Pilnie potrzebowałam napić się wody, ale bardzo nie chciałam otwierać oczu i wstać z łóżka. Było mi tak wygodnie, że ruszenie się wymagało z mojej strony silnego samozaparcia. Miałam nadzieję, że Ash już wstała i zrobiła coś dobrego na śniadanie, bo stanie teraz w kuchni to zdecydowanie zbyt duży wysiłek po wczorajszym piciu.

Coś mi jednak nie pasowało. Czułam, jak na moją twarz padają poranne promienie słońca, a przecież okno miałam po drugiej stronie pokoju i zawsze zaciągałam na noc zasłonę. Zmarszczyłam brwi, przewracając się z boku na bok. Kiedy czyiś ciepły oddech zaczął muskać mi włosy, które opadły na czoło, wtedy sobie przypomniałam.

Gwałtownie uniosłam powieki, całkowicie rozbudzona. Zobaczyłam pogrążonego nadal we śnie Adama — mojego najlepszego przyjaciela od dzieciaka, do cholery jasnej — leżącego obok, zupełnie nagiego.

Kuuurwaaaa

Wstałam natychmiast, jakby łóżko właśnie ugryzło mnie w tyłek. Umysł zalewały wspomnienia z nocy. Z tego, jak się całowaliśmy. Jak się rozbieraliśmy. Jak uprawialiśmy gorący, namiętny seks, w ogóle nie myśląc o konsekwencjach. Na przemian uderzało we mnie gorąco i zimno. Żołądek przewrócił mi się do góry nogami, a kolana ugięły się pode mną.

Co ja najlepszego narobiłam?

Pozbierałam z podłogi swoje rzeczy i na palcach pobiegłam do łazienki, by przypadkiem nie obudzić Adama. Ubrałam się, a potem umyłam twarz chłodną wodą, ścierając z powiek oraz policzków ślady rozmazanego makijażu. W oczach miałam łzy. Wzięłam dwa głębsze wdechy, by jakoś uspokoić narastającą panikę, ale to nie za bardzo pomogło. Musiałam stąd jak najszybciej wyjść. Potrzebowałam świeżego powietrza. I Buszka, który leżał w torebce, samotny i nieruszony, już od dłuższego czasu. W dodatku nie mogłam się teraz zmierzyć z Adamem. Jak miałabym mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim? Jak miałabym z nim normalnie porozmawiać, kiedy przed oczami ciągle pojawiały mi się obrazy tego, jak mnie rozbierał, jak na mnie patrzył. Co ze mną robił. Najgorsze było jednak to, że mi się podobało, a gdyby zadał mi takie pytanie, nie potrafiłabym zaprzeczyć.

Wybiegłam z mieszkania jak burza, nie odwracając się za siebie. Windzie niespecjalnie się spieszyło, więc zanim stanęła na ostatnim piętrze, zamówiłam taksówkę. Dałam im konkretne wskazówki, gdzie będę czekać. Nie omieszkałam też wspomnieć, że bardzo się spieszę i miałam ku temu dwa bardzo solidne powody. Pierwszy — Adam Williams w każdej chwili mógł się obudzić i zorientować, że zniknęłam, a kiedy tak się stanie, chciałabym być już w Berkley. Drugi — tłum fotoreporterów w dalszym ciągu koczujących pod bramą wjazdową na teren apartamentowców.

Szlag by to.

Z frustracji zadrżała mi warga, a w oczach zebrały łzy. Kac wcale nie pomagał. Znów paliło mnie pragnienie i skroń pulsowała tępym bólem coraz mocniej, co wcale nie zapowiadało produktywnego dnia. Drżałam ze zmęczenia, bo spałam bardzo niewiele. Była dopiero dziewiąta rano, w październiku, a ja paradowałam po dworze w seksownym kombinezonie bez rękawów. Świetnie. Po prostu świetnie. Ten poranek nie mógł rozpocząć się lepiej. Brakowało tylko, żeby paparazzi zrobili mi zdjęcie i wrzucili na okładkę kolejnego numeru US Weekly.

Wyszłam z podziemnego parkingu, starając się patrzeć wszędzie tylko nie na nich. Weszłam na równo przycięty trawnik i zniknęłam im z pola widzenia za budynkiem. Wyjęłam z torebki Buszka, a gdy się zaciągnęłam, od razu poczułam, że żyję. Na taksówkę czekałam dosłownie parę minut. Los chyba uznał, że wystarczająco już dostałam po dupie, bo kierowca wjechał tak, jak o to prosiłam. Zatrzymał się dosłownie przed szlabanem. Podbiegłam tam, wskoczyłam na tylne siedzenie i od razu skuliłam się tak, by nikt mnie nie widział. Podałam adres. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, kiedy bez zwracania na siebie większej uwagi minęliśmy dziennikarzy, wyjeżdżając na drogę główną.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz