Rozdział 37

1.2K 73 17
                                    

Siedziałam pod drzwiami balkonowymi, patrząc na ogród i nie mając już siły myśleć, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z głośnym łoskotem. Nawet się nie odwróciłam, bo od razu zaczęłabym krzyczeć.

— Jak bardzo zbulwersowany jest Greg? — zapytałam tylko.

Przez chwilę milczał.

— On ostatnio cały czas chodzi zły. Nie przejmuj się tym.

— Jak mam się nie przejmować, Adam, skoro to dotyczy mnie? — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Masz powiedzieć prawdę. Przestań wreszcie udawać, że nic się nie stało.

— Jest wściekły, że w ogóle pomyślałem, byście lecieli ze mną. Nie omieszkał mi zarzucić, że jestem nieodpowiedzialny.

Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę, aż coś strzeliło mi w karku.

— Nic mu o tym nie powiedziałeś?!

— Nie — burknął. — Jeśli mam być całkiem szczery, zrobiłem to specjalnie. Wiedziałem, że mój powrót do Phoenix jest już jawny chwilę przed lotem.

— Że co? Ty chyba wszystkie rozumy postradałeś, Adam! Boże, ty naprawdę jesteś nieodpowiedzialny! Może jeszcze mi powiedz, że to ty wynająłeś kogoś z aparatem, by zrobił to zdjęcie! — krzyknęłam.

— Czemu ty musisz wszystko wyolbrzymiać? — żachnął się. — Nikogo nie wynająłem! Po prostu liczyłem, że... liczyłem, że gdy damy im jakąś cząstkę informacji, oni trochę odpuszczą, a ty w końcu spojrzysz na to z innej strony. Że jednak możesz być ze mną, nie patrząc przez pryzmat mojej kariery. — Jego ton głosu trochę złagodniał, do niego dołączyło spojrzenie, a on sam zrobił krok w moją stronę.

— Żartujesz, prawda? Bo jeśli nie, to nie tylko jesteś nieodpowiedzialny, ale także jesteś egoistą.

Brakowało mi już słów. Co on sobie myślał, do cholery jasnej? Przecież nie był głupi. Mógł to przewidzieć, tym bardziej, że pracuje w tej branży nie od dzisiaj. Musiał mnie nie znać jednak na tyle dobrze, skoro liczył, że przybiegnę do niego z otwartymi ramionami, gdy się o tym dowiem. A teraz to nie Greg okazał się jego największym zmartwieniem, a ja, nasza przyjaźń, którą w tym momencie postawił na szali, i moja prywatność, którą zagrał sobie jak pieniędzmi w kasynie, byleby tylko dostać to, co chciał.

— Ja? Egoistą? To z myślą o tobie sam wynająłem tych wszystkich ochroniarzy, byś czuła się bezpiecznie! Uganiam się za tobą i robię wszystko, by cię do siebie przekonać, a tobie i tak jest mało!

— Mało — prychnęłam — jest tego nie za mało, a o wiele za dużo. Pomyślałeś, choć przez sekundę, jak to się na mnie odbije? Że mogę tego nie udźwignąć? Że tego nie chcę?! Od popularności nie ma odwrotu, Adam, i doskonale sam powinieneś o tym wiedzieć. — Odwróciłam się z powrotem do okna, żeby mu przypadkiem nie dać w twarz.

— Spójrz na mnie, gdy rozmawiamy. — Podszedł, złapał mnie delikatnie za ramię, po czym skierował moją twarz w stronę swojej.

Wtedy coś przeskoczyło. Byłam rozpalona od złości, a do tego doszło jeszcze pożądanie, tworząc mieszankę wybuchową. Adam stał zbyt blisko, co sam chyba zauważył. Ciężko oddychał, jego wzrok biegał od moich oczu do ust. Obydwoje zamilkliśmy, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, w jakim położeniu się znaleźliśmy.

On ocknął się pierwszy. Zrobił jeszcze krok do przodu, aż czubki naszych butów zetknęły się. Jego ciepła dłoń dotknęła mojego policzka. Ja nie drgnęłam nawet na moment, wciąż zbyt wkurzona.

— Proszę. Proszę cię, Emi, daj nam szansę. Razem przeciwko światu. Damy sobie radę.

Zaczęłam mięknąć, kiedy pocałował mnie tam, gdzie przed chwilą spoczywała jego ręka. Nie przestawał. Zjechał niżej na podbródek, a potem szyję, którą mimowolnie odchyliłam, przymykając oczy.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz