Rozdział 31

1.4K 76 7
                                    

Resztę popołudnia spędziłam u Adama. Choć nie zamierzałam zostawać na długo, twierdząc wcześniej, że parę dni dystansu więcej nam się przyda, to nie dałam rady mu odmówić, gdy zaczął mnie przekonywać. Musiałam jednak postawić sprawę jasno.

— Zostanę, ale tylko do wieczora. Na razie żadnego sypiania ze sobą, Adam. To za bardzo miesza mi w głowie.

Adam niechętnie przystał na mój warunek, a ja wreszcie odetchnęłam z ulgą. Rozmowa poszła lepiej, niż przewidywałam. Następny krok: uporać się z własnymi uczuciami. Wiedziałam, że z tym będzie trudniej. Lista „za i przeciw" tu nie pomoże. Nie pomoże też odpowiedni plan działania. Miałam jednocześnie mnóstwo oporów, które chroniły mnie przed całymi sześcioma stopami uroku osobistego, ale też na ramieniu bez przerwy siedział mały diabełek krzyczący mi do ucha kuszące „zgódź się!". Jak na razie dobrze udawało mi się go spławiać.

Obserwowałam Adama baczniej, niż robiłam to wcześniej. No, przynajmniej próbowałam. Żadnych konkretnych wniosków nie wyciągnęłam, więc albo on świetnie udawał, albo ja byłam kiepska w analizowaniu, a umiejętności dedukcji nie miałam za grosz. Raz przyłapałam go, jak na mnie patrzył, gdy myślał, że tego nie widzę. Wydawał się wtedy jednak całkiem nieobecny, więc zwaliłam to na przypadek lub podświadomość.

Ostatecznie zdałam sobie sprawę, że idę w złym kierunku; zamiast krytycznie oceniać własne uczucia, oceniałam jego, prowadząc na ten temat długi wewnętrzny monolog i udając miłosnego detektywa, co, rzecz jasna, wychodziło z marnym skutkiem.

— Halo, ziemia do Emi! — Zobaczyłam przed sobą machającą rękę. — Co tak się zadumałaś nad tym makaronem? Nawijasz go i nawijasz.

Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Faktycznie mój talerz stał jeszcze pełny, a Adama był już prawie pusty. Zamówiliśmy obiad głównie dlatego, że miałam wielką ochotę na makaron z owocami morza. Zamierzałam go dzisiaj przygotować po powrocie do Berkeley, jednak plany uległy zmianie. Zadzwoniłam też do Ash, by ją przeprosić i powiedzieć, że zostanę u Adama do wieczora. Czułam z tego powodu straszne wyrzuty sumienia, ale sprawa szybko poszła w zapomnienie, bo ona spędzała popołudnie u Nathana, który potrafił fantastycznie gotować.

— Wybacz, chyba jestem trochę zmęczona. — Położyłam podbródek na dłoni.

— Jeśli chcesz, odwiozę cię do domu.

— Nie, nie chcę wracać. Ash i tak nie ma, jest u Nathana, a nie lubię siedzieć sama w pustym mieszkaniu.

Adam uśmiechnął się z zadowoleniem, popijając sok pomarańczowy.

— W takim razie proponuję trochę muzyki. Co ty na to?

Niepewnie spojrzałam najpierw na niego, a potem na fortepian, który mnie do siebie przyciągał i jednocześnie przerażał. Zanim jednak zaczęłabym za dużo myśleć, pokiwałam głową.

Posprzątaliśmy ze stołu cały bałagan i z butelką wody przenieśliśmy się do salonu, gdzie stał fortepian. Adam pokazał mi, bym usiadła, a w tym czasie on wziął partytury ze stolika i położył je przede mną. Podniosłam klapę, odsłaniając klawisze. Przełknęłam ciężko ślinę.

— Od czego mam zacząć?

— Możemy spróbować z tą samą piosenką, co wtedy. Zacznij, kiedy będziesz gotowa.

Ręce mi drżały, gdy szukałam odpowiedniego zapisu nutowego. Wzięłam głęboki oddech, a w moim ciele pojawiła się ta ekscytacja wymieszana ze zdenerwowaniem, którą czuje się na chwilę przed wejściem na scenę. Teraz też miałam wrażenie, że występuję przed publicznością, choć był tu tylko (i aż) Adam. Chyba właśnie to stresowało mnie bardziej; świadomość, że to gwiazda muzyki, która śpiewać czysto potrafi nawet przez sen.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz