Rozdział 44

1.5K 71 16
                                    

W życiu nie zawsze wszystko wychodzi idealnie. Ba, czasami kilka rzeczy z rzędu nie idzie po twojej myśli i już myślisz, że całe życie wali ci się na głowę. Dopada cię kurwica, depresja i jedyne, na co masz ochotę, to leżeć w swoim własnym łóżku i nieprzerwanie płakać. Zwalasz wtedy winę na świat, twierdząc, że on cię teraz każe za wszystkie grzechy, jakie kiedykolwiek popełniłeś. Przechodziłam każde z tych etapów i, szczerze, nie znalazłam na to rozwiązania. Do dzisiaj, bo właśnie teraz, kiedy właściwie spełniałam największe marzenie czternastoletniej ja, zdałam sobie sprawę, że nie sztuką jest przyznać się, że to ty spieprzyłeś sprawę, a uderzyć się w pierś, wstać na nogi i wreszcie naprawić popełnione wcześniej błędy.

Naprawdę poczułam siłę tej myśli, gdy zaczęłam śpiewać pierwszą zwrotkę. Może dlatego brzmiałam pewniej niż podczas prób, na których wciąż zżerał mnie stres. Teraz wiedziałam, że nie ma odwrotu z tej sytuacji. Musiałam dać z siebie sto dziesięć procent, by dla Adama to był najlepszy prezent, na jaki potrafiłam się zdobyć.

Nie istniało dla mnie nic poza słowami tej piosenki, które zahaczały o samo dno serca. Łzy zaczęły piec oczy i ściskać za gardło, przez co nie wyśpiewałam wszystkich dźwięków tak jakbym chciała, ale nie szkodzi. Byłam z siebie dumna, bo dałam radę. Pragnęłam widzieć teraz minę Adama stojącego gdzieś w tłumie i obserwującego mnie na scenie, występującą przed publiką, kiedy jeszcze trochę ponad miesiąc temu bałam się zagrać coś przed jego najbliższymi przyjaciółmi.

Kiedy skończyłam i padły ostatnie dźwięki fortepianu, nie mogłam złapać tchu. Czułam się jak w jakimś pięknym śnie. Wytarłam spocone, drżące od nadmiaru emocji dłonie o sukienkę, a potem wstałam, by spojrzeć w kierunku publiki. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wszyscy klaszczą na stojąco. Szeroki uśmiech sam wskoczył mi na twarz. Wzrokiem zaczęłam błądzić wśród ludzi, chcąc zobaczyć tego, dla którego teraz tu stałam.

— Proszę państwa, co to był za pokaz! Ten głos, te emocje! Nasz solenizant musi być niezwykle zadowolony z prezentu! — powiedział do mikrofonu didżej.

Wtedy zauważyłam kątem oka, że ktoś wchodzi na scenę. To cała paczka Adama z ogromnym bukietem róż. Zakryłam usta dłonią, a łzy nagle wypłynęły. Veronica, uradowana, podeszła do mnie jako pierwsza, ściskając mocno. Zaraz za nią był Will, potem Alvaro i Philip, wszyscy klepali moje plecy. Słyszałam tylko:

— Wiedziałem, że umiesz śpiewać!

— Nareszcie, mała!

Byłam tak zaabsorbowana ich pochwałami, że nie zauważyłam podchodzącego Adama. Spojrzałam w jego błyszczące od łez i pełne emocji oczy, aż znów zaparło mi dech. Kiedy otworzył szeroko ramiona, bez zastanowienia w nie wpadłam. Zakręciło mi się w głowie. Nadal nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to zrobiłam, a jego widok tylko udowodnił mi, że było warto.

— Jestem z ciebie taki dumny. Taki cholernie dumny — mówił, kiedy wciąż tulił mnie do siebie.

Wtedy sama się poryczałam, tym samym rozmazując całe arcydzieło Ash i mocząc śnieżnobiałą koszulę Adama. Mimo wszystko chciałam zostać tu, gdzie byłam, jeszcze na dłuższą chwilę, bo czułam się zbyt dobrze, by się od niego odsuwać. Światło na scenie jednak zgasło i zaczęła grać rytmiczna muzyka, więc razem zeszliśmy ze sceny.

Tuż potem zaatakowała mnie Ash, by powiedzieć, że miała rację, że pójdzie mi fantastycznie. Kiedy z mojego ciała zeszło całe napięcie, potrzebowałam nieco świeżego powietrza. Rozdzieliliśmy się wszyscy — Adam zajął się obowiązkami gospodarza i witał z resztą gości, a jego przyjaciele zaczęli pić z parą, którą kojarzyłam z TikToka. Ja, Ash i Nathan poszliśmy najpierw do stolika, by odłożyć bukiet kwiatów, a potem na ogródek, gdzie mogliśmy na spokojnie usiąść, porozmawiać i odetchnąć od zgiełku przyjęcia. Tego właśnie teraz potrzebowałam, bo poklepywanie po plecach, spojrzenia mijanych osób, czy wypowiadane gratulacje przytłoczyły mnie bardziej, niż popis, jaki dałam.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz