Rozdział 3

2.2K 101 26
                                    

Siedziałam na walizce w przedpokoju, czekając na spóźnialską Ash, przez którą prawdopodobnie spóźnimy się na samolot. Świetnie. Przynajmniej nie musiałabym iść na ten głupi koncert. Nawet nie żałowałabym pieniędzy wydanych na bilet, wiedząc, że poszły na szczytny cel i komuś mogły pomóc. Ja natomiast oszczędziłabym sobie tortur. Wszyscy zadowoleni. No, może z wyjątkiem Ash, ale z czasem by jej przeszło.

Niestety nie miałam aż takiego szczęścia. Po paru minutach wyszła ze swojej jaskini z jedną, dużą torbą na ramieniu i uroczą różową walizką w ręce. Spojrzała na mnie przepraszająco, jakbym faktycznie miała mieć jej to za złe. Przewróciłam oczami.

— Jesteś gotowa?

— Tak! Musimy się pospieszyć.

— Co ty powiesz? Ty powinnaś była się pospieszyć z pakowaniem. Ja nie mam zamiaru teraz biec, albo wsiadać do auta, którego kierowca będzie przekraczał dozwoloną prędkość. — Chwyciłam za kurtkę, walizkę i klucze, a potem wyszłam z mieszkania.

— Nathan będzie jechał ostrożnie. Wiesz przecież, jaką on ma obsesję na tym punkcie.

— To dobrze. Tylko pamiętaj, jeśli się spóźnimy, nie zwalaj winy na niego, bo ona będzie leżeć po twojej stronie.

Chłopak Ash już czekał na dole. Wsadził nasze torby do bagażnika, w tym samym czasie udało mi się jeszcze zapalić, i dopiero wtedy ruszyliśmy w stronę San Francisco, z którego mieliśmy lecieć prosto do Phoenix. Koncert odbywał się jeszcze tego wieczoru. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wczorajszy samolot przez zajęcia na uczelni, więc wybraliśmy ten dzisiaj o dziesiątej rano. Przez stres w ogóle nie zmrużyłam oka tej nocy i teraz ledwo trzymałam się na nogach, pomimo dwóch wypitych energetyków przed wyjściem. Obiecałam sobie, że prześpię lot, jednak nawet gdyby mi się to udało, dwie godziny to będzie zdecydowanie za mało. W dodatku byłam nie w humorze. Po wejściu do auta od razu włożyłam do uszu słuchawki, nie chcąc z nikim rozmawiać, tym bardziej, że pierwszy narzucony temat to Mason.

Ash była wściekła. Do tej pory do niego nie zadzwoniłam, a od imprezy minął ponad tydzień. Nie rozumiała, że dla mnie to trudna decyzja do podjęcia, cały czas się wahałam. Czułam się głupio przez moje nazbyt śmiałe zachowanie i nawet nie wiedziałam, jak miałabym mu spojrzeć w twarz po czymś takim. Pewnie uznał, że łatwa ze mnie dziewczyna, więc skoro nie wyszło mu wtedy, to czemu nie spróbować jeszcze raz. Uderzyłam tyłem głowy o zagłówek fotela. Aż się zagotowałam na samą myśl o tym! Gdyby Ash lub Nathan poruszyli znów ten temat, nie ręczyłam za siebie.

Przez odprawę na lotnisku przeszliśmy bez większych problemów, dzięki czemu do bramek nie biegliśmy jak wariaci. Kiedy samolot wzniósł się na odpowiedni poziom, udało mi się zasnąć i obudzić chwilę przed lądowaniem. Uznałam to jednak za duży błąd, bo czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. W drodze do mojego domu stanęliśmy przy sklepie, żeby kupić więcej energetyków. Umówiliśmy się z Ash i Nathanem, że przyjadą po mnie dwie godziny przed koncertem. Pożegnałam się z nimi i ruszyłam przez ganek do drzwi.

Nim zdążyłam zapukać, w progu stanęła mama.

— Och, kochanie, jak dobrze, że dolecieliście szczęśliwie! — Uściskała mnie.

— Nie był to lot mojego życia, ale go zniosłam. — Wzruszyłam ramionami.

Kiedy weszłam do środka, poczułam obezwładniająco piękny zapach pieczonego kurczaka. Skurcz w żołądku przypomniał mi dosadnie, że powinnam wreszcie coś zjeść, a na specjalność mojej mamy zawsze miałam ochotę.

— Gotowa na dzisiejszy koncert? — zagadnęła, gdy siadałam do stołu.

Jej mina nie wyrażała zupełnie nic, jakby zadała zupełnie normalne pytanie. Dobrze jednak wiedziała, że przez ostatnie lata ani razu nie poruszyłyśmy tematu Adama. Musiała być więc nieźle zaskoczona, gdy usłyszała, że przylatuję do domu na weekend specjalnie na jego koncert.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz