Prolog

2.6K 125 18
                                    

Odkaszlnęłam po raz kolejny w ciągu ostatnich dziesięciu minut, czując potworną suchość w gardle. Na tyle okropną, że byłam niemal pewna, że nie wydobędę z siebie ani słowa, kiedy zajęcia się skończą. Adam próbował się nie śmiać na widok mojej skrzywionej miny i zmęczenia wymalowanego na twarzy, jednak niespecjalnie mu to wychodziło. Chciał, żebym widziała, jaki ma z tego ubaw. Przewróciłam oczami i przestąpiłam z nogi na nogę. Starałam się skupić na tym, co mówi Alice, naprawdę, bo jej rady były bardzo cenne. Dzisiaj natomiast grała tak bezlitosną, w ogóle nie zważając na stan mojego styranego gardła, że jej słowa wpuszczałam jednym uchem i wypuszczałam drugim.

Nagle klasnęła w ręce milimetry przed moją twarzą, a ja omal nie upadłam do tyłu wprost na stojącą tam ogromną perkusję.

— Emily, gdzie ty się podziewasz? Próba jest tutaj. Od dłuższej chwili jesteś nieobecna, fałszujesz, a w dodatku jeszcze psujesz wszystko swoim kaszlem — skomentowała pretensjonalnie Alice. — Co się dzisiaj z tobą dzieje?

— Nie wiem... — Wzruszyłam ramionami, przygryzając wewnętrzną stronę policzka, by nie dodać jeszcze czegoś, czego mogłabym potem żałować. — Możemy na razie skończyć?

— Jak sobie chcesz. Ale w czwartek masz przyjść zwarta i gotowa, bez kaszlu i fałszowania, który, szczególnie w twoim wykonaniu, jest zbrodnią przeciwko śpiewaniu. Czy to jasne?

— Jak słońce. — Zasalutowałam jej.

Podeszłam do Adama, który siedział na pudle z jakimiś rekwizytami wykorzystywanymi w musicalach. Na twarzy dalej miał głupawy uśmiech, ale posłał mi współczujące spojrzenie, podając butelkę z wodą. Wypiłam całą niemal za jednym zamachem. Co za ulga. Teraz pragnęłam schować się w swoim pokoju, pod kołdrą, z miską popcornu i odpalonym serialem.

— O czym teraz myślisz? — zapytał Adam, kiedy wychodziliśmy z sali muzycznej.

— O samych przyjemnych rzeczach.

Uniósł brwi w konsternacji. Pacnęłam go w ramię, nie wierząc w to, o czym najprawdopodobniej pomyślał.

— Z wiekiem robisz się coraz gorszy.

— Raczej ty. Chciałem ci przypomnieć jedynie, ile zadań domowych masz na jutro. — Parsknął śmiechem. — Sama wcześniej na nie narzekałaś.

Cholera. Nici z moich marzeń o maratonie. Dziesiąta klasa to katastrofa. Za parę miesięcy, kiedy zacznę przedostatni rok liceum, będzie jeszcze gorzej. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. To byłyby zwykłe tortury, a skoro przeżywam je codziennie w szkole, wolę dodatkowo nie robić tego w głowie. Był już wieczór, na zewnątrz widać gwiazdy, więc wiedziałam, że będę siedzieć z nosem w książkach przynajmniej do pierwszej. Równie dobrze mogłabym to olać, ale gdybym przyniosła do domu choć jedną złą ocenę, mama kazałaby mi się pożegnać z lekcjami śpiewu. Nie dopuszczę do tego.

Jęknęłam przeciągle.

— Nie wytrzymam tego. To są jakieś żarty. Muszą być!

— Niestety nie.

— No cóż... pozostaje czekać na weekend. — Wzięłam od niego swoją torbę i zarzuciłam ją na ramię. — Wpadniesz do mnie w sobotę? Możemy obejrzeć ten nowy horror, na który tak czekałeś. Jakoś to zniosę. Czego się nie robi dla najlepszych przyjaciół. — Przewróciłam teatralnie oczami.

— No właśnie, Emi, muszę ci coś powiedzieć.

Zatrzymaliśmy się na dziedzińcu przed szkołą. Rozejrzałam się po parkingu i zauważyłam samochód mamy w oddali. Potem wróciłam do twarzy Adama, która nagle dziwnie spoważniała. On rzadko kiedy był poważny. I nigdy nie wróżyło to niczego dobrego. Westchnął głęboko, w ogóle nie patrząc na mnie. Unikał mojego wzroku, przynajmniej z całej siły próbował to robić.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz