Rozdział 32

1.3K 75 11
                                    

Szybkim tempem ruszyłam we wskazaną przez Carlosa drogę. Adam dogonił mnie, chwycił za rękę i pociągnął za sobą. Głowę miał pochyloną, więc zrobiłam to samo, choć sądziłam, że w taki sposób jeszcze bardziej zwracamy na siebie uwagę. Starałam się nie patrzyć mijanym ludziom w oczy, nawet jeśli mój wzrok chroniły okulary.

Przemierzyliśmy te trzysta stóp i potem gwałtownie skręciliśmy w prawo. Spojrzałam tęsknie na Starbucksa na rogu, skąd wychodziły trzy dziewczyny, wypuszczając ze środka piękny aromat kawy. Jedna z nich przyglądała nam się przez dłuższą chwilę. Zerkała to na mnie, to na Adama, który zdawał się w ogóle tego nie zauważać. Moje serce zabiło mocniej. Proszę, niech ona nie woła swoich koleżanek!

Nim zdążyłam jeszcze raz zerknąć przez ramię, czy wciąż patrzy, wpadliśmy zdyszani do budynku. Moja twarz zapewne była czerwona z wysiłku, pod pachami czułam lepki pot. O Czekoladowy Boże, dobrze, że się dzisiaj nie pomalowałam.

Nagle usłyszałam śmiech za swoimi plecami. Głośny i wesoły, który odbijał się echem w całym moim ciele. Odwróciłam się, by sprawdzić, co go tak rozbawiło. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, oczy miał nieco przymrużone. Drżały mu ramiona.

— Zechcesz wyjaśnić, co cię tak bawi w jakże bardzo nieśmiesznej sytuacji? — Zarzuciłam ręce na biodra i zmarszczyłam brwi.

— W sumie to jest śmieszna. — Nie mógł powstrzymać kolejnego parsknięcia. — Dawno się tak dobrze nie bawiłem, uciekając przed ludźmi. Powoli zaczyna mi się to podobać.

— A mi coraz mniej. — Przewróciłam oczami. — Jakaś dziewczyna śledziła nas wzrokiem, aż nie weszliśmy do środka. Niewątpliwe, że cię rozpoznała.

— Lepiej ona niż dziennikarze.

— Williams! — ktoś krzyknął.

Obydwoje obejrzeliśmy się w stronę źródła głosu. W naszym kierunku żwawo zmierzał wysoki chłopak w przetartych dżinsach i wygniecionym granatowym t-shircie. Na jego szyi powiewał identyfikator, oczy miał podkrążone, a ciemne włosy zmierzwione.

— Co tam, Dean? — Adam przybił mu piątkę. — Znów siedziałeś w studiu całą noc?

— Mi nie płacą tylko za to, że jestem gwiazdą. — Dean teatralnie przewrócił oczami, a potem on i Adam jednocześnie parsknęli śmiechem. — A to kto? — Wskazał na mnie.

Podeszłam do nich z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Adam przedstawił nas sobie. Nawet jeśli Dean nie był zadowolony z mojej obecności tutaj, to z grzeczności lub z szacunku do Adama nie pokazał tego po sobie. Poprowadził nas korytarzem do ostatnich drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem: „Studio 4".

Jeśli kiedykolwiek wyobrażałam sobie, jak wygląda profesjonalne studio nagraniowe, to moje wyobrażenia z pewnością były dalekie od tego, co widziałam teraz. W liceum mieliśmy jedno, ale ono służyło właściwie tylko potrzebom szkolnym — nagrywano tam piosenki, które potem znajdowały się na pamiątkowych płytach dla ostatnich klas lub dla gości ważnych wydarzeń. Nazywaliśmy to „klitką", bo wydawało się nam, że ktoś przerobił niepotrzebny schowek sprzątaczki na miejsce do zabawy z dźwiękiem. Sarkazm — tak naprawdę sprzęt był tak stary, że nie dawał nam wielu możliwości. Praktycznie żadnych, jeśli mam być szczera; nikt nie chciał go używać.

Natomiast to zawierało wszystko, czego mogłaby potrzebować gwiazda światowej sławy, zaszywając się tu na dłuższy czas, by w efekcie zadowolić swoich fanów nową płytą. Pomieszczenie było przestronne z dużą kanapą, barkiem kawowym, różnymi instrumentami i reżyserką, za którą mieściła się kabina wokalna. W pokoju oprócz nas przebywały jeszcze dwie osoby. Na moje szczęście siedziały odwrócone do nas tyłem, wlepiając wzrok w monitory i cicho dyskutując. Inaczej zapewne uznaliby mnie za idiotkę z szeroko otwartą buzią. Ciężko przyszło mi ją w końcu zamknąć. Motywacją była myśl, by nie przynieść wstydu Adamowi. Mimo że po części już to zrobiłam, nie chciałam pogorszyć sprawy.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz