Rozdział 2

2.2K 105 21
                                    

— Ale z ciebie laska, Em — skomentowała Ash, kiedy wyszłam z łazienki przebrana w jedną z odnalezionych z czeluści mojej szafy sukienek.

Obejrzałam się w lustrze, mierząc każdy skrawek swojego ciała krytycznym wzrokiem. Jeśli miałam w tym wyjść do ludzi, najpierw potrzebowałam zapalić, a potem wypić przynajmniej jednego drinka, w którym większą część szklanki będzie wypełniał mocny alkohol. Skąd ona w ogóle to wytrzasnęła? Nie pamiętam, abym kupowała coś tak bardzo... skąpego. Sukienka nie była też Ashley, bo nosiła dwa rozmiary większe od mojego.

— To nie jest imprezowa kreacja moich marzeń.

— Ale ją dzisiaj włożysz. — Na jej twarzy pojawił się uśmiech kota z Cheshire.

— Może spróbuj ty wcisnąć się w tę kieckę?

Wcale nie zasugerowałam, że jest gruba. Stwierdziłam fakt, którego ona nie boi się oznajmiać nawet w dużej grupie ludzi. Akceptuje siebie, zna swoją wartość i nie wstydzi się, że waży parę kilogramów ponad normę, czego nie potrafi zrobić większość kobiet . Za to właśnie ją szanuję.

Mlasnęła.

— E tam, na mnie nie wyglądałaby tak zachęcająco do rozpięcia jak na tobie.

— W co ty mnie próbujesz wpakować? — zapytałam oburzona, odwróciwszy się w jej stronę.

Wyczołgała się z łóżka i podeszła do mnie. Przyjrzała się całej mojej twarzy oraz włosom, dotykając chyba każdy pojedynczy kosmyk. Potem znów spuściła wzrok na sukienkę, aż do samego dołu na nogi.

Uniosłam pytająco brwi.

— Mamy pół godziny na włosy, czterdzieści minut na makijaż, a ostatnie piętnaście na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, zanim przyjedzie Nathan.

— Nie jestem twoją lalką do ubierania, czesania i malowania, Ash. — Przewróciłam oczami.

— Oczywiście, że nie. Idziemy jednak do klubu, a znając ciebie, założyłabyś zwykłe dżinsy i top. Podoba mi się twój styl ubierania się, serio, ale jeśli chodzi o imprezy, to nie ma co ukrywać, masz pewne braki.

Przestałam z nią dyskutować na ten temat, bo nie widziałam w tym dalszego sensu. I tak bym nie wygrała. Powiedziałam, żeby poszła po swoje całe przenośne studio kosmetyczne, a sama spędziłam jeszcze chwilę przed lustrem. Nigdy wcześniej nie miałam na sobie małej czarnej i jeśli to był jedyny raz, kiedy Ash kazała mi ją włożyć, więcej już mnie w niej nie zobaczy.

Niecałe dwie godziny później byłam nie do poznania. Może jeszcze nie wyglądałam jak dziwka, ale wiele nie brakowało. Nawet Nathan się zakrztusił na mój widok, a odkąd spotykał się z Ash, nie spojrzał na żadną inną dziewczynę. Z jękiem pobiegłam jeszcze do swojego pokoju po e-papierosa, którego pieszczotliwie nazwałam Buszek, i wracając, zahaczyłam o kuchnię, w której duszkiem wypiłam szklankę whiskey. Wcale nie czułam się dzięki temu inaczej. Moje łóżko kusiło, aby do niego wrócić, zakopać się pod kołdrą, a potem już nie wstawać do rana.

— Em, musimy wychodzić!

— Niech ktoś mnie ratuje! — krzyknęłam, pokonując drogę do drzwi.

Według Ash największą zaletą naszego mieszkania było to, że znajduje się niemal parę kroków od najlepszego klubu na kampusie. Tam właśnie zmierzaliśmy i nim weszliśmy do środka, zdążyłam parę razy zapalić. Próbowałam się rozluźnić, naprawdę, ale w tym stroju oraz wysokich szpilkach nie czułam się na tyle swobodnie.

W środku uderzyła mnie duchota, która nieznośnie kleiła się do ciała, a niedobór powietrza, tłum ludzi, plus palenie spowodowało helikopter w głowie, jakbym co najmniej była wstawiona. Muzyka dudniła w uszach tak mocno, że nie słyszałam własnych myśli i co gorsza, głosu rozsądku, który powinien mnie w tych chwilach najbardziej pilnować. Ash szła przodem, prowadząc nas prosto do baru. Zahaczyła sympatycznie wyglądającego barmana o pierwszą kolejkę szotów, które nie wiedziałam, czy zniosę po tamtym jednym drinku z whiskey w naszym mieszkaniu.

Pokochaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz