XLII

1K 85 115
                                    

- Proszę się nie martwić. I nawzajem.- Połączenie zostało przerwane, a ja spojrzałem na szarowłosego.- Coś Ty znowu zrobił Kōshi...?

*pov Suga*
Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Powoli otworzyłem oczy i pierwsze co rzucił mi się brunet z zatroskanym spojrzeniem.

- Jak się czujesz?- zapytał. O co mu chodzi? A, no tak.

- Dobrze...

- Słuchaj... wczoraj wolałem nie pytać, ale...

- Nic.- moja odpowiedź zdecydowanie zdziwiła chłopaka.

- Jak nic?! Jak nic!?

- No, normalnie...-odparłem. To nie jest czas, żeby mu wszystko powiedzieć.

- Suga, ja się martwię! Proszę powiedz mi o co chodzi...

-...

- Albo dobra! Wiesz, co?! Nie muszę wiedzieć!- krzyknął, wychodząc z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie chciałem go zdenerwować... Jak zwykle wszystko psuje... On się martwi, a ja? Ciągle go okłamuje. Nienawidzę kłamać. To najgorsze co może być. Dla mnie w związku jak i nie tylko najbardziej liczy się szczerość i lojalność. Sam łamię jedną z tych zasad... Wyszedłem z pokoju w celu, znalezienia Daichi'ego. Odnalazłem go w kuchni. Opierał się o jeden z blatów. Podszedłem po cichu i objąłem go rękami w pasie.

- Przepraszam... J-Ja... Chciałbym Ci powiedzieć, ale...a-ale...- No, powiedz to wreszcie! Powiedz co Ci na sercu leży! Chłopak się do mnie obrócił.

- Nie. To ja powinienem przeprosić. To Twoja sprawa czy chcesz mówić czy nie.

- Ale obiecywaliśmy sobie, że...

- Żadnych tajemnic. Tak, pamiętam, ale... Wiesz, co Kōshi? Ufam Ci. Wierzę, że mi to powiesz, kiedy będziesz gotowy.- Z każdym dniem mam wrażenie, że nie zasługuję by być kimkolwiek w jego życiu, a co dopiero jego druga połówką. Mógł żyć normalnie. Mieć żonę, dzieci (te prawdziwe :p), a ja mu wszystko uniemożliwiam. Może powinienem...- Weź sobie jakąś bluzę z szafy i chodź. Obiecałem Twojej mamie, że przed szkołą przyjdziemy. Po za tym musisz się spakować na trening.- Ah, racja! Całkowicie zapomniałem, że ma do nas przyjechać Nekoma... Szczerze? Nie mam ochoty iść. Ani do domu, ani do szkoły. Pomimo przespanej nocy, czuję się zmęczony. Psychicznie jak i fizycznie. Ostatnie dni naprawdę dają mi w kość. Pierw przespałem się z Daichi'm, kiedy mojej mamy nie było w domu, a następnego dnia dowiaduję się, że mój psychopatyczny ojciec wyszedł z więzienia o wiele za wcześnie. Ja mam naprawdę porąbane życie. Wróciłem do pokoju bruneta i otworzyłem jego szafę. Wziąłem jakąś białą, losową bluzę i założyłem ją. Zamknąłem szafę i... Na podłodze coś leżało. To... dobrze mi znane... czerwone pudełeczko. Tylko co ono tu robi? Pewnie wypadło jak wyciągałem bluzę... Wziąłem je do ręki i sprawdziłem czy zawartość się nie zmieniła. Na szczęście bądź nie żelazne ostrze cały czas się w nim znajdowało. Rozejrzałem się po pokoju czy, aby na pewno nikogo nie ma i schowałem je do kieszeni bluzy. Może się przydać... Z taką myślą opuściłem pomieszczenie. Ostatecznie brunet "siłą" wyciągnął mnie z domu. [Czytaj: wziął mnie na barana i nie chciał puścić, dopóki nie doszliśmy do mojego domu]. Niechętnie wszedłem do środka. Moja matka wyszła mi na przywitanie, ale nie miałem zamiaru się z nią nawet witać. Po prostu ominąłem ją i jak najszybciej się dało spakowałem swoje rzeczy. Wróciłem do chłopaka i bez zbędnego gadania poszliśmy do szkoły. Jak ja się cieszę, że nie zadaje zbędnych pytań. Idealnie weszliśmy do klasy z dzwonkiem i tak zaczęliśmy dzień naszej jakże "kochanej" szkoły.

°~Szczęśliwe Trudy~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz