Epilog

859 73 115
                                    

Wczoraj rozstaliśmy się jakoś po 22. Nawet nie mogę uwierzyć, że już nie będę ich widywał na co dzień. Muszę to jakoś przeboleć i patrzeć na przyszłość. Moją przyszłość z Daichi'm...

***

- Sugaaa! Wyłaź noo! Bo się spóźnimy!- zawołał brunet "waląc" do drzwi od mojego pokoju.

- Kōshi! Nie zachowuj sie jak dziecko!- krzyknęła moja mama.

- Przecież obiecałeś!

- Jednak nie idę! Nie chcę mi się!- odpowiedziałem i bardziej opatuliłem się kocem.

- Jak mi w tej chwili nie otworzysz to sam wejdę!- zagroził. Hm... Otworzyć drzwi i ryzykować, że mnie wyciągnie, barykadować się czy... Mieć rozwalone drzwi...? Ciężka decyzja.- Kōshi... Otwórz drzwi... proszę.

- Nie! Nigdzie nie pójdę! Nie ma takiej opcji!- pukanie do drzwi, jak i błagania bruneta ustały. Mam się zacząć bać?- D-Daichi...? Daichi! Jesteś tam!?- wywlokłem się z pod koca i podszedłem do drzwi, przykładając do nich ucho. Nie było słychać żadnych dźwięków, więc pewny, że brunet odszedł, otworzyłem lekko drzwi, a w szparze, która przez to powstała, pojawiła się czyjaś ręka. Było to tak nagłe, że, aż odskoczyłem od drzwi, a do pokoju wszedł Daichi.

- Naprawdę dałeś się na to nabrać?

- I tak nigdzie nie pójdę!

- Pójdziesz.

- Nie!

- Skoro nie chcesz po dobroci...- chłopak zaczął iść w moją stronę, przez co ja coraz bardziej się od niego oddalałem, aż niestety napotkałem na swojej drodze ścianę.

- Nie...! D-Daichi...? Daichi. Daichi! Zo-Zostaw mnie! Daichi!!!

***

Byliśmy już w połowie drogi do miejsca docelowego, a ja nadal nie mam zamiaru odzywać się do Daichi'ego. Zostałem "siłą" wyciągnięty z domu i wsadzony do auta!

- Nadal się gniewasz?

- Tsh.- odwróciłem od niego głowę .

- No przepraszam. Ale nie dałeś mi innego wyjścia, jak wynieść Cię własnoręcznie z domu. Po za tym...musisz się spotkać z psychologiem. Nie musisz się bać. Przecież przez ten cały czas będę z Tobą.

-...

~~~

Przez całe wakacje Daichi chodził ze mną na wizyty do psychologa, który o dziwo chyba mi pomógł, chociaż czuję, że to raczej zasługa Daichi'ego.

Czas wolnego staraliśmy się wykorzystać jak najlepiej się tylko dało. Staraliśmy się odwlekać dzień, który i tak musiał kiedyś nadejść. Obydwoje to wiedzieliśmy, ale staraliśmy się tym nie przejmować. Ostatecznie nadszedł TEN dzień.

Staliśmy (o dziwo) całą (chyba byłą) drużyną na dworcu. Chcieliśmy pożegnać jednego z nas. Może brzmi to trochę tragicznie, ale... W zasadzie dla mnie to jest tragiczne. Muszę pożegnać się z Daichi'm i nie wiadomo kiedy go spowrotem zobaczę...

- A-Ale obiecaj, że będziesz do mnie codziennie dzwonić. A, jeżeli nie codziennie to wyślij chociaż SMS-a. I opowiadaj mi o wszystkim co sie będzie działo. I dbaj o siebie. I dobrze się odżywiaj. I najlepiej...

- Suga. Nie martw się. A propos tych wiadomości i dzwonienia to chyba nie musiałeś tego mówić, bo i tak miałem to w planach.- uśmiechnął się.

- ...będę tęsknić...- powiedziałem, a po policzkach zaczęły zlatywać niechciane, pełne smutku łzy.

- Ja też.- chłopak wziął moją twarz w swoje dłonie i przyłożył swoje czoło do mojego, tak, że patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.- Nie płacz. Na pewno będzie dobrze. Obiecuję.- odparł ocierając spływające łzy, swoimi kciukami.

- Pociąg zaraz odjedzie!

- Chyba... Muszę już iść...- wymamrotał.

- Chyba...chyba tak.- odpowiedziałem, a chłopak z wyraźnym bólem odwrócił się od nas i zaczął iść w kierunku swojego transportu. Nagle stanął, przez co lekko się zdziwiłem. Zmienił zdanie czy co? Zaczął grzebać w kieszeni bluzy wyciągając jakieś małe opakowanie, owinięte zielonym papierem. Odwrócił się jeszcze raz w naszą stronę i zaczął iść. Podszedł do mnie "wepchnął" mi w dłonie tajemniczy pakunek i złączył nasze usta w szybkim pocałunku, który oczywiście odwzajemniłem.

- Kocham Cię i dozobaczenia Kōshi!- ponownie zaczął iść, a właściwie to już biec do wejścia. Później wszystko działo się dosyć szybko. Zaczęliśmy machać Daichi'emu przez okno pociągu, który po chwili zniknął z naszego pola widzenia. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o pakunku od bruneta.

- No dalej! Otwórz!- nalegał Noya. Bez zbędnego gadania przeszedłem do rzeczy. Odpakowałem zielony papier i zobaczyłem... MOJE czerwone pudełeczko!? Czy on mi sugeruje, żebym się pociął!?- Hęę!? Co to ma być?- Oj Noya... Gdybym wiedział to bym chyba był szczęśliwy. Kiedy miałem już zacząć wyzywać bruneta w głowie (jak i na głos), postanowiłem je otworzyć. Kiedy tylko zobaczyłem co jest w środku, ponownie je zamknąłem.- Suga? Suga! Wszystko dobrze? Co tam jest?- Łzy (tym razem chyba radości) zaczęły płynąć po moich lekko zarumienionych policzkach.

- Ja Ciebie też Daichi...!- To jedyną słowa, które potrafiłem wtedy wypowiedzieć.

K       O       N       I       E      C

____________________________________________
Witam, prosiaczki!
Tak, że no... To koniec :'>

Jeżeli komuś nie podoba się taki "koniec" to chcę tylko powiedzieć, że początkowo Suga miał się powiesić i tak miało się skończyć :>>

Bardzo boli mnie, że jest to już koniec i nie wiem jak mam się naprawdę zachować. Osiągnęłam tutaj naprawdę dużo, ale... Nie będę tutaj się rozpisywać. Zrobię to w podziękowaniach :))

Polecam sprawdzać tą książkę, bo w najbliższym czasie pojawi się informacja o powstaniu drugiej częścią tej książki. Chociaż dosyć szybko pojawi się uwaga, uwaga prolog i TYLKO prolog.

Ogólnie wasza "kochana" autorka zrobiła sobie coś z ręką (mam ja w bandażu) i troszkę ciężko mi się pisze, więc dobrze, że napisałam coś wczoraj. Z tego powodu rozdziały wychodzić będą różnie, bo będę starała się coś pisać, ale oczywiście powolutku 😢😊

Mam nadzieję, że wszystkim podobała się ta książka/historia dwóch postaci z "Haikyū!!" i, że zostaniecie ze mną na dłużej❤️

Widzimy się za chwilkę w podziękowaniach :'3

Dozobaczenia...💞

°~Szczęśliwe Trudy~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz