+Dodatek

1.2K 75 142
                                    

Święta.Przybywają do nas co roku, a i tak każdy świętuje je w inny sposób, spędza ten czas z innymi osobami.Ja osobiście nie przepadałem za świętami. Każdego roku był to jeden z najgorszych dni.Ojciec nie dawał nam spokoju.Mama musiała latać do sklepu, gdy zabrakło alkoholu w domu, a ja siedziałem skulony na łóżku.Jednak dopiero wieczorem pokazywało się prawdziwe oblicze tego domu. Ojciec wydzierał się na i o wszystko.Nic mu nie pasowało. Oczywiście, dostawałem także prezenty w postaci licznych, fioletowych, dużych siniaków i różnych obelg skierowanych pod moim adresem.Pamiętam jak jednego dnia wybiegłem z domu bez kurtki.Było naprawdę zimno, ale nie chciałem wracać do domu.Błądziłem w tą i wewte po mieście, ale było mi cholernie zimno.W końcu z wielką niechęcią wróciłem do domu, od którego drzwi (jak się okazało) były zamknięte.Nie mogłem zapukać bo dostałbym kolejne "prezenty" na przywitanie.Nie mając zbytniego wyboru usiadłem przy drzwiach i poszedłem spać.Taa...nadal pamiętam wszystko w szczegółach.Jak koledzy w klasie mogli pochwalić się nowymi rzeczami, tak ja jedynie mogłem nowymi siniakami.Cierpiałem każdego roku.Ale nie w następnych latach.Nie w następnych.One miały być wyjątkowe.Musiały być wyjątkowe.Ojciec w końcu siedział w więzieniu.Ja i moja mama mogliśmy zacząć wspólne życie.Lepsze życie.A także nie musiałem skrywać uczuć do pewnego brązowo-okiego bruneta, który dzień w dzień chodził mi po głowie i doprowadzał do szaleństwa. Pamiętam do dziś jak to się stało. I pomyśleć, że to wszystko za sprawą głupiego pomysłu dwóch kolegów z drużyny.Pamiętam wszystkie dobre jak i złe rzeczy. Pamiętam nasze wszystkie wzloty i upadki.Wszystkie przeszkody stojące na drodze do naszego szczęścia.Pamiętam wszystko.Ale najważniejsze... pamiętam, że nigdy się nie poddaliśmy.Obydwoje wierzyliśmy do końca, że da się wszystko naprawić.To dzięki nam nadal jest to co trwa i będzie już na zawsze mocne oraz trwałe.Ale nie chcę się tu jakoś użalać nad sobą.Przyszedłem tu by opowiedzieć o pewnych świętach, które zmieniły mój pogląd na wszystkie inne (święta).Miałem wtedy 18 lat i chodziłem do 3 liceum. Był to rok, w którym całe moje życie obróciło się o 180 stopni.Przede wszystkim na początku tego roku aresztowano mojego ojca. W końcu mogłem poczuć się wolny. Później "wyznałem" miłość swojemu (jak na tę chwilę obecną) narzeczonemu.W tym wieku odniosłem mnóstwo sukcesów w sporcie, który do dziś darzę wielką sympatią. Musiałem pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi z drużyny jak i ze szkoły.W tym wieku także przeżyłem swój pierwszy raz, ale myślę, że to nie jest zbyt ważne. W takim razie myślę, że możemy już przejść do całej historii, więc...wszystko zaczęło się 23 grudnia.Wspomniany wcześniej brązowo-oki brunet siedział ze mną w pokoju i spędzał czas rozmawiając o różnych rzeczach.

-Co byś chciał, hm?

-Ja? Chcieć? Ale ja już wszystko mam.Szczęśliwe i spokojne życie oraz... przystojnego i kochanego chłopaka.-uśmiechnąłem się.

-Oooo...to było słodkie.Ale ja tak na serio pytam.

-A ja na serio odpowiadam.-Brunet westchnął.

-Widzę, że będzie z Tobą ciężko... A zostajesz w domu czy gdzieś wyjeżdżasz?

-Z tego co wiem...mama chciała odwiedzić ciocie Junko, ale ja nie mam na to zbytniej ochoty (zwłaszcza, że będzie tam Haruko, a ona nie da mi żyć), więc raczej zostanę sam w domu.A ty?

-Cóż...rodzice chcieli wyjechać do rodziny, ale...też nie mam ochoty.-odpowiedział.

-Czyli co? Jesteśmy na siebie skazani?-spytałem.

-Czyli...jak rozumiem, chcesz spędzić razem święta?

-Mhm...czemu nie?

-Więc... widzimy się jutro.

°~Szczęśliwe Trudy~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz