XLVI

967 65 196
                                    

Witam, prosiaczki!
Pierwsza notka jest tutaj na początku, żeby później nie niszczyć klimatu.

Rozdział został podzielony na dwa i zaraz wstawię ten drugi.

Sama płakałam jak to pisałam, więc dla słabych emocjonalnie jak ja, polecam mieć przy sobie chusteczki ;)

Są tu powtórki z poprzednich rozdziałów. Nie chcesz, nie czytaj, ale klimat później będzie do dupy, a przynajmniej to moje zdanie na ten temat.

Cóż, nie przedłużając zapraszam do ostatecznej części Daisugi pt.
°~Szczęśliwe trudy~°
____________________________________________

... Długi, ostry nóż kuchenny...

*pov Daichi*
Byliśmy już koło domu Kōshi'ego. Mogliśmy słyszeć jak jakiś dorosły mężczyzna wydziera się na cały dom. Po cichu wszedłem do środka, a w międzyczasie Noya wzywał policję. Nagle usłyszałem mojego Sugusia. Chociaż...teraz nie wiem czy mogę go tak nazywać... Ale to teraz nie ważne!

- Zostaw moją mamę, śmieciu!-

- JAK TY MNIE NAZWAŁEŚ!?- złapał za stająca nieopodal na podłodze butelkę i rzucił w jego stronę. W ostatniej chwili zrobił unik. Już myślałem, że trafi go w głowę... Facet wstał i poszedł do kuchni. Zastanawiałem się co mogę zrobić. Mam zabrać stąd Sugę i uciekać? Nie! Nie mogę tego zrobić! Kōshi nigdy by mi tego nie wybaczył, gdybym zostawił jego mamę na pastwę losy tego psychola. Muszę tu zostać i wymyślić jakiś plan... Nie zdążyłem niczego wymyśleć, a mężczyzna wrócił. Na dodatek trzymał nóż.- WIESZ... NIE CHCIAŁEM CIĘ JESZCZE ZABIJAĆ, ANI ROBIĆ JAKIEJŚ POWAŻNEJ KRZYWDY, BO STWIERDZIŁEM, ŻE MOŻESZ SIĘ JESZCZE PRZYDAĆ, ALE SKORO TAK CI ŻYCIE NIE MIŁE, ŻE SAM CHCIAŁEŚ SIĘ ZABIĆ... TO NIE ZROBI CI TO CHYBA RÓŻNICY JEŻELI ZROBIĘ TO JA!- Mężczyzna pobiegł w jego stronę z nożem. Cholera! Przyszedł mi do głowy tylko jeden sposób. Nie miałem nawet czasu na rozmyślanie wszystkich za i przeciw. Rzuciłem się w obronie szarowłosego. Argh...boli... facet chyba spanikował i wybiegł z domu, a przynajmniej tak mi się wydaję. Od razu po tym padłem na kolana. Ta cholerna rana... W końcu zobaczyłem jego twarz. Ta śliczną, ale w tej chwili przerażona twarz. Tak bardzo chciałem go zobaczyć.

*pov Suga*
To jest jakiś żart! Tak bardzo starałem się go chronić, a i tak został pchnięty nożem! W cholerę jasną! Błagam, żeby przeżył. Nic mu nie będzie... Nic mu nie będzie.... Nic mu nie będzie... Uh, mogę to sobie powtarzać milion razy, a i tak nie mogę w to uwierzyć! Schyliłem się do niego. Rana cały czas krwawiła, co nie było dobre. Brunet był coraz bardziej blady i tracił siły.
Zacząłem panikować.

- Daichi! N-Nie zamykaj oczu... Mów do mnie cały czas.- Pobiegłem co czym można spróbować to zatamować. Po chwili wróciłem z ręcznikiem i kazałem położyć się brunetowi na plecach i przyłożyłem wcześniej pprzyniesionąrzecz do zranionego miejsca. Opatuliłem ranę ręcznikiem w taki sposób, żeby jak najmniej dotykać wystający wciąż nóż.

- Co tu się stało!?

- Noya!? N-Nie ważne teraz! Dzwoń po pogotowie!

- Jasne!- chłopak wybrał numer i zaczął wyjaśniać sytuację.

- B- będzie dobrze... Z-zobaczysz! Jeszcze jutro będziemy się z tego śmiać.- ręce mi się trzęsły, a z każdą chwilą chłopak bladł w oczach.

- Kōshi...- powiedział nie wyraźnie, ale i tak go zrozumiałem. Spojrzałem się na niego.- Nie panikuj...przecież nie um...rę.- Mimowolnie zacząłem się trząść, a po policzkach coraz większym strumieniem spływały łzy.

°~Szczęśliwe Trudy~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz