XLV

1K 77 455
                                    

OSTRZEGAM
Jest to troszkę drastyczny rozdział.
Więc, żeby nie było, że nie pisałam UwU

*pov Suga*
O dziwo nie obudził mnie krzyk ojca. Zwykle drze się o byle co. Okłamałem go, że odeszłem z drużyny oraz, że zerwałem z Daichi'm. Wyszykowałem się i wyszedłem z domu. Po raz pierwszy od niedawna miałem z rana ciszę i spokój. Mogłem w końcu zjeść śniadanie. Trener kazał nam dzisiaj przyjść wszystkim szybciej, ale znając mnie będę ostatni. Dziwne, że nie ma Daichi'ego przed bramą na teren szkoły. Zawsze na mnie czeka... chyba ma mnie już dość tak samo jak każdy... Poszedłem do sali, żeby zwolnić się z ćwiczeń, bo z tymi nadgarstkami nie dam rady. Brakowało mi z dziesięć kroków do wejścia, kiedy to z sali wyszedł... Mój ojciec... To nie wygląda za dobrze. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Dopiero teraz dostrzegłem czerwone ślady na jego rękach i bluzie...

- Nie ładnie tak okłamywać tatusia, Kōshi... Jeżeli to powtórzysz, to skończysz tak samo.- uśmiechnął się szyderczo, a na samą myśl o tym przeszły po mnie dreszcze. Odszedł, a ja "rzuciłem" się do wejścia na salę. Przecież nic im nie zrobił! Nic im nie zrobił, prawda!? Otworzyłem drzwi na całą szerokość, a to co zobaczyłem przyprawiło mnie o mdłości. Wszyscy... Wszyscy leżą na sali... Na podłodze... W kałużach... Z krwi... A... A na samym środku... Wisi... Na sznurku...

- D- Daichi !!!??- pobiegłem w jego stronę z płaczem. Nie mógł tego zrobić! Nie zrobił tego! O-oni... Oni wszyscy... NIE ŻYJĄ!! Złapałem bruneta za rękę.- Błagam powiedz, że to bardzo kiepski żart! Nie możesz mnie zostawić! Nie teraz! Nie wszyscy! Obiecałeś, że zawsze ze mną będziesz...! A może... To było nam właśnie pisane...? - padłem na kolana. Mam to gdzieś, że wszędzie jest krew. To nie mój problem. Zostałem teraz sam. Sam jak palec. Z ojcem tyranem. Ale została mi jeszcze jedna droga! Wybiegłem z sali prosto do swojego domu. Ludzie gapili się na mnie jak na mordercę, uciekającego właśnie z miejsca zbrodni (co w połowie było prawdą). Wszedłem do domu. Znalazłem w miarę stabilny sznur. Zrobiłem pentlę. Podwiesiłem go w odpowiednim miejscu i położyłem pod nim krzesło. Włożyłem głowę w pentlę i kopnąłem krzesło.

Dusze się! Boli mnie szyja! Boli, dusze się, ale nie żałuję. Zaczynam tracić czucie w nogach, rękach. Coraz bardziej brakowało mi tlenu. Jestem na to skazany. Bardzo mi dobrze, ale... Daichi... Już niedługo się spotkamy i w końcu będziemy razem! Na zawsze! I nikt, ale to nikt nam nie przerwie. Już prawie umarłem, kiedy to przed oczami znowu pojawił mi się widok moich martwych przyjaciół. Nie... Nie! Nie chcę tak umierać! Nie chcę umierać pamiętając to wszystko! W końcu zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ja... Właśnie umarłem...?



































































































































































































































































































































































































































°~Szczęśliwe Trudy~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz