14

1K 70 8
                                    


- Horan zatrzymaj się do cholery! - krzycz za nami Vincent. - Zostaw Valerie w spokoju, a weź mnie ze sobą. Taka przecież była umowa!

- Zgadzam się że swoim synem - nagle pojawia się ojciec. No tak, spodziewałam się, że mój pomysł nie przypadł mu do gustu. - Valerie to moja jedyna córka i nie zgadzam się by była czyimś zakładnikiem.

- Tylko, że Vincent nie wydaje mi się teraz tak atrakcyjny jak Valerie. O żadnej zamianie nie może być mowy, lecz mogę zapewnić, że jej życiu nic nie zagraża.

Oddycham z ulgą na słowa Horana. Nie mogę się zamienić ze swoim bratem, bo to było oznaczało śmierć dla niego. Niall wyraźnie powiedział, że ten rozejm był tylko po to by pozbawić życia Vincenta. A ja na to nie pozwolę.

- Przecież to na mnie chcesz się zemścić. Valerie nic ci nie zrobiła.

- To była moje świadoma decyzja i nie podlega ona dyskusji - mówię pewnym głosem. - Zabiorę tylko resztę swoich rzeczy i możemy jechać - chcę iść do swojego pokoju, ale Niall nadal trzyma moją dłoń.

- Nie ma takiej potrzeby i jak będziesz czegoś chciała to ci to kupię.

- Umowa obejmowała Vincenta i Thomasa, nawet słowa w niej nie je było o Valerie. A ja na nic takiego nie wyraziłbym zgody.

- Ja też nastawiłem się na coś zupełnie innego, lecz inaczej się to potoczyło, więc nie mam zamiaru tego zmieniać. Idziemy - mocniej ściska mój nadgarstek i ciągnie do wyjścia. Ojciec i Vincenta już nie reagują, bo wiedzą, że ma przy sobie naładowany pistolet. W każdej chwili może go użyć.

Resztę drogi do jego domu spędzamy w całkowitej ciszy. Nie odzywam się do niego, bo jestem zła, że ja wywiązałam się z obietnicy i byłam miła dla jego córki, a on dręczył Vincenta.

Jak tylko dojeżdżamy na miejsce to opuszczam samochód bez słowa i idę prosto do domu. On niestety kroczy za mną.

- Wyświadczyłem ci przysługę zawożąc cię tam, a ty się na mnie za to obrażasz. Cholernie mi się to nie podoba - mówi głosem przepełnionym pretensją. On chyba specjalnie to robi by mnie jeszcze bardziej z irytować.

- Mam dość, że ciągle wyżywasz się na moim bracie. Chciała go jedynie przytulić i uspokoić by nie miał wyrzutów sumienia, ale ty oczywiście musiałeś pokrzyżować moje plany! Ja zrobiłam dokładnie to co mi kazałeś! - nie interesuje mnie to, że jesteśmy w już w salonie i ktoś może nas usłyszeć. Nie potrafię mówić o tym spokojnie.

- Z tego co pamiętam to miałaś się trzymać blisko mnie, a ty od razu pobiegłaś do tego kretyna.

Nie potrafię już powstrzymać tych wszystkich negatywnych emocji, więc podchodzę do niego i z całej siły go uderzam.

Nie żałuję swojego czynu chociaż jego oczy aż świecą ze złości.

- Za kogo ty do cholery się uważasz! Nie jestem z tych, którzy będą znosić wszystkie twoje humory - łapie mnie za ramiona, a następnie popycha na kanapę. - Jesteś tylko rozpieszczoną dziewczynką, która myśli, że każdy będzie spełniał jej zachcianki. Najwidoczniej ty chcesz by cię ostro traktować, bo inaczej zaczynasz podskakiwać

Szybko się do mnie zbliża i zaczyna zrywać ze mnie ubrania. Próbuję mu przeszkodzić, ale średnio mi to wychodzi.

- Przyszedł czas by cię poskromić skarbie - szepcze do mojego ucha.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

RozejmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz