74

383 33 7
                                    


— To się bardzo źle skończy – mówię do Vincenta jak wchodzimy do pokoju. Okazało się, że jest tu tylko wolny jeden dwuosobowy pokój. Ja to akurat nie mam z tym jakiegoś wielkiego problemu, ale boję się, że oni obydwaj się pozbijają. Thomas jest smutny odkąd dałam mu kosza, a Vincent jak to on jest w bojowym nastroju.

— Nie mam nic przeciwko żeby on spał w samochodzie, albo w ogóle sobie wrócił do domu, a my sobie dalej pojedziemy.

— Moglibyśmy dalej jechać gdybyś pozwolił mi prowadzić, ale ty cały czas mi nie ufasz – komunikuje blondyn ze wściekłością w głosie. Jeśli nie przestaną na siebie warczeć to chyba ich obu wypierdzielę do samochodu.

— Ty się ciesz, że w ogóle jeszcze żyjesz i cię ze sobą zabraliśmy. Dalej uważam, że to błąd, ale podobno to Valerie jest tą mądrzejszą, więc mam nadzieję, że wie co robi, idę do łazienki – mówi, a następnie znika za drzwiami. Cud, że w ogóle w tym pokoju jest łazienka, chociaż nie sądzę żeby była jakichś dobrych standardów.

Thomas siada na brzegu łóżka. Zawsze wręcz tryskał energią i swoim optymizmem, a teraz jest bardzo przygaszony. A najgorsze jest właśnie to poczucie, że to jest moja wina.

— Czyli jednak wolisz Nialla – stwierdza z żalem blondyn. Czyżby Vincent uderzył go w głowę jak nie patrzyłam? To się wydaje jedynym logicznym wytłumaczeniem tych bzdur, które teraz wygaduje.

— A mogę wiedzieć skąd ci to przyszło do głowy? Nic takiego nie powiedziałam.

- Nie wprost, tłumaczysz się Vincent’em, bo tak prościej niż oznajmić, że mimo wszystko ten tyran ci się bardziej podoba. Nawet cię trochę rozumiem, on jest we wszystkim ode mnie lepszy no może poza charakterem, chociaż to też każdy inaczej rozumie – kurwa czemu moje życie musi być aż takie zawiłe. Wszystko opatrznie zrozumiał i teraz muszę mu tłumaczyć tę pochrzanioną sytuację.

— Tylko, że ja naprawdę mówiłam o Vintcencie, kocham go ….— chcę mówić dalej, ale on wchodzi mi w słowa.

— Przecież to wiem i rozumiem – podnosi się i podchodzi w moją stronę – i nawet cię rozumiem, tyle lat uważałaś go za brata, więc teraz z dnia na dzień to się nie zmieni. Valerie ja bardzo dużo ryzykowałem uciekając z wami, bo tak naprawdę to nikt inny nie znał waszej lokalizacji. Mi temu beznadziejnemu udało się ustalić gdzie byliście.

— Co takiego zrobiłeś – byłam tak zajęta słuchaniem go, że nawet nie zauważyłam kiedy wszedł Vincent. —  No odpowiadaj!

— Nie wzielibyście mnie ze sobą gdybym tego wszystkiego nie powiedział. A ja nie pasuję do ich świata, zawsze marzyłem o takiej ucieczce.

— To nie jest zabawa, uciekliśmy po to by ratować życie Vincenta! – wyraźnie podnoszę głos. Mocno mnie zdenerwował, to jest zbyt poważna sytuacja by z tego żartować.

— Skoro ja ten uważany przez wszystkich za nieudacznika zdobyłem wasz adres to to była tylko kwestia czasu jak Niall by do was dotarł. A gdybym was tylko ostrzegł to nie zabralibyście mnie ze sobą.

— Oczywiście, bo ty jesteś nam tylko kulą u nogi, nie powinienem zwracać na nic uwagi tylko cię od razu zabić i byłoby po kłopocie.

— Czemu ty mnie do cholery tak bardzo nienawidzisz? Nic złego ci nie zrobiłem, zawsze byłem dla ciebie miły. Chcę jedynie być dla ciebie bratem i zakochałem się w Valerie – no nie, jeszcze tego mi brakowało. — Czy to naprawdę jest jakaś zbrodnia?

— Tak! —  wrzeszczy Vinni. — Ty i twój brat ciągle chcecie mi odebrać Valerie, a ona jest moja! — na twarzy blondyna widzę zaszokowanie i szczerze to nawet zbytnio mu się nie dziwię, bo Vincent wydaje się bardzo zdenerwowany.

— Ona nie jest twoją własnością, przecież wy przez wiele lat traktowaliście się jak rodzeństwo. Nie możecie być razem – spogląda na mnie. Musiał się domyśleć o co mi chodziło gdy mówiłam, że muszę się teraz skupić na Vincentcie. —  Wiesz, że to nie jest normalne, on ci to wmawia, a ty jesteś przytłoczona tym wszystkim, więc się z nim zgadzasz. Musisz się od niego odciąć by wszystko dobrze przemyśleć, pomogę ci w tym – oferuje.

— Nie dasz rady – wreszcie zabiera głos szatyn. — Wiesz dlaczego, bo jesteś już trupem – rzuca się na niego, a następnie obaj lądują na podłodze. To dzieje się tak szybko, że nim mam okazję coś zrobić to Thomas spycha z siebie Vincenta, który prawie w ogóle się nie rusza, a on wstaje ze strzykawką w dłoni.

— Jednak nie jestem aż taki głupi co? —  pyta patrząc na Vincenta z góry.

Komentujcie, a dostaniecie dziś jeszcze jeden.

RozejmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz