81

401 37 5
                                    


— Ale ja jestem głupia — mówię sama do siebie. Skoro coś mu zostawili to mogłam się domyśleć, że to na pewno nic dobrego.

— Nie jesteś, obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę. Cholera chyba łapie mnie jakaś choroba — wstaje i rozglądam się po pomieszczeniu. Gdzieś tu musi być klucz do tych cholernych łańcuchów. Na wierzchu go nie ma, więc zaczynam przeglądać szuflady i dopiero w czwartej z nich dostrzegam jakiś klucz. Biorę go do ręki i na szczęście udaje mi się uwolnić dłonie Nialla.

Następnie wyciągam komórkę i szybko piszę do Thomasa, że ma do mnie przyjść.

— Tylko się nie martw, ale w tym piciu musiało coś być. Zaraz przyjdzie Thomas i powie co takiego tam dodał — Ja pierdole, powiedziałam to zanim w ogóle pomyślałam jak to brzmi. Przecież zamiast go uspokoić to jeszcze bardziej go zdenerwowałam.

— Czyli w taki sposób postanowił się na mnie zemścić. To do niego podobne, wie, że w bezpośredniej konfrontacji ze mną nie ma szans to zdecydował się wykończyć mnie w inny sposób. Nie chcę w ten sposób umrzeć, nie pozwól mi na to — ostatnie zdanie mówi wręcz błagalnym tonem. Boi się. Thomas dobrze potrafi wykorzystać swoją wiedzę o lekach i innych substancjach czynnych.

— To twój brat, na pewno by cię nie otruł — mówię to w co sama chcę wierzyć. Chociaż nie, Thomas na pewno by się to tego nie posunął. Blondyn nie przepada za Niall'em, ale nie do tego stopnia.

— Oczywiście, że by to zrobił, tylko ja stoję na przeszkodzie by był z tobą, on dobrze wie, że to mnie kochasz tylko nie chciał tego przyznać na głos.

— Valerie nie powinnaś tu przychodzić — już z daleko słyszę głos Thomasa, a jak odwracam głowę to go widzę. Ma na sobie bokserki, w których śpi i niebieską koszulkę. Dokładnie się przygląda swojemu bratu. — Widzę, że ta pułapka zdała egzamin.

— O czym ty mówisz? — pytam zaskoczona jego słowami.

— Nic mu nie będzie, zostawiłem to tu na wypadek gdyby się uwolnił i zechciał zrobić coś głupiego. Przez kilka godzin będzie się źle czuł, ale nic poważnego mu nie będzie.

— Nie pieprz głupot, jej bym nic nie zrobił, to tobie mam ochotę skręcić kark i możesz być pewien, że jak tylko odzyskam siły to, to zrobię. Zmiażdżę ci krtań i będę patrzył z przyjemnością jak zdychasz — przewracam oczami, bo mam już dość tego jak oni się na wzajem traktują. Kurwa są rodzeństwem, całe życie mieszkali razem, a zachowują się jak najgorsi wrogowie.

Najbardziej jednak doskwiera mi myśl, że to ja do tego doprowadziłam. Może i od początku nie byli wzorowymi braćmi, ale pojawienie się mojej osoby w ich życiu tylko wszystko pogorszyło. Byłoby dużo lepiej gdybym pozostała z Vincent'em. A tutaj to sprawiam tylko same problemy.

— Nawet o tym nie myśl — warczę na starszego i puszczam jego rękę i wstaję. — Nie mam pojęcia jakim cudem to zrobicie, ale macie dojść do minimalnego porozumienia i dopóki się nie dogadacie to nie chcę żadnego widzieć. Od dziś też zamykam swoje drzwi na klucz i nie ma mowy by któryś z was do mnie przyszedł — oznajmiam, a następnie wychodzę z tego ponurego pomieszczenia. Z tego co wiem to wiele osób tam było torturowanych. Dobrze pamiętam jak jako jedenastolatka usłyszałam przerażające krzyki stamtąd. Wystraszona pobiegłam do Vincenta, a on mnie przytulał całą noc. Chociaż też wtedy był dzieckiem to okazał mi wsparcie i zrozumienie.

Obaj potraktowali moje słowa poważnie, bo żaden nie dobijał się do mnie. Chociaż podejrzewam, że stało się tak tylko dlatego, że Niall nie miał siły się podnieść i wejść po schodach na górę.

Ja jednak tym razem zamierzam być nieugięta.

Nawet mój ojciec w tym nie zaradzi. Uprę się ze wszystkich sił i nie pozwolę dalej kierować moim życiem.

Nagle do moich drzwi rozlega się głośne pukanie. A jednak któryś przyszedł, że może obaj się pofatygowali.

— Kto tam? — złość mi na nich jeszcze nie przeszła, więc na pewno żadnego tu nie wpuszczę. Do tej pory byłam dla nich za miękka.

— To ja Kate, otwórz proszę — podnoszę się i idę otworzyć drzwi. Kate tam jest najbardziej mile widziana osoba dla mnie w tym domu. A tak długo już jej nie widziałam. — Od kiedy się zamykasz.

— Odkąd ciągle po tym domu kręci się ktoś z Horanów,

— No to mam dobre wieści, ponad godzinę temu obaj stąd pojechali — uśmiech wkrada się na moje usta. Będzie przynajmniej chwila spokoju. — A i dopiero co przyszła pani Megan, ale tym razem nie do twojego ojca. Domaga się rozmowy z tobą.

Skąd ona tak szybko dowiedziała się o moim powrocie. Jest tylko jedna możliwość, ojciec jej powiedział czyli musi mieć jakiś interes w mojej rozmowie z nią.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział

RozejmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz