71

420 42 4
                                    


— Jak tylko załatwię sobie nowy dowód to od razu zapiszę się na studia medyczne. Valerie na pewno znajdzie coś związane z projektowaniem, a ty co zamierzasz zrobić ze swoją wolnością Vincent? — pyta Thomas siedząc na tylnym siedzeniu. Ja prowadzę, a Vinni siedzi obok mnie.

— Ja zawsze chciałem być tym kim był Robert — od razu markotnieje na wspomnienie mojego brata. Chyba zbyt szybko wybaczyłam to co robił Vincent'owi. — Niestety w moim przypadku to niemożliwe, bo jestem nikim.

— Oj daj już spokój, nazwisko tak naprawdę nic nie znaczy. Nasi rodzice wpoili nam te głupie zasady, ale one w tych czasach nie mają żadnego zastosowania.

— To czemu tak bardzo się paliłeś do ślubu z Valerie? — pyta Vincent odwracając się w jego stronę.

— Bo ją po lubiłem, i w odróżnieniu od Nialla nigdy bym nie zrobił jej żadnej krzywdy, więc chyba jestem trochę lepszą opcją co? Poza tym jeszcze nigdy się nie zakochałem, dlatego związek z Valerie wydawał się dobrą opcją. I sądzę, że odrobinę się jej spodobałem. Co Valerie? — on sobie tymi pytaniami tylko sprowadzi jakieś nieszczęście.

— Nie jesteś najgorszy — udzielam wynikającej odpowiedzi i skupiam się na drodze. Przeważnie jeździłam małym sportowym autem, a te Audi jest dość spore. Można odczuć różnice.

— No spodziewałem się więcej ciepłych słów, ale i to dobrze. Zatrzymany się na jakieś stacji benzynowej po kawę i kanapki. Jedziemy już ponad dwie godziny, a ja już jestem głodny. I po burzeniu brzucha Valerie sądzę, że ona też. To jak będzie bracie, bo z tego co zauważyłem to ty tu rządzisz.

Prawie parskam śmiechem na minę Vinni'ego. Zachowanie Thomasa wyprowadza go z równowagi.

— Tak, ale przysięgam ci, że jak się nie zamkniesz to cię zaknebeluje i wrzucę do bagażnika. Żyjesz tylko dlatego, że Valerie nie chciała cię mieć na sumieniu! Ja akurat mam cię gdzieś!

— Vincent przestań — proszę go. Jest trochę zbyt agresywny dla dla swojego strasznego brata. W końcu Thomas jedynie stara się nawiązać z nami jakąś rozmowę. Nie robi nic złego. — I i to dobry pomysł z tą stacją to dolejemy paliwa, a ja naprawdę jestem coraz bardziej głodna. A tobie przyda się kawa, bo się zamienimy.

— Okej — odpowiada, a kolejne kilka kilometrów spędzamy w zupełniej ciszy.

Jak Vincent tankuje samochód, a ja z Thomasem idziemy po jakieś jedzenie.

— Nie gniewaj się na niego. Vincent od zawsze miał napady złości, ale szybko mu przechodziło. Na razie wścieka się, że musieliśmy tak szybko się przeprowadzić i wyżywa się za to na tobie.

— Ważne, że nie na tobie. Usiądziesz teraz obok mnie.

— Nie, bo to by tylko dało Vincent'owi więcej powodów by się na ciebie wściekać. Najlepiej się teraz nie zbytnio nie odzywaj to złość na ciebie mu przejdzie zanim dojedziemy na miejsce — mówię, a następnie płacę za zamówienie. Thomas jednak pomaga mi to wszystko nieść. Wzięłam kilka sporych kanapek, trzy duże kawy i sok.

— Okej, ale proszę byś chociaż ty nie traktowała mnie jak powietrze. Ostrzegłem was nie tylko ze względu na Vincenta, ale przede wszystkim dla ciebie żebyś nie musiała być z Niall'em. On chyba wariuje.

— Zajmuje się Sophie? — nie potrafię do końca wyrzucić tej małej ze swojej głowy. Ona zupełnie tak jak ja wychowuje się bez mamy, bo matka Vincenta zawsze miała mnie gdzie.

— Tak, jak już samotność mu zaczyna poważnie doskwierać. Czyli jak zawsze traktuje to dziecko jak maskotkę — opuszczamy dość spory budynek o maszerujemy do samochodu. Lecz kilka metrów za naszym samochodem widzę dość dobrze znaną mi osobę.

— O Kurwa — tylko te słowa w tym momencie przychodzą mi na myśl.

Liczę na waszą opinię.

RozejmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz