Walentynki? Nie dzięki.

46 6 6
                                    

Miało być tak pięknie. Wynajęliśmy stolik w drogiej restauracji, kupiliśmy eleganckie ubrania, nawet staraliśmy się nie denerwować nawzajem. Miał być to spokojny wieczór spędzony na idealnej randce. No właśnie miał, a nie jest.

Zamiast siedzieć w niewygodnej kiecce i udawać, że jesteśmy idealną parą siedzę sama w jakimś barze i pije drinki. Już jakiś czas temu wyszłam z restauracji. Wszystkie te przesłodzone pary działają mi na nerwy. Czy choć na jeden dzień nie mogę mieć swojego męża!? NIE! Bo jakimś idiotom zachciało się wsiąść zakładników.

- Wyjdź za niego, mówili. Będzie dobrze, mówili. Gówno, niedobrze! To była najgorsza decyzja w moim życiu! Swojego męża widuje może z kilka godzin dziennie, kiedy wraca z patrolu lub na niego idzie. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem gdzieś razem wyszliśmy we dwoje nie mówiąc już o randce! Zwykli złodzieje widują go częściej niż ja! - żaliłam się barmanowi, który czyścił szklanki za barem

- Może postawię ci drinka, a potem... - przysiadł się do mnie jakiś facet.

- Spadaj koleś! Nie jestem tak pijana. - stwierdziłam nawet na niego nie patrząc. - Czy człowiek nie może się spokojnie upić? Matko, wszyscy faceci to palanty.

Jak na taką ilość alkoholu jaką wypiłam mówiłam dość zgrabnie... Albo chociaż tak myślałam. Po wypiciu jeszcze czterech drinków zostałam wyproszona z baru. Tak się teraz traktuje kobiety? Wystawia i wyrzuca, kiedy wydadzą zdecydowanie za dużo na alkohol?

- Pierdolę to pieprzone święto pierdolonych zakochanych! - krzyknęłam kopiąc słup stojący mi na drodze. - Niech wszyscy zdechną! Ci złodzieje! Zakładnicy! Katsuki! Te pary! WSZYSCY!

Dalej się wyżywałam na metal wystający z ziemi, dopóki nie poczułam czyiś rąk na swoim ramieniu. Jako osoba wyszkolona w samoobronie przeniosłam swoją wściekłość z niewinnego słupka na napastnika. Z całych sił waliłam w ciało bandyty i krzyczałam, ale po chwili zaczęło brakować mi sił. Walony alkohol!

- Uspokój się. - warknął

Było to znajome warknięcie, więc podniosłam wzrok na mężczyznę. Katsuki, pieprzony bohater, Bakugou. Jego twarz dodała mi siły, więc zaczęłam jeszcze jeszcze mocniej bić go. Chłopak cierpliwie czekał aż się uspokoję, a przynajmniej się starał, bo po minucie złapał moje dłonie i zaczął mówić.

- Śmierdzisz alkoholem. Ile wypiłaś? - starał się zachować spokój - Nieważne. Jesteś ciałkiem pijana, wracamy do domu.

- Nigdzie nie idę! Zwłaszcza z tobą! - krzyknęłam próbując się wyrwać. Z słabym skutkiem... Alkoholu, nienawidzę cię... Zostałam zmuszona do wejścia do samochodu blondyna.

- Kiedy wróciłem do restauracji już cię nie było. - spytał czerwonooki odpalając pojazd. - Wiesz, ile cię szukałem, idiotko?

- Zostawiłeś mnie... - odpowiedziałam opierając się o zimną szybę - Na pieprzone dwie godziny!

- Musiałem iść. Załatwiłem to najszybciej jak mogłem. - usłyszałam zirytowane warknięcie. Nawet nie patrząc na niego mogłam domyślić się, że złapał za nasadę nosa próbując nie wybuchnąć. - Mogłaś poczekać.

- Dwie pieprzone godziny... - powtórzyłam starając się zachować jasność umysłu co było coraz trudniejsze. - Co tu robisz? Nie potrzebuje cię.

- Widzę... - nastała chwila cisza zakłócana jedynie odgłosami silnika. - Martwiłem się debilko.

- Yyy... To... możliwe. Nie pomyślałam. - mruknęłam po nosem zamykając oczy. Przepraszam... Myślałam tylko o sobie...

- Wiem, że nie pomyślałaś! To oczywiste, że... Już śpisz... Ha! Mogłem się domyślić...

- Nie dotykaj mnie. Dam radę sama... - powiedziałam czując jak mężczyzna odpina moje pasy.

- Ta jasne. A ja wyznam miłość Deku! - usłyszałam kpiący głos mojego wybranka, kiedy podnosił mnie z siedzenia. - Nawet nie myśl, że będę spał koło ciebie! Śmierdzisz gorzej niż Kiri po siłowni.

- Ale... Ja nie byłam na siłowni... - usprawiedliwiałam się, ale w odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech i przekręcanie klucza w zamku.

Będąc ponownie na granicy snu poczułam miękki materac ugniatający się pod moim pijanym ciele. Po chwili poczułam ledwo już wyczuwalny zapach cynamonu i dymu. A miał nie palić... Pomyślałam wtulając się w Katsukiego.

Może to nie były idealne walentynki... Może bym zmieniła w nich kilka rzeczy... Ale cieszę się, że pod koniec dnia mogę usypiać koło kogoś na kim mogę polegać i kogo kocham.

=======================

Szczęśliwego dnia zakochanych!

Wszystkim parą życzę udanych i długich związków! Kochajcie się co najmniej tak mocno jak Deku kocha All Mighta. Niech wasza miłość będzie tak wieczna jak zmęczenie Aizawy.

A wy drodzy single, spokojnie. Miłość na pewno kiedyś się zjawi, a jak nie to zawsze są postacie 2D. A jak bardzo chcecie potrzymać kogoś za rękę to zwróćcie się do Shigarakiego, on ma rąk pod dostatkiem.

Bez względu czy macie druga połówkę życzę wam wszystkim, żebyście mieli kogoś na kim możecie polegać i kto was zawsze wysłucha. Nie ważne czy to będzie chłopak, dziewczyna, przyjaciółka, czy rodzice. 

Normalne rozdziały kiedyś wrócą. Może z nowym sezonem wróci wena? Kto wie, tymczasem ja wracam pod kołdrę. 

Wybuchowe Kolory (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz