Bohaterowie postanowili eskortować nas do miasta jeszcze tej samej nocy. Całą podróż siedziałam sama wgapiona w okno busa. Po przyjeździe pod szkołą czekali już wszyscy rodzice. Aizawa od razu ruszył do rodziców Bakugou z którymi rozmawiał dyrektor. Ja ignorując wszystkich z klasy zabrałam swoje torby i te należące do Katsukiego. Stanęłam gdzieś z boku, aby nie przeszkadzać innym i kiedy nauczyciel z myszopodobnym odeszli od moich gospodarzy podeszłam do nich.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. To były moje pierwsze słowa od wielu godzin, więc mój głos był zachrypnięty. Miałam ochotę się rozpłakać, co pewnie zauważyła mama Bakugou, bo od razu mnie przytuliła.
-To nie twoja wina. - pocieszała mnie. - Chodź do samochodu.
W samochodzie siedziałam cicho, kiedy zaparkowaliśmy przed domem, wysiadłam pierwsza, ale miałam opory wejść do tego mieszkania. W końcu to mieszkanie Katsukiego. Jak ja mam tu mieszkać, kiedy nie wiem nawet gdzie on jest? Poza tym, jestem pewna, że jego rodzice teraz cierpią, mój widok może ich jeszcze bardziej dołować. No bo w końcu na obozie było tyle osób, ale to ich syn został porwany.
- Shiro-chan? Jesteś pewnie zmęczona. Tyle się działo, idź do pokoju, a ja w tym czasie przygotuje ci kąpiel. - Nie wiem, kto to do mnie powiedział. Przytaknęłam i automatycznie wręcz wykonałam polecenie.
Dopiero leżąc w gorącej wodzie oprzytomniałam na tyle, że zaczęłam płakać. Łzy lały się strumieniami do zimnej już kąpieli puki nie wyraziłam wszystkich emocji jakie w sobie miałam. Lżejsza już o ten balast zaczęłam się ubierać. Wyszłam na korytarz i stanęłam przed drzwiami do naszego pokoju. Z uczuciem, którego nie umiem nazwać weszłam do pomieszczenia i zaczęłam się rozglądać. Nic się tu nie zmieniło, ale czuje się nagle tak obco. Nie na swoim miejscu. Położyłam się na zimnym posłaniu i skulona próbowałam usnąć, a kiedy to mi się udało męczyły mnie koszmary.
Następnego dnia wstałam późno, na biurko stał talerz z śniadaniem i karteczka, że jestem sama w domu, ale jeśli będę czegoś potrzebować to mam zadzwonić. Nie czułam wcale głodu, ale zmusiłam się do zjedzenia. Ubrałam się. Włączyłam telewizor i od razu go wyłączyłam. Wszędzie mówili o naszym obozie. Jak oni mogą! Zaginął uczeń, wiele osób zostało rannych, a oni... Opadłam bezsilnie na kanapę.
- Dramatyzuje... - skomentowałam swoje zachowanie.
Siedziałam tak bezczynnie na kanapie chyba godzinę. Później zadzwonił dzwonek do drzwi, przyszli policjanci. Powiedziałam im wszystko co wiem, oni mi podziękowali i wyszli. Zostałam sama. Znowu. Wróciłam do pokoju. Słyszałam dźwięk powiadomień, ale nie chciałam podnosić telefonu. Dryń, dryń, dryń. Nagle ten monotonny dźwięk został zastąpiony melodią oznajmującą, że ktoś do mnie dzwoni. Ren... Pewnie się martwi... Podniosłam komórkę i odebrałam.
- Dłużej się nie dało!? Ty wiesz, jak się martwiłem!? Nic ci nie jest? Mam przyjechać? - zalał mnie pytaniami
- Sorry. Jestem cała. - powiedziałam, ale wydaje mi się, że mój głos był lekko obcy
- Shiro? Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał delikatnym głosem
- Nie. Tak. Nie wiem... - westchnęłam. - Bakugou, ten chłopak co go porwali, jest moim przyjacielem.
- Rozumiem. Współczuje ci. Powiedz, jak się trzymasz?
- Słabo. - stwierdziłam. - Mieszkam u niego, więc dziwnie się czuje jak tu jestem. Jest cicho, przyzwyczaiłam się do niego, jego krzyków i humorów.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale Ren nie chciał mnie męczyć. Na pożegnanie powiedział, że mam do niego zadzwonić, jak się czegoś dowiem lub będę się chciała komuś wygadać. Ta rozmowa trochę mi pomogła, ale nadal martwię się o blondyna. Postanowiłam wziąć się w garść i ogarnąć się trochę.
CZYTASZ
Wybuchowe Kolory (zawieszone)
FanfictionOd zawsze radziliśmy sobie sami. Nie mieliśmy rodziny, ale ją sobie stworzyliśmy. Nie byliśmy spokrewnieni, ale zajmowaliśmy się sobą nawzajem. Nie mieliśmy idoli, nie potrzebowaliśmy ich. Nie ekscytowaliśmy się bohaterami, nie baliśmy się złoczyńcó...