NIE ODDYCHAJ

264 15 21
                                    

Na wprost mnie obok szafy stał wielki portret Syriusza.
- Witaj kuzynko- uśmiechnął się a mnie zatkało, wyglądał jak żywy, te same rysy twarzy, ten sam uśmiech i szarmancki uśmiech.

Spojrzałam na Remusa, stał zmieszany z opuszczoną głową

Podeszłam bliżej do portretu, z każdym krokiem było to coraz trudniejsze. Czułam jakby stał przede mną, jakby znów był z nami.

Cały czas się uśmiechał a mi ten uśmiech kręcił dziurę w sercu.
- Co tak patrzysz- zaśmiał się - Ducha zobaczyłaś?- mrugnął okiem a ja otworzyłam powoli usta z niedowierzania.

- No no, tego się nie spodziewałem, ty i Remus - zawrócił oczami- w tym domu, a się dziwiłem czemu wieczorem nie przyszedłeś pogadać, nawet bym zaczął się martwić gdybym podejrzewał co robicie gdzieś zdala ode mnie- uniósł brew, patrzyłam na niego bez okazywania jakiegokolwiek uczucia.

Wydało się jakby on wcale nie wiedział, że zmarł, on czuł się cały czas żywy.
Wskazałam ręką na niego i obróciłam się zmieszana do Lupina.

Spuścił głowę, wtedy zrozumiałam dlaczego gdy się zjawiałam u góry paliła się tylko jedna lampa.

Pokiwałam głową że rozumiem, wyszłam z pokoju, Syriusz odprowadził mnie wzrokiem.

Remus wyszedł za mną czekając aż coś powiem
- Łatwiej byłoby ci zamknąć ten rozdział- powiedziałam z współczuciem w głosie
- Nie dałbym rady - wzruszył ramionami - Potrzebuje go
- Tylko go już nie ma, to nie jest on, to tylko jego wyobrażenie

- Jeżeli mogę mieć go chociaż w ten sposób to się go nie pozbędę.. rozmowa z nim mi pomaga- próbował przekonać mnie do swoich racji.

Pokiwałam głową - Racja ...- spojrzałam za siebie- rozumiem

Staliśmy chwilę w przedpokoju, znów zaczęły wracać wspomnienia z Syriuszem, był wspaniałym człowiekiem, nawet nie chcę wiedzieć jak czuje się Remus po tej stracie, albo moja matka.

Lupin podszedł bliżej po czym przytulił mnie zaplatając ramiona wokół mnie.
Oparłam głową na jego klatce piersiowej, na co on pocałował mnie w czoło, uspokoiło mnie to.

Odsunęłam się- dziś spotkanie, jeżeli nie chcemy się spóźnić zbierajmy się- uśmiechnęłam się delikatnie.

Przechodząc przez salon rzuciły mi się w oczy poprzewracane szafy i inne przedmioty.
- Jeżeli chcesz możemy tu potem wrócić i to ogarnąć - spojrzałam na mężczyznę i nastepnie na pokój, na co on pokiwał głową po czym teleportowaliśmy się.

W zakonie każdego zdziwił widok Remusa, od dawna się tam nie pokazał, minęły miesiące nim mieli okazje znów go spotkać.

- Wakacje dobiegają końca- zaczął jak zawsze pierwszy Szalanooki. - Co za tym idzie rok w Hogwarcie- kiwnął porozumiewawczo głową- i sprawa transportu dzieciaków

- Rozmawiałem z Dumbledore'm- wtrącił Artur- mówił, że potrzeba więcej autorów do pilnowania korytarzy, bez przerwy- machnął dłońmi bez przekonania.

- Nie podoba ci się ten plan?- zapytała Molly zdziwiona, mąż spojrzał na nią ale nic nie odpowiedział, obserwowałam ich w ciszy jak to zazwyczaj było, ocknęłam się gdy usłyszałam swoje nazwisko.

- Remus, Molly i Bill- powiedział Alastor następująco, spojrzałam po zgromadzonych udając, że wiem o czym jest mowa, przecież wyłączyłam się tylko na minutkę.

- Od jutra zaczynacie, nie spóźnić się, Nimfadora miej na niego oko.

Ok oko... Tylko na kogo, siedząc resztę spotkania udało mi się to wywnioskować bez zbędnych pytań.

Po spotkaniu chciałam jechać do Remusa, niestety musiałam wrócić do domu i spakować trochę rzeczy by nie zawsze musieć wracać.

Pożegnałam się z nim i powiedziałam, że wpadnę do niego za godzinkę.

Weszłam do swojego pokoju, nikogo nie było w domu, wyciągnęłam walizkę i rozejrzałam się by chwycić kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

Kończąc pakowanie usłyszałam dzwonek do drzwi, podeszłam trzymając w dłoni zwinięte spodnie z białym długim paskiem.

Byłam pewna, że rodzice zapomnieli kluczu, chwyciłam za klamkę, jednak coś powstrzymało mnie przed odtworzeniem.

Oni nie wiedzieli, że byłam w domu, gdy wychodzili mnie nie było, przez myśl przewinęło mi się kilka mrocznych myśli.

Podeszłam do okna by chociaż zobaczyć kawałek sylwetki.

- To nie możliwe- powiedziałam cicho, przed drzwiami o ile mnie wzrok nie mylił stał Remus.

Uchyliłam drzwi, nie myliłam się, stał w nowej koszuli i kwiatkiem w ręce.

- Umm, hej- powiedziałam dość nieśmiało, Lupin w odpowiedzi uśmiechnął się i dał mi kwiatka, nic nie powiedział, co było bardzo w jego stylu.

- Widzieliśmy się chwilę temu, nie spodziewałam się ciebie tutaj, miło, że wpadłeś i dzięki za kwiaty- zacisnąłam usta, mężczyzna znów milczał- zostaniesz? Za chwilę wrócę pewnie rodzice, zjemy coś razem- ciągnęłam chcąc by coś w końcu odpowiedział, jednak on rozglądał się co chwilę przypominając, że ma się uśmiechnąć.

Z każdą sekundą docierało do mnie w co się wpakowałam, odsunęłam się nie dając poznać, że zaczynam coś odczuwać. Po chwili byłam pewna, że w moim pokoju wcale nie stoi Remus a ktoś ze złymi zamiarami.

Zaczęłam się pocić jednak cały czas uśmiechałam się pogodnie.
- A właśnie!- zawołałam widząc, że założył rękę na rękę chcąc jedna z nich dotrzeć do kieszeni spodni.  Nie miałam jak się bronić, moja różdżka leżała w pokoju obok.

- Rodzice kupili nowe kwiaty na ogrodzie, chcesz zobaczyć- wymyśliłam coś bardzo głupiego, jednak chciałam wyjść z domu, idąc przed nim modliłam się by ktoś teraz się zjawił. Zauważyłam starszego pana w ogrodzie obok grzebiącego czymś w ziemii koło drzewek. Widocznie musiał iść za mną by nie wzbudzić podejrzeń.

Nie wiedziałam czemu jeszcze nic mi nie zrobił, jednak cieszyłam się z tego, jednoczenie trzęsąc się ze strachu. Nie wiedziałam dlaczego jestem tak głupia.

Uśmiechnęłam się do niego, czułam się jakbym patrzyła śmierci w twarz, teraz widziałam ile rzeczy się nie zgadza, na jego twarzy było o wiele mniej świeżych blizn niż na twarzy Lupina.

-Muszę na sekundę do domu, poczekasz tu? - Lupin uśmiechnął się i skinął głową.  zapytałam cały czas odgrywając rolę, spojrzałam ukradkiem na mężczyznę zza płotem
- Dzień dobry!- wydarłam się do sąsiada chcąc wzbudzić jego uwagę, on wstał i odpowiedział mi kontynuując swoją pielęgnację ogródka.

Zaczęłam iść szybciej w stronę domu.

Weszłam zatrzaskując drzwi, serce biło mi jakby miało wylecieć, przełknęłam ślinę bojąc się spojrzeć za siebie.
Trzymałam je bojąc się, że zamek mógłby nie wytrzymać, jednak wtedy usłyszałam kroki idące ku domu, wzięłam głęboki oddech, po czym wstrzymałam go by nie wydawać żadnych dźwięków.

Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz