NA TĘ CHWILĘ CZEKAŁAM CAŁE ŻYCIE

265 16 24
                                    


Po chwilowym naprawianiu megafonu podszedł do mnie i podał mi dłoń lekko roztrzęsiony.
- Ee- zatkało mnie- ja, nie totalnie nie potrafię tańczysz- uśmiechnęłam się i podkręciłem głową.
- Nie przeszkadza mi to- powiedział łagodnie pomagając mi wstać.

Poszliśmy na środek pokoju, uśmiechnęłam się delikatnie lecz uczucia w środku biegały po całym ciele nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Podeszłam bliżej niego. Wiedziałam, że z moim brakiem skoordynowania ciała i bycia po prostu wielką łamaga, zniszczę tę chwilę.

Muzyka zaczęła być głośniejsza i szybsza. Chwyciłam go za bark a on drugą dłoń położył na mojej talii co wywołało u mnie skręt wszystkich kończyn, uznałam, że teraz nie będę zwracać na to uwagi i oddałam się chwili.

Słowa nie byłyby w stanie oddać tego to co wtedy czułam, o dziwo mimo mojej niezdarności nasze ciała zgrywały się w rytm muzyki, Remus tańczył nieziemsko nawet o tym nie wiedziałam, przynajmniej dla mnie jego ruchy były najpiękniejszym tańcem. Gdy muzyka ucichła przytuliłam się delikatnie do niego, pachniał jeszcze lepiej niż tańczył o ile to w ogóle możliwe.

Oparł policzek na moim czole. Chciałam by to trwało już zawsze, po chwili odsunął się i spojrzał mi w oczy, mimo ran i zmarszczek jego wzrok był pełen radości.

- Remusie.. - zaczęłam więżąc, że za chwilę znów powie jego typowy już tekst o byciu starym i niebezpiecznym.
-Nie powinienem- powiedzieć cicho, nie zwiastowało to niczym dobrym, zmarszczyłam lekko brwi, Lupin stał tak chwilę po czym opuścił głowę zrezygnowany, patrzyłam z niecierpliwością co chce powiedzieć lecz wiedziałam, że to może zniszczyć ten moment.

- Nie powinienem tego robić, to wszystko jest chore, nie chciałem cię ranić, tak cholernie źle mi z tym wszystkim, brakowało mi Ciebie- powiedział na jednym oddechu i na tych słowach się zatrzymał i utkwił wzrok na mnie po czym znów go spuścił- a ty mimo wszystko byłaś przy mnie gdy nie miałem nikogo obok - przerwałam mu kładąc palec na ustach.

Zdziwił mnie tym wyznaniem, spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Rozumiem cię, mi też Ciebie brakowało- zabrałam palec po czym przybliżyłam się do jego ust dalej patrząc na oczy czy nie odsuwa się ode mnie, staliśmy nieruchomo, nikt nic nie mówił , zapadła cisza, lecz nie była niezręczna była najgłośniejsza ciszą jaką kiedykolwiek przeżyła.

Nie wiedziałam co on czuje i co zrobi w tym momencie ale cieszyłam się jak dziecko.
Przybliżyłam się do niego czując zapach jego perfum. Milczeliśmy wpatrzeni w siebie, wszystko działo się tak szybko, odsunałam dłonią włosy które zakrywały jego zmęczone głębokie oczy.

Lupin przeczesał palcami moje włosy i zatrzymał się na talii. Cała drżałam a on jednak stał pewnie patrząc mi w oczy, co sprawiło mi wielką przyjemność.

Powoli zbliżyłam usta do jego warg. Były takie ciepłe i dokładnie takie o jakich śniłam, wszystko wyglądało jak w moich wyobrażeniach. Powoli zanużyłam się w nich. Na tą chwilę czekałam tak długo, przestałam wierzyć, że kiedykolwiek spotka się z prawdą, a teraz to się działo, tylko ja i on, my.

Nie chciałam przestać go całować, ten moment miał trwać wieczność, po chwili odsunęłam się czując się spełniona, czując że ten pierwszy pocałunek z pewnością nie będzie ostatnim. Położyłam głowę na jego ramieniu, był to najpiękniejszy moment w moim życiu.

- Tego też nie powinieneś? Grzeczni mężczyźni tego nie robią - zapytałam cicho z skrywanym uśmiechem.
- Robią, właśnie robią..- powiedział łagodnie i poczułam jak uśmiecha się ściskając mnie mocniej. Staliśmy tak chwilę, w ciszy jakiej mnie nauczył.

- Chwila, nie powiesz mi że jesteś za stary, za biedny za niebezpieczny?
- Dalej często o tym myślę.. - zamyślił się- Tylko nie potrafię być bez Ciebie, dni rozłąki są dla mnie katorgą a nasze warty ukojeniem.

Zaniemówiłam, stałam wmurowana, nogi zaczęły się lekko trząść, nie wiedziałam jak się zachować chciałam zacząć krzyczeć ale w ostateczności uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok.

- Niestety muszę przerwać, od 10 minut jesteśmy spóźnieni na spotkanie zakonu- powiedział odsuwając się troszkę jednak dalej ściskał mnie w ramionach.
Odwróciłam się spoglądając na stary zegar w kącie pokoju.
- Cholera, znaczy.. tak, jesteśmy spóźnieni, jedzmy już- powiedziałam puszczając go, odwróciłam się i tradycyjnie potknęłam o jedną z nóg stołu, na szczęście utrzymałam równowagę i już razem deportowalismy się pod zakon. Teraz byłam już spokojna, moje największe marzenie było spełnione, a co więcej, trzymałam je teraz w dłoni.

Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz