Nie wiele mówiliśmy, weszliśmy do zakonu, wszyscy patrzyli na nas czekając na wyjaśnienia. Przed oczami widziałam tylko uśmiech Fenrira a w głowie slyszalam jego ochrypły głos.
Usiedliśmy, patrzyłam na Remusa, miał cały czas nieobecne oczy, wygadał jakby zrobił coś złego.
- Pakowałam się w domu- złapałam za głowę- nie wzięłam walizki, dobra nie ważne- machnęłam na to ręką - usłyszałam dzwonek i zauważyłam Remusa- wskazałam na niego po czym zachwiałam się by mówić dalej, probowalam znaleźć słowa, dzięki którym nie wyszła bym na idiotkę.
- Otworzyłam mu..- przechyliłam głowę próbując ostrożnie dobierać słowa. - Dał mi kwiaty i wtedy zauważyłam że jest coś nie tak, wyprowadziłam go z domu próbując opowiadać mu o czymś- mówiłam bez przerwy wpatrując się w zielony mały wazonik na oknie.
-I wtedy wróciłam do środka, on zauważył, że wiem i... I chciał wyważyć drzwi, zawołałam Remusa patronusem i poszłam po pomoc tutaj,resztę już znacie- zacisnęłam usta, nie sądziłam, że coś takiego może się zdarzyć.
Spojrzałam niepewnie spode łba na Lupina, też miał zaciśnięte wargi ale nie odezwał się, jednak widziałam, że dużo rzeczy cisnęło mu się na usta i nie było to nic co chciałabym usłyszeć.
Do końca spotkania przewinęło się wiele słów, krytykujące mnie jak i wspierające, wiele krzyków i planów na kolejne działania próbujące pozbyć się niechcianych śmierciożerców jak i chęć przeniesienia ich na naszą stronę.
Ja jak i Remus nie odezwaliśmy się do końca spotkania. Gdy się skończyło zostałam przy stole, wszyscy wyszli, zostałam z nim sam na sam, chciałam wstać jednak on gestem zatrzymał mnie.
- Naraziłem cię, nadal nie wiem skąd wiedzieli gdzie mieszkasz-
Kiwnęłam głową dając mu do zrozumienia, że rozumiem
- Też nie wiem, jednak boje się, że wrócą- Nie pozwolę na to- zaprzeczył gestem głową - naraziłem Cię na nich
- Jak naraziłeś, nie mogłeś tego przewidzieć, zresztą i tak oni wcześniej już chcieli mnie zabić- To czemu akurat ty, czemu nie zaatakował kogokolwiek innego... jak mogłaś mu otworzyć- pomachał zrezygnowany głową.
- Myślałam, że to ty zresztą nie naraziłeś mnie tylko uratowałeś
- Nie musiałbym Cię ratować gdybym nie naraził Cię na te bestie.
Kiwnęłam porozumiewawczo głową, widać, że cokolwiek bym nie powiedziała to i tak on będzie miał on coś by powiedzieć to odwrotnie. Patrzyłam na niego przez chwilę.
- Do zobaczenia- odeszłam od stołu i wyszłam przed dom jednak nim zdążyłam się teleportować zaczepił do mnie Bill.
- Tonks- zawołał mnie z okna u góry - mam sprawę, poczekaj- odbiegł od okna kierując się na dół
- Chodź, odejdziemy- przybliżył się mówiąc ciszej i skierował głową na przeciwną drogę do mojej.
- Dumbledore przekazał mi, że w przyszły piątek mamy misję- chwycił mnie lekko za plecy
- Czemu nie powiedziałeś tego w zakonie
- To tajne, Severus i inni nie muszą wiedzieć- przewrócił oczami- Jasne, o co chodzi- spytałam niepewnie
- Mamy iść pozbyć się wilkołaków od Voldemorta, oni mają plany wobec nas, musimy ich wyprzedzić więc idziemy jak najszybciej.- Oczywiście- przytaknełam
- Uważaj się siebie- uśmiechnął się krzepiąco
- Wiem- kiwnąłem mu głową - Czy on- wskazałam głową na dom- Tak on też będzie - zaśmiał się delikatnie - i nie martw się tak, on przez to też się zamartwia.
CZYTASZ
Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąć
FantasyOpowiadanie o miłosnej historii Remusa Lupina i Nimfadory Tonks na podstawie ich prawdziwej historii, o tym jak się poznali, o ich trudnościach i wzajemnym wsparciu - Dora, jestem dla Ciebie za stary, za biedny i zbyt niebezpieczny- spuścił wzrok ...