ZMIANA TOŻSAMOŚCI

184 15 11
                                    

Wróciłam do domu, słowa Billa mnie uspokoiły.
Odłożyłam walizkę na bok, nie miałam siły po tym wszystkim jeszcze ją pakować.
Czułam się nieswojo w tym pokoju, jeszcze chwilę temu bała się tu o życie a teraz ma jakby nigdy nic tu siedzieć.

Z rodzicami nie zamieniłam słowa odkąd wróciłam, ojciec raz wszedł do mojego pokoju próbując pogadać jednak wyszedł widać, że niewiele chciałam mówić.

Do piątku zostały cztery dni, przed tym miałam odprowadzić Harr'ego na peron.
Jednak z tyłu głowy martwiłam się, że oni wrócą. Nie wiedziałam jak rozwiązać to by rodzice zmienili miejsce zamieszkania by choć oni nie mogli zostać ofiarami tego wszystkiego.

Uznałam, że nie mogę czekać, wyszłam z pokoju i powoli udałam się do salonu.
- Musimy pogadać- powiedziałam niezbyt pewnie, chociaż chciałam by tak się stało

- Tak?- uradował się ojciec

- Musicie wyjechać- odparłam na co oni zrobili zdziwione miny a mama odłożyła gazetę, jednak wyprzedziłam ich nim chcieli cokolwiek powiedzieć.

- Musicie wyjechać, ktoś chce się nas pozbyć, nie jesteśmy bezpieczni tutaj, gdyby chodziło tylko o mnie bym wyjechała, tylko, że ktoś wie gdzie mieszkam

- Co ty narobiłaś- zapytał tata niepewnie

- Ja nic- pokiwałam głową - nie mogę wam nic mówić, wiecie przecież, obiecajcie mi, że weźmiecie swoje rzeczy i ukryjcie się gdzieś poza granicami miasta, najlepiej jak najbardziej- powiedziałam najprościej jak umiałam, jednak na ich twarzach

- Kto ci grozi, możemy to zgło- zdenerwował się ojciec
- Nie - zaprzeczyłam, nic to nie zmieni, ludzie za biurkiem mają większe biurka, jutro wyjeżdżamy, w domu nie może zostać nic co by ich na nas naprowadziło.- tym razem mój głos zabrzmiał stanowczo, mama widząc co się dzieje kiwnęła raz głową pokazując tym samym, że rozumie.

Wróciłam do siebie i zaczęłam zbierać wszystkie potrzebne rzeczy moje i z zakonu.
Zebrałam listy i wyszłam przed dom
- Tego czas się pozbyć- położyłam je rozglądając się po czym wyciągnęłam z rękawa szybko różdżkę podpalając stertę.

Patrzyłam jak listy od Lupina zamieniają się w popiół, jednak to było jedyne słuszne wyjście.

Obejrzałam się i ujrzałam ojca patrzącego przez okno na mnie, udałam, że go nie widziałam i po chwili wstałam i butem zgasiłem resztę ognia na trawie.

Wróciłam i przystanęłam patrząc na rodziców pakujących swoje walizki.

- Wiecie gdzie wyjeżdżacie- spytałam niepewnie

- Ciotka Angela, od dawna nas zapraszała żebyśmy do niej pojechali bo jej samotnie po śmieci syna.

Kiwnęłam głową bez żadnych uczuć i wróciłam do siebie, robiło się ciemno i coraz mniej widziałam za oknem przez co czułam się zaniepokojona.

Pomyślałam by wrócić teraz do zakonu jednak nie chciałam teraz starszych rodziców więc chciałam zostać z nimi dopóki nie pojadą.

Położyłam się na łóżku błagając sama siebie by jak najszybciej zasnąć.

Jednak nim sen przyszedł minęło sporo czasu w którym zamartwiałam się co nas spotka w najbliższym czasie.

Z tą myślą zasnęłam, obudziłam się po dziewiątej.

Wstałam od razu kierując się do kuchni sprawdzić czy wszystko okej, rodzice dopakowywali od rana walizki.

- Jesteście gotowi?- zapytałam nieśmiało widząc, że dla nich jest to jeszcze większy stres nie wiedząc o co chodzi

- Już chwila- odpowiedziała mi mama.

Zdziwiło mnie, że nie dopytują jak zazwyczaj to robili, widocznie mama wpłynęła na ojca by nie zadawał zbędnych pytań.

Po szybkiej śniadaniu zabrali swoje rzeczy i wyszli pakując je do auta.

Wstałam ostatnia i wzięłam jakaś torbę by pomóc im nosić, spojrzałam co znajduje się w reklamówce, przystanęłam, w środku znajdował się stary zeszyt, otworzyłam delikatnie rozsuwając kartki palcami.

Ku moim oczom ukazał się stary pamiętnik mamy gdy byłam małym szkrabem, w zeszycie były stare fotografie, wzięłam jedna z nich do ręki.

Na niej był mój ojciec ze mną siedzącą mu na ramionach oraz mama trzymająca go za dłoń. Stali przed naszym nowo wybudowanym domem. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odwróciłam fotografię. "1974 z dwójką najukochańszych osób"

Zacisnęłam usta chcąc powstrzymać łzy, tak chciałabym by było tak beztrosko jak wtedy.

- Piękne co- zapytał mnie tata przez co podskoczyłam

Spojrzałam na niego, uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu. Otarłam łzę jednak nie wstydziłam się jej.

- Mieliśmy tu po 20 lat- zaśmiał się wpatrując się w fotografię. - piękny czas, niedługo po wyklęciu Andromedy z rodu Blacków przez małżeństwo ze mną. Nabrał powietrze w usta, cały świat był nam przeciwny, niesamowite co miłość robi z człowiekiem.- oddał mi fotografie - zostaw ją sobie, nie zapomnij o starych rodzicach- dopowiedział sobie a ja się roześmiałam

- Nigdy tak nie powiedziałam - podkręciłam głową śmiejąc się z nim

- Może i nie, bądź ostrożna złotko, mamy tylko ciebie- spojrzał ze współczuciem

- Będę- pokiwałam głową znacząco
- Dobra młoda, czas na nas- powiedział głośno patrząc, że weszła mama, mrugnął bym schowała zdjęcie do kieszeni.

- Bądź ostrożna kochanie- przytuliła mnie gładząc ręką moje włosy.

Po czym to samo zrobił tata poklepując mnie po plecach.

Wsiedli do samochodu, ojciec odpalił silnik i odjechali ginąć za drzewami.

Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz