Mężczyzna zaczął walić pięścią w drzwi, widocznie wiedział, że ja wiem.
Nie mogłam tu zostać, prędzej czy później on wyważyłby je i mnie dopadł.Zaczęłam biec do swojego pokoju, słyszałam trzeszczące drzwi za sobą ale nie obejrzałam się, strach dodawał mi odwagi by zawalczyć mimo wszystko.
Wbiegłam do pokoju i przezkoczyłam walizkę w której szykowałam swoje ubrania do zakonu.
Chwyciłam różdżkę, do jego wejścia pozostało mi kilka minut, może sukund, myślałam czy uciec z domu, ale on mógł wtedy w nim znaleźć wiele rzeczy świadczących o naszych zamiarach: jak listy od zakonu.
Stałam z różdżka w ręku nie wiedząc co się za chwilę zdarzy, dłonia mi drżała, nie było szans, że dam radę z nim sama, spojrzałam za siebie i płynnym ruchem wywołałam swojego patronusa, wyleciał z niej srebrzystobiały wilk, patrzyłam na niego, chciałam by zawołał rodziców ale tylko naraziłabym ojca mugola.
- Do Remusa- szepnęłam - Niech się tu zjawi- kiwnęła głową a postać wilka odbijając się od powietrza pomknęła przez okno znikając za horyzontem.
Zostałam więc sama z niewiadomo jakim czasem, uklęknęłam patrząc pod łóżko, musiałam się gdzieś schować by nie dawać się jak na talerzu.
Wskoczyłam szybko pod łoże, cofnęłam się do tyłu czekając jak tylko wejdzie i będzie mogła go zniszczyć.
Przez głowę przeszła jej myśl, że być może Remus specjalnie tak zrobił by nauczyć mnie odpowiedzialności, jednak wtedy patronus pobiegł by na dół a nie w stronę jego domu.
Moje rozmyślanie przerwał głośny krzyk zwiastujący, że ktoś jest z nim.
Nie było słychać żadnych dźwięków zaklęć więc widocznie był to ktoś kto był po jego stronie.
Walenie w drzwi ustało.
Nie mogłam czekać bezczynnie, wyszłam z kryjówki kiedy nagle zza oknem rozległ się głośny krzyk i seria morderczych zaklęć.Wbiegłam do salonu rozglądając się czy nikogo tu nie ma i podeszłam do okna wpatrując się co dzieje się przed domem.
Przed płotem stał Remus wraz z dwoma śmierciożercami, od razu rozpoznałam jednego z nich, był to Fenrir Greyback oraz jakiś wyższy chudy facet, Remus strzelał w nich zaklęciami krzyczą coś, jednak nie wiem co wtedy się działo.
Nie myśląc długo przeteleportowałam się pod zakon i wbiegłam szukając pomocy.
- Szybko, śmierciożercy są pod moim domem, Remus z nimi walczy- wydarłam się i Bill oraz obecny tam Ron i Artur wybiegli ze mną. Wróciliśmy pod mój dom i od razu rozpoczęła się walka.Tak jak przewidziałam w tym momencie zwolenników czarnego Pana było już czterech, nie wiem jak Remus dawał sobie z nimi radę.
Artur z Billem wbiegli na nich bez zastanowienia, Ron trzymał się z tyłu pomagając Remusowi a ja zajęłam się Fenrirem, był o wiele bardziej doświadczony co nie raz udało mi się sprawdzić.
-Rictusempra- wrzasnełam a oszałomiony Fenrir padł na ziemię, jednak szybko otrząsnął się i mimo niewyraźnego wzroku trzaskał zaklęciami we wszystkich kierunkach.
Kątem oka zauważyłam moich rodziców na końcu ulicy,nie mogłam poznać po sobie, że jest tam ktoś bo śmierciożercy wykorzystali by ten fakt by postawić nas pod ścianą.
Nie wiem w którym momencie dwóch z nich zniknęło pozostawiając tylko Fenrira z chudszym kolegą.
Wycelowałam różdżką w niego jednak on nim zdążyłam coś wypowiedzieć zniknął zamieniając się w czarny delikatny materiał uciekający za horyzontem drzew.
Fenrir uśmiechnął się pokazując żółte połamane zęby - znajdę cię złotko- zmarszył brwi po czym powtórzył to co chudszy zwolennik.
Artur trzaskał zaklęciami jednak nim coś go dorwało był już bardzo daleko.
Stanęliśmy w ciszy, wszyscy patrzyli na mnie i czekali na wyjaśnienia.
- Skąd do cholery oni się tu wzięli- wrzasnął Bill wycierając bluzką draśnięcie na ręce.
Patrzyłam raz na Billa i na Remusa, który stał z nieobecnym wzrokiem wpatrując się we mnie.
- Nie mam pojęcia- wydusiałam - jeden z nich
- Wszyscy z nich byli wilkołakami- szepnął Lupin. Spojrzałam na niego pytająco.- widziałem ich gdy robiłem misje dla zakonu- dopowiedział wzdychając po czym kucnął zmęczony opierając się ręką na ziemi.
- Dora- usłyszałam głos mamy dobiegający zza rogu, całym sercem liczyłam, że nie zauważyła tego co się tu działo.
Remus wstał szybko uśmiechając się pogodnie i schował różdżkę do spodni. Widocznie chciał się dobrze zaprezentować co mnie lekko uciszyło.
- Kto to jest- zapytał ojciec ze stonowanym głosem.
- Moi przyjaciele, przyszli mnie powiadomić o- zaciełam się nie wiedząc co brzmiałoby wiarygodne.
- O spotkaniu, zostało przesunięte- dodał Bill
- I mieliśmy więcej czasu więc się przeszliśmy- dokończył Lupin
- Tak- dodałam ciszej- Bardzo nam miło was pozna, co się stało Tobie chłopcze- zapytała piszczącym głosem mama zauważając zadrapanie Billa.
-A nic takiego, uderzyłem się o ... o krawężnik- upewnił ją- No cóż, to szybko, bo się spóźnicie a to nie grzecznie- uśmiechnęła się mamą, jednak było widać, że coś ja niepokoi.
- Oczywiście, już leciemy- uspokoiłam ich i przytuliłam szybko na pożegnanie. Spojrzałam przez ramię, ogrodnik stał wpatrując się z niedowierzaniem.
Ron chciał się teleportować jednak Artur powstrzymał go i poszliśmy spokojnym krokiem do płotu.
- Idźmy kawałek dalej- zarządziłam a Artur dał znak reszcie zakonu patronusem, że zwołuje natychmiastowe zebranie.
- Wyczyścimy tylko pamięć temu sąsiadowi, wszystko widział- szepnęłam i poszliśmy w kierunku jego domu.
CZYTASZ
Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąć
FantasyOpowiadanie o miłosnej historii Remusa Lupina i Nimfadory Tonks na podstawie ich prawdziwej historii, o tym jak się poznali, o ich trudnościach i wzajemnym wsparciu - Dora, jestem dla Ciebie za stary, za biedny i zbyt niebezpieczny- spuścił wzrok ...