MISJA

331 24 11
                                    

Odwróciłam się i weszłam  bez słowa, nie mogę uwierzyć co się ze mną dzieje. Nie licząc tego, że moje włosy straciły kompletnie kolor to osobowość też nie przypominała starej Tonks. Położyłam się do łóżka i nawet nie wiem o której zasnęłam ale nie pamiętam ile leżałam i o tym myślałam. Rano obudziłam się z bólem głowy dodałam jeszcze chwilę zebrałam się w sobie i zeszłam na dół. Na szczęście nikogo nie było i w spokoju mogłam opuścić mieszkanie.- nie ma co się urzalać- powiedziałam sobie ale w głębi czułam niepokój. 

Teleportowałam się do ministerstwa, miałam chwilę dla siebie bo pierwszy raz od kiedy żyję nie spóźniłam się do pracy. Sale były puste a na korytarzach kręciły się pojedyncze  osoby, żadnej znajomej twarzy. Weszłam do swojego przedziału i usiałam przy swoim stanowisku, czas strasznie się dłużył, patrzyłam leniwie na zegarek próbując odgonić myśli powracające do kłótni wczorajszej nocy. 

- O Dzień dobry, - powiedział znajomy głos, Remus? Odwróciłam się a ku mnie szedł minister magii JAK MOGŁAŚ pomyśleć, że to on. - Czym zasłużyłem sobie, że przyszyłaś dziś tak wcześnie? 

- Dzień dobry, właściwie to jes..- zawahałam się ale uznałam, że bez sensu mu coś tłumaczyć- jakoś tak wyszło- dokończyłam uśmiechając się lekko dumna z mojego sukcesu.

- Wyśmienicie - zawołał - to papiery na dziś- wręczył mi plik dokumentów,

- Dziś?- przeraziłam się i dodałam po cichu lecz mnie usłyszał.

- Tak zgłoszeń coraz więcej mam nadzieję,że mnie nie zawiedziesz?- odczułam, że chce ironicznie przypomnieć mi o incydencie, który miał miejsce kilka tygodni temu. 

- Jasne, że nie! Już zabieram się do pracy.- Rufus wyszedł zadowolony z pomieszczenia a ja położyłam papiery na stole i przeraziłam się ich ilością. No cóż powracamy do rzeczywistości.

Minęły długie godziny nim uporałam się ze wszystkim z 8 godziny zrobiła się 18,  pozbierałam swoje rzeczy i gdy chciałam wyjść ktoś pociągnął z drugiej strony za klamkę.

- O tu jesteś Tonks!-  ucieszył się Kingsley.

-  Gdzie miałabym być ja zawsze tutaj - wzruszyłam ramionami.

- Mamy na dzisiaj misję, Dumledore... - zawahał się i ściszył głos - za pięć minut na dole, nie spóźnij się zarządził po czym obrócił się, rozejrzał i poszedł dalej jakby nic się nie zdarzyło. Zdziwiwszy się odprowadziłam go wzrokiem zastanawiając się co takiego chciał mi przekazać.

- No dobra- Powiedziałam do siebie i weszłam do windy by pójść w umówione miejsce.

Przystanęłam przy drzwiach czekając na kogoś z Zakonu.

Po chwili wyszedł szybkim tempem Alastor z Arturem.

- Czołem- zarzucił Weasley po czym machnął do mnie ręką żebym za nim poszła

- O co chodziło Kingsleyowi?- zapytałam 

- Mamy misję od Dumledora

- Ja na misje? Nigdy nie byłam..- zawahałam się ale poczułam przypływ energii.

- Cudownie- uśmiechnął się Moody wypatrując gdzie jest reszta - Należysz do Zakonu więc lecisz z nami- spojrzał na mnie swoim normalnym okiem kiedy to drugie się zawiesiło i zostało w miejscu, co wywołało lekkie odstraszenie na mojej twarzy. Rozejrzałam się gdzie jest Remus

- Dlaczego nie ma Lupina?- powiedziałam bez uczuć żeby nikt nic nie podejrzewał, że coś się stało

- Emm, nie przyjdzie, coś tam mówił, że musi coś zrobić- odrzekł zakłopotany szalonooki

Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz