OSTATNIA ROZMOWA Z LUPINEM

239 16 30
                                    


Wróciłam do siebie, do domu.
Niedomyty makijaż rozpłynął się teraz po całej twarzy, oczy miałam czerwone i obolałe po płaczu. Nawet w takim stanie nie mogłam na niego liczyć... może dobrze, że się to skończyło, gdyby doszło do czegoś dalej między nami, nawet nie wziął by odpowiedzialności za swoje czyny.

Nie wiedziałam do kogo się zwrócić, mama była pogrążona w smutku, ojciec ucieszyłby się z wiadomości że nie będę z tym "dziwolągiem" a oprócz nich nie miałam nikogo. Powinnam popędzić do Syriusza, gdyby tylko była taka możliwość...

Po kilku dniach rozpaczania i użalania się nad sobą udało porozmawiać trochę z mamą, nie dziwiła mi się, skarciła jego zachowanie i dopowiedziała, że mam o nim zapomnieć bo widocznie mimo wieku nie dojrzał jeszcze by umieć rozmawiać z osobą która się kocha.

Gdyby to było takie proste zapewne bym to zrobiła, jednak myśli o nim towarzyszyły mi cały dzień, tak bardzo chciałam się z nim spotkać, zobaczyć go w drzwiach w mimo to dobrze wiedziałam, że nie to stanie, nigdy bym nie pomyślała, że potrafi być taki oschły.

Wiem, że, nie powinnam ale postanowiłam jeszcze raz z nim porozmawiać, uznałam, że nie będzie okazji a teraz znów ja muszę wyciągnąć rękę by wyjaśnić, na spokojnie, nie wiedziałam gdzie go szukać, wieczorem wyszłam z domu i popędziła pod jego dom. Na szczęście światło w domu było zapalone więc znaczyło, że w nim był. Zapukałam, odpowiedziała mi cisza, powtórzyłam ale bez skutku. Nie mogłam czekać, próbowałam otworzyć drzwi lub spojrzeć przez okno. Nic.

Teleportowałam się pod szkołę, bez problemu weszłam do środka i powędrowałam wprost do jego gabinetu.
Bez pytania weszłam i spojrzałam na jego starcze oczy.
- Nie jest Panu wstyd?- powiedziałam pewnie ale uznałam że muszę trochę grzeczniej mówić nim wyrzuci mnie za drzwi.

- Doskonale wiem dlaczego się tu zjawiłaś, przyznam, że spodziewałem się Ciebie tu dużo wcześniej.- powiedział w charakterystyczny dla niego sposób
- Gdzie on jest- przymrużyłam oczy.
- Na misji, jeżeli nie poinformował Cię to znaczy, że nie chce byś narażała się i szła z nim.

- Gdzie on jest- ponowiłam pytanie
-  Próbuję dogadać się z wilkołakami
- Czy Pan się słyszy? Myślisz, że on jeden da sobie radę z nimi
- Wątpisz w niego?- powiedział omijając niewygodne pytanie.

- Nigdy w niego nie zwątpiłam, jednak te bestie mogły rozszarpać go dawno temu gdy Pan stoi tu bezpieczny i nieświadomy.

- Nie wydaje mi się- powiedział łagodnie i machnął głową w stronę drzwi, już myślałam, że mnie wygania, kiedy się odwróciłam, zobaczyłam właśnie niego, w własnej osobie, stał przy drzwiach,nie patrzył na mnie.

Ominął mnie i podszedł do Dumbledora. Jego ubrania były poszarpany a on sam wlekł się powoli.

- Misja się nie powiodła- powiedział cicho, widocznie nie zdawał sobie sprawy, że o wszystkim wiem.
- Jednak żyjesz- powiedziałam pewnie, a obaj mężczyźni obrócili się w moją stronę.
- Zostawię was- powiedział wskazując na drzwi Albus po czym się ulotnił.

- Miałeś zamiar mi coś powiedzieć?
- A powinienem?- zdziwił się a jego oczy znów wyglądały na zimne i pozbawione uczuć.
- Co się z Tobą dzieję
- Nie mam teraz czasu- chciał zawrócić

- Czego się tak boisz, czemu nie jesteś ze mną szczery, raz jesteś przy mnie po czym znikasz... tamten dzień nic nie znaczył? Cieszysz się że udało ci się mnie rozkochać a teraz znikniesz udając, że mnie nie ma tak? Bo nie jestem warta twoich wyjaśnień.- rozchyliłam usta w niedowierzaniu.

- Dora wiesz, że to nie prawda- machnął ręką i stanowczo odpowiedział
- Ja już nie wiem co jest prawdą- podkręciłam głową a w oczach pojawiły się niechciane łzy, Lupina te słowa widocznie dotknęły gdyż cofnął się o krok i wbił wzrok w jakimś bliżej nie określonym punkcie,  kręcąc głową.

- Czyli już nie zaprzeczysz- patrzyłam na niego, czułam się źle z tym jak mnie traktuje - Byłam pod twoim domem, szukałam Cię w zakonie, martwię się o Ciebie a ty czy choć raz pomyślałeś jak u mnie? - odsunęłam się, teraz staliśmy już ponad 10 stop od siebie.

- Nie chce o tym rozmawiać- powiedział powoli próbując dobrać odpowiednie słowa.
- Oczywiście, tylko, że innej szansy już mieć nie będziesz- podeszłam do drzwi, wyszłam cały czas idąc pewnie korytarzem.

Szłam coraz szybciej nie odwracając się za siebie, tak bardzo pragnęłam by zawołał mnie lub zatrzymał, chwycił za rękę co kolwiek, tak się nie stało, wyszłam samotnie, na końcu korytarza odwróciłam się.

Nie było go na nim.. zostałam sama a on nawet nie próbował tego zmienić.

Kiedy gwiazdom przyjdzie zginąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz