Rozdział 1

2.8K 146 37
                                    

Dzień płynął spokojnie, nie zwracając uwagi na znudzonych uczniów, którzy siedzieli na zajęciach w murach magicznej szkoły.  

Po szybie wielkiego, starego okna spływały powoli krople deszczu. Właśnie one najskuteczniej przyciągały uwagę rudego, piegatego młodzieńca, który uczestniczył w lekcji bezlitosnego Severusa Snape'a.

Nagłe uderzenie w głowę czymś ciężkim i fala bólu, wyrwała nastolatka ze świata wyobraźni.

-Panie Weasley! Po raz kolejny pańska koncentracja pokazała na jak niskim jest poziomie. Czy mógłby Pan łaskawie odpowiedzieć na postawione przed chwilą pytanie?

-A mógłby profesor powtórzyć? - zapytał zakłopotany rudzielec. Zimne spojrzenie przeszyło go na wylot. Pochylił głowę w dół i nie odważył się jej podnieść, aż do zakończenia zajęć.

-Za nie uwagę Pana Weasley'a, minus piętnaście punktów dla Griffindoru. - chłopak poczuł na sobie wzrok połowy klasy i zawstydził się jeszcze bardziej.

Najgorsze nie były jednak wściekłe spojrzenia, a słyszalne z drugiego końca sali śmiechy i oszczerstwa. Przez nie Gryfon poczuł wielką potrzebę wyjścia na zewnątrz i nie wrócenia do środka.
Z utęsknieniem czekał na przerwę, którą mógł spędzić z przyjaciółmi.

Ostatnio spędzali ze sobą coraz mniej czasu, ponieważ wszyscy byli czymś zajęci. Hermiona miała ważny test z run, a Harry chodził często na treningi i rzadko go ktokolwiek widywał. Chociaż Ron podejrzewał, że nie chodzi tylko o treningi to nie chciał wyjść na ciekawskiego, więc nie zapytał o to wprost przyjaciela.

Ten dzień, chociaż ponury i z marną pogodą, był jak najbardziej na korzyść nastolatka. Wszystkie zajęcia na dworze i treningi zostały odwołane przez ulewę, a test wypadł akurat w to popołudnie. Co oznaczało, że w końcu będzie mógł zobaczyć znajomych i nie bać się, że zaraz będą musieli iść z powrotem w swoje strony.

W tym momencie piegowaty chłopak zadał sobie sprawę, że jego najlepszych przyjaciół nie ma w sali. Powinni siedzieć razem, kilka ławek przed nim jednak nigdzie nie mógł wyłapać wzrokiem burzy włosów Hermiony i bliznowatego czoła Harry'ego.

-Ciekawe gdzie są. Minęła już prawie cała godzina, jak mogłem nie zauważyć, że ich nie ma? - zbeształ się w myślach.

-To wszystko na dzisiaj. Pamiętajcie o pracy, która zadałem. Jest na ocenę, więc radzę się postarać. - powiedział ochrypłym głosem profesor.

Uczniowie zaczęli zrywać się z ławek i  wychodzić z sali. Jednym z nich był wcześniej wspominany Gryfon, którego myśli krążyły wokół zaginionych znajomych.

-Uważaj jak łazisz! - odezwał się lodowaty głos. Ron przez swoją nie uwagę wszedł w kogoś i prawie przewrócił go na podłogę.

-Zamknij się Malfoy, nic takiego ci się nie stało, nie jesteś z porcelany. Jak zwykle histeryzujesz. - odpowiedział, próbując wyminąć gromadę wysokich Ślizgonów, którzy zagrodzili mu drogę.

-Tym razem ci wybaczę, ale to nie znaczy, że mój ojciec się nie dowie.

-Nie boję się twojego tatusia. A teraz każ swoim gorylom zejść mi z drogi. -  blondyn uśmiechnął się wrednie i odszedł, zostawiając Gryfona samego z grupą napakowanych nastolatków.

Przed nim stali dwaj główni ochroniarze Malfoy'a - Crabbe i Goyle, oraz poboczni strażnicy -Teodor Nott, Blaise Zabini oraz Terence Higgs. W przeciwieństwie do swoich towarzyszy Terence nie patrzył na Gryfona z góry, a raczej wolałby nie patrzeć na niego w ogóle.

-Nie dacie mi tędy przejść, prawda? - chłopcy pokręcili przecząco głowami. Młody czarodziej westchnął i posłał im szyderczy uśmieszek. Odwrócił się na pięcie i poszedł drugą stroną korytarza, kątem oka zauważył jeszcze niezadowolone miny swoich prześladowców.

| Notatnik | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz